Rozdział 10

185 12 2
                                    

Maur szedł koło mojej nogi, raz na jakiś czas zatrzymując się za potrzebą lub z chęcią obwąchania czegoś. Zadowolona prowadziłam psa i rozglądałam się po okolicy. Colvester było zdecydowanie większym miasteczkiem niż to, w którym wcześniej mieszkałam, ale także miało w sobie swój urok. Mieszkający tu ludzie, przynajmniej ci, których minęłyśmy, byli życzliwi, witali się z nami, a ci, którzy znali Alejandrę bardziej, zatrzymywali się na krótką pogawędkę. Oczywiście nie obyło się bez pytań o moją osobę, na które dziewczyna dość chętnie odpowiadała. Miło było słyszeć jak przedstawia mnie jako swoją przyrodnią siostrę. 

- Mam nadzieję, że polubisz moich znajomych. Rozmawiałam z nimi o tobie i powiedzieli, że chętnie cię poznają - czarnowłosa spogląda na mnie z uśmiechem. 

- Na pewno są cudowni - odpowiadam.

Choć tego po sobie nie pokazuję, to w głębi duszy okropnie stresuję się poznaniem towarzystwa Alejandry. Bardzo bym chciała, żeby mnie polubili, gdyż zależy mi na dobrych kontaktach z dziewczyną. Trzymam kciuki sama za siebie, żeby nie zbłaźnić się na oczach wszystkich. 

Gdy wchodzimy do parku dostrzegam kilka osób, mniej więcej w naszym wieku, siedzących na jednej z zielonych ławek. Spoglądam na towarzyszkę, która wlepia w nich wzrok, czym utwierdza mnie w przekonaniu, że to jej przyjaciele. Szybko oblatuję wzrokiem po swoim ubraniu i stwierdzam, że wcale nie wyróżniam się od reszty. W myślach gratuluję sobie za dobór stroju. 

Alejandra podchodzi do nastolatków i wita się z nimi. Maur zaczął szczekać i wesoło merdać krótkim ogonkiem. 

- Ty musisz być Aurora - powiedziała niska blondynka wstając. - Jestem Madison - mówi wyciągając dłoń. 

- Miło mi - odpowiadam delikatnie speszona. 

- Kochani poznajcie moją przyrodnią siostrę Aurorę. Jestem pewna, że się dogadacie, wczoraj spędziłam z nią prawie całą noc i wiem, że jest super - dziewczyna obejmuje mnie ramieniem na co cichutko chichoczę. 

Wszyscy uśmiechnęli się serdecznie i podnieśli się ze swoich miejsc.

- Madison już znasz, a to Diana, Cole i Ben - gdy Alejandra wskazała na ostatniego chłopaka w jej oczach zatańczyły iskierki. 

Zorientowałam się, że gdy dziewczyna mówiła o kimś dla siebie ważnym, chodziło jej właśnie o Bena. 

Pomachałam do wszystkich, a mój wzrok zatrzymał się na Cole'u, który bacznie mi się przyglądał. Speszona spuściłam wzrok podziwiając swoje fioletowe tenisówki. Maur leżący przy moich nogach spojrzał na mnie domagając się pieszczot, więc ukucnęłam przy nim i podrapałam go za uchem. 

- Ten pies lubi ją bardziej od ciebie - powiedział Ben podchodząc do Alejandry i obejmując ją w talii. 

Dziewczyna zarumieniła się od palców po czubek nosa. Posłałam jej znaczące spojrzenie, po czym wróciłam do głaskania zwierzaka. 

Nagle na głowie Maura zauważyłam jeszcze jedną dłoń. Gdy podniosłam wzrok zauważyłam szare tęczówki wpatrujące się we mnie. Twarz Cola była niebezpiecznie blisko mojej, więc odsunęłam się na bezpieczną odległość. Chłopak zaśmiał się na moje poczynania i przeniósł obiekt zainteresowania na wciąż leżącego dobermana. 

- To co idziemy się przejść czy będziemy tak siedzieć? - zapytała Diana spoglądajać na Alejandrę. 

- Możemy zrobić rundkę po parku, a później zdecydujemy co zrobić dalej - odpowiedziała jej przerywając konwersacje z Benem. 

Wszyscy wstali ze swoich miejsc i ruszyli w znanym tylko sobie kierunku. Złapałam mocniej za smycz, która do tej pory luźno zwisała przy moich nogach. Zacmokałam a zadowolony Maur podniósł się z miejsca i zamerdał ogonkiem. Uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam za pozostałymi. 

Gdy dołączyłam do przyjaciół Alejandry zaczęły się pytania kierowane w moją stronę. Odpowiadałam na wszystkie balansując tak, aby nie przywołać bolesnego tematu z tatą. Na szczęście wywiad szybko się skończył, a paczka przyjaciół znalazła sobie nowy obiekt zainteresowania. 

Pomimo tego, że byłam nowa w towarzystwie nie czułam się przez nie odrzucona. Starali się wciągać mnie w każdą rozmowę i nie omijać kiedy rozmawiali o swoich planach. 

- Może jutro poszlibyśmy do klubu, podobno ma być jakiś nowy Dj, co ty na to Auroro? - Cole spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem.

- Jeśli chodzi o mnie, to ja się piszę - powiedziałam starając się, aby mój głos brzmiał pewnie.

- My też chętnie pójdziemy - powiedział Ben patrząc na Alejandrę, która szła obok niego.

W myślach stwierdziłam, że wyglądają razem bardzo uroczo. Ona dość mocno umięśniona i wysoka jak na dziewczynę, on muskularny i mający na moje oko ze dwa metry wzrostu. Pasowali do siebie jak ketchup do frytek. 

- Ja odpadam - Diana zabrała głos. - Mam jutro obiad rodzinny. 

- Ja raczej też - powiedziała Madison. - Ale jeszcze dam wam znać wieczorem. 

- Będziemy czekać - Cole spojrzał na nią i uśmiechnął się delikatnie.

Od razu pomyślałam, że ma piękny uśmiech. Na samą myśl zrobiło mi się jakoś cieplej. Szybko potrząsnęłam głową chcąc przywołać się do porządku. 

Gdy robiliśmy trzecią rundkę po parku Alejandra stwierdziła, że Maur jest zmęczony i musi napić się wody. W duchu byłam jej wdzięczna za tą decyzję, gdyż moje nogi błagały o chwilę wytchnienia. Pożegnałyśmy się z wszystkimi i obrałyśmy kierunek do domu.  

 Przez chwilę szłyśmy w milczeniu. Każda z nas była pogrążona we własnych myślach. Na twarzy czarnowłosej wciąż dumnie połyskiwłay rumieńce po spotkaniu z Benem. Uśmiechnęłam się do siebie. Na prawdę byli bardzo uroczy i aż miło się na nich patrzyło. 

- Jak ci się podobało? - zapytała przerywając ciszę.

- Było bardzo fajnie - odpowiedziałam szczerze. - Twoi przyjaciele są na prawdę mili. 

- Szczególnie Cole - dziewczyna spojrzała na mnie znacząco.

- Nie rozumiem - przyznałam.

- Nie mów, że nie widziałaś jak on na ciebie patrzył. No błagam dziewczyno spodobałaś mu się. 

- Zna mnie dopiero kilka godzin. 

- Nie zaprzeczasz. 

- Bo to oczywiste, że to nieprawda - mówię kręcąc głową. 

- Ale zaprosił cię do klubu - Alejandra rusza brwiami, na co obie wybuchamy śmiechem.

- Powiedział to do nas wszystkich, a nie tylko do mnie - odzywam się gdy przerwałam falę chichotu.

- Wmawiaj to sobie - dziewczyna kręci głową. 

Trącam ją swoim ramieniem, na co ona odpłaca mi się tym samym. Maur drepczący między nami zaczyna wesoło szczekać, chcąc dołączyć do naszej małej wojny. 

- Kto pierwszy w domu - czarnowłosa rzuca wyzwanie i biegnie przed siebie.

Nawet nie zdążyłam się zorientować kiedy sama zaczęłam biec, gdyż pies, którego wciąż trzymałam puścił się w gonitwę za swoją panią. Ledwo dawałam radę dotrzymać mu kroku. Jego cztery nogi, w przeciwieństwie do moich dwóch, sprawnie i z wrodzoną gracją uderzały o chodnik. W myślach błagałam Boga, aby uchronił mnie przed bliskim spotkaniem z glebą. 

Gdy dobiegliśmy, oczywiście jako ostatni, pod dom myślałam, że wyzionę ducha. Jedyne o czym marzyłam to szklanka wody i odpoczynek na kanapie. Pomogłam Alejandrze wprowadzić dobermana do jego zagrody, po czym obie udałyśmy się do mieszkania. 

Kolorowe Ponieważ |Cole Sprouse|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz