Rozdział 5

262 12 2
                                    

26 kwietnia

Aurora wyskakuje z autobusu, co chwila zerkając na zegarek. Pierwsza lekcja trwa już od pięciu minut. Dziewczyna zdaje sobie sprawę z tego, iż tym razem nauczycielka angielskiego nie uwierzy w jej nędzne tłumaczenia. Ale przecież to nie jej wina, że tatuś całą noc kasłał, przez co nie zmrużyła oka i wszystkie poranne czynności wykonywała w żółwim tempie. 

Białowłosa zdyszana przekracza próg szkoły. "Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy [tu] wchodzicie" jak pięknie ujął Dante Alighieri. Tak właśnie czuła się nastolatka, gdy wchodziła do tego okropnego budynku. Jednak tym razem nie miała czasu na rozmyślanie. Musiała jak najszybciej przedostać się na drugie piętro.

Szkoda, że czarowanie poza murami Hogwartu było zabronione.

No i szkoda, że nie potrafiła czarować.

Starając się zignorować pieczenie w nogach, Aurora wskakiwała po dwa schodki, chcąc jak najszybciej znaleźć się w odpowiedniej sali. 

Gdy znajome drzwi pojawiają się na horyzoncie, białowłosa zwalnia. Drobnymi dłońmi poprawia rozwalającego się warkocza i wygładza zieloną spódnicę. Bierze głęboki wdech, po czym delikatnie stuka w drewnianą powłokę. Słysząc pozwolenie, wchodzi. 

- Auroro, to twoje trzecie spóźnienie w tym tygodniu. Mamy środę - nauczycielka spogląda karcąco na uczennicę. 

- Wiem. Przepraszam - białowłosa nie unosi wzorku z podłogi, która nagle zaczęła wydawać się niezwykle interesująca. 

- Nie słowa są ważne, lecz czyny - młoda kobieta ciepło uśmiecha się do swojej podopiecznej. - Usiądź proszę. 

Nastolatka wykonuje polecenie, zajmując pierwsze wolne miejsce. Wyjątkowo nie dzieli ławki z żadnym ze swoich najbliższych przyjaciół, co zdziwiło pozostałych uczniów, a nawet samą nauczycielkę. Jednak Aurora miała w tym swój cel. Wiedziała, że gdy usiądzie z nimi, włączą ją do jakiejś rozmowy, a nie chciała podpadać po raz kolejny swojej wychowawczyni. 

Lekcja minęła dość spokojnie, tak samo jak osiem kolejnych. Aurora jednak nie wyniosła z nich za dużo wiedzy. Zawsze uśmiechnięta, tryskająca energią dziewczyna dziś ledwo miała siłę stać na nogach. Ogromne cienie pod oczami i blada cera były jednymi z wielu objawów jej potwornego zmęczenia. Jednak nikt nie pytał. Bo po co? Jeszcze by odpowiedziała. Jedynie przyjaciele Aurory wiedzieli, co się dzieje. Tylko ich darzyła takim zaufaniem. 

- Odwiozę cię - Alex stanął obok dziewczyny, która zaczynała zasypiać na stojąco. 

- Nie trzeba, za chwilę mam autobus - wymamrotała sennie. 

- Pojadę z tobą. Muszę wiedzieć, że bezpiecznie dotarłaś do domu - zielonowłosy ze zmartwieniem spogląda na Aurorę. - Poza tym, to nie było pytanie - uśmiecha się. 

***

- Powiesz mi, co się dzieje? - pyta Alex, spoglądając ze zmartwieniem na dziewczynę. 

- Przecież wiesz.

- Cały czas bez poprawy? 

- Jest coraz gorzej. Tata cały czas kaszle, jest coraz bardziej zmęczony, nic nie jada, nie śpi i dalej trzyma się tego, że to tylko przeziębienie! - nastolatka podnosi głos, zwracając na siebie uwagę większości podróżujących. 

Zielonowłosy kiwa głową w zamyśleniu. Zastanawia się, jak może pomóc swojej przyjaciółce. Wie, że jej nie potrzeba słów pocieszenia. Trzeba działać. Tylko jak? 

- Mam pomysł! 

- Co? - Aurora spogląda na chłopaka z niezrozumieniem. - Jaki pomysł?

- Pojedziemy do tej kliniki, w której byliście. Powiemy, że chcemy porozmawiać z lekarzem w sprawie zdrowia twojego taty. Może się zgodzą. 

Kolorowe Ponieważ |Cole Sprouse|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz