Rozdział 2

312 15 4
                                    

Rok 2009

Aurora odgarnęła niechciany kosmyk czarnych włosów. W małym domku panowała cisza, co ułatwiało dziewczynie w skupieniu się nad kolejnym, perfidnym zadaniem z matematyki. To jeden z tych przedmiotów, którego szczerze nienawidziła, ale także nie rozumiała. Jedyna nadzieja leżała w tatusiu, który jeszcze nie wrócił z pracy. Nagle słychać przekręcany w zamku klucz, a znajoma postura wchodzi do przedpokoju, gdzie ściąga kurtkę i buty, po czym standardowo kieruje się do kuchni.

- Dzień dobry Auroro - mówi całując dziewczynę w czubek głowy.

- Cześć tato - uśmiecha się.

- Co tam robisz? - pyta, zaglądając przez jej ramię do kolorowo ozdobionego zeszytu.

- Matematykę - fuka.

- To świetnie! - klaszcze w dłonie. - Co teraz przerabiacie?

- Zadania tekstowe - odpowiada z dużo mniejszym entuzjazmem.

- Posuń się - żartobliwie trąca córkę ramieniem, na co ta cichutko chichocze.

Tatuś pochyla się nad zadaniem. W skupieniu je analizuje, a jego wzrok skacze między zeszytem Irminy a podręcznikiem.

- W zagrodzie jest o 5 kur więcej niż kaczek. Ile jest kur, a ile kaczek, jeśli razem jest 327? - czyta na głos. - To nie jest wcale takie trudne.

- Jest - upiera się - gdyby nie było, już dawno bym je zrobiła - spogląda na tatę z rozbawieniem w oczach.

- Zobacz - mówi wyrywając kartkę ze środka zeszytu. - Kaczek jest x, a kur x plus pięć. Tak?

- Tak - przytakuje.

- Więc dalej, musimy to do siebie dodać. Czyli...

- ...x plus x plus pięć równa się trzysta dwadzieścia siedem - dokańcza.

- Dokładnie tak. Niewiadome na lewo, wiadome na prawo. Po tym zabiegu będziemy mieli...

- ... dwa x równa się trzysta dwadzieścia dwa dzielone na dwa, czyli x równa się sto sześćdziesiąt jeden.

- Świetnie! - chwali córkę. - I jak, chyba nie było takie trudne?

- Bez ciebie było trudniejsze - wyznaje wtulając się w ojca.

***

Kochany pamiętniczku!

Dzisiejszy dzień zapowiadał się tragicznie! Na początku załapałam pałę z angielskiego, ale to nie moja wina, że komputer mi się popsuł i nie mogłam wydrukować wypracowania!!!! Będę musiała wybrać się do Camili, jeśli nie chcę kolejnej jedynki. Później okazało się, że na hiszpańskim mamy zastępstwo z wiedźmą od matmy... Dwie godziny z tą zołzą. Boże wstaw się za mną! Nie dość, że jest wredna, to jeszcze zawaliła nam całe popołudnie pracą domową. Na szczęście tata zawsze mi pomoże. Razem przebrnęliśmy przez zadania z matematyki. Kocham tego mojego tatę!

Szkoda tylko, że mama wciąż się nie odezwała...

Kolorowe Ponieważ |Cole Sprouse|Where stories live. Discover now