Rozdział 8

206 15 0
                                    

- Kochanie, jesteśmy na miejscu - czuję delikatne szturchanie w ramię. 

Otwieram oczy i pierwsze co widzę to uśmiechnięta twarz rudowłosej. Zaczęłam się zastanawiać, czy ona kiedykolwiek nie wygląda tak, jakby połknęła całą energię świata. Wysiadam z samochodu i rozglądam się. Przede mną stoi parterowy, biały dom. Otoczony jest dużym ogrodem z wieloma kwiatami i hamakiem w honorowym miejscu. Ciekawe, jak wygląda w środku.

- Pokażesz mi mój pokój? - odzywam się po chwili milczenia.

Kobieta odwraca się zaskoczona, prawdopodobnie przez to, że się do niej odezwałam, lecz po chwili na jej twarz znów powraca szczery uśmiech, który staram się odwzajemnić. 

- Oczywiście kochanie. Chodź za mną. 

Po raz kolejny staram się nie skrzywić na przezwisko, jakim mnie obdarowała. Zaczynam podążać za nią w kierunku furtki, gdy nagle dostaję olśnienia. 

- A walizka? - zatrzymuję się w pół kroku. 

- Za chwilę Alejandra po nią przyjdzie. Jest strasznie ciężka, coś ty tam spakowała - chichocze delikatnie. 

- Kto to Alejandra? - pytam.

- Córka Cassandry - odpowiada. - Mojej partnerki - dodaje widząc moją zdezorientowaną minę. 

Kiwam głową na znak, że zrozumiałam. Słowa kobiety wpadają jednym uchem, zaś drugim wypadają. W mojej głowie cały czas siedzi tata. Zastanawiam się, co teraz robi, jak się czuję i czy też o mnie myśli. Staram się odgonić niechciane łzy, jednak im mocniej się wysilam, tym więcej ich napływa. 

- Króliczku - ktoś macha mi dłonią przed twarzą. - Odleciałaś. 

- Przepraszam, zamyśliłam się - kręcę głową chcąc sprowadzić się z powrotem do tego świata. - Mówiłaś coś? 

- Nic specjalnego - macha dłonią. - Choć, przedstawię cię dziewczynom. 

Przełykam ślinę na samą myśl ich poznania. Zmuszam się do stawiania kolejnych kroków. Nadgarstek, za który mnie złapała, zaczyna mnie palić, ale nie umiem się wyplątać. Idzie, a ja staram się dorównać jej tępa, co jest dość trudne zwracając uwagę na moje krótkie nogi. 

Zbliżamy się do ciemnobrązowych drzwi, na których wyryte są kwieciste wzory. 

- Są piękne - wypalam bez zastanowienia. 

- Poczekaj, aż zobaczysz resztę - uśmiecha się tajemniczo. 

- Jak mam się do ciebie zwracać? - pytam, nie mogąc się powstrzymać.

- Cóż, mamo, mamusiu, matulko albo po prostu Samanta - puszcza do mnie oczko. 

- Samanta będzie w porządku - kiwam głową. 

- Jak chcesz - mówi z lekkim zawodem. 

Czego ona się spodziewała, że skoczę jej w ramiona zapominając, jak zostawiła mnie bez słowa? Przez czternaście lat się nie odezwała i nagle pojawia się zachowując tak, jakby nigdy nic się nie stało. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo za nią tęskniłam. Ile nocy przepłakałam. Gdyby to ode mnie zależało, nigdy bym jej nie poznała.

- Króliczku, to są właśnie dziewczyny, o których ci opowiadałam. Cassandra i Alejandra - mówi wskazując na odpowiednią kobietę. 

Cassandra jest wysoką, zgrabną kobietą mającą około czterdziestu lat. Ma jasną karnację i obcięte na krótko czarne włosy. Uśmiecha się od ucha do ucha, wygląda na naprawdę sympatyczną osobę. 

Alejandra bardzo przypomina matkę. Również jest bardzo blada i posiada ciemne włosy, jednak jej sięgają aż do pośladków. Dziewczyna jest umięśniona, wygląda, jakby całe życie trenowała sztuki walki. Zdecydowanie nie chciałam jej podpaść. 

- Witaj - kobieta delikatnie obejmuje moje ciało. - Jestem Cassandra, ale mów mi Cassi. 

- Dzień dobry - kiwam głową chcąc wyjść na jak najbardziej uprzejmą. 

- Cześć. Jestem Alejandra - dziewczyna podaje mi rękę, którą delikatnie ściskam. 

- Miło mi poznać - uśmiecham się. 

Po raz kolejny robi się niezręcznie. Jeśli tak ma wyglądać cały mój pobyt tutaj, to od razu mogą mnie odwieść. Rozglądam się delikatnie po twarzach towarzyszek, jednak nic nie mogę z nich odczytać. Szczerzą się tak szeroko, że przypominają odlewy woskowe. 

- Emm... Samanto, pokażesz mi mój pokój? - pytam, chcąc jak najszybciej się w nim zabarykadować. 

- Oczywiście - klaszcze w dłonie. - Choć za mną. 

Naciska klamkę i otwiera drzwi. Wchodzimy do środka, a mi aż zapiera dech. Myślałam, że to Alex ma piękny dom, jednak ten jest o niebo elegantszy. Wszystko utrzymane w nienagannym porządku każdy poszczególny mebel w takim samym kolorze, nawet ułożenie doniczek jest tutaj przemyślane. Zaczyna przytłaczać mnie ogrom przestrzeni w tym budynku, który, przez jasne kolory, wydaje się dwa razy większy.

- Tylko nie zdejmuj butów - uprzedza mnie Cassandra. - I tak mamy bałagan. 

Jeśli to jest dla niej bałagan, to nie wiem co by powiedziały o moim pokoju. Ciekawe, jak dla nich wygląda porządek. 

Samanta ruchem ręki przywołuje mnie do siebie. Staram się dorównać jej kroku, jednocześnie rozglądając się wkoło. Gdy dochodzimy pod drzwi z literką ,,A'' w nich wyrytą, kobieta zatrzymuje się. 

- Mam nadzieję, że ci się spodoba - mówi spoglądając na mnie wyczekująco. 

Delikatnie, żeby niczego nie zepsuć, otwieram je i wchodzę do środka. Tak jak się spodziewałam, cały pokój jest przeraźliwie biały. Pod ścianą znajduję się łóżko z baldachimem, obok którego stoi mała szafka. Z lewej strony dumnie prezentuje się ogromna szafa, a z prawej biurko. Nigdzie nie ma nic kolorowego. Nawet kwiat jest blady. 

Staram się przywołać na twarz uśmiech, po czym odwracam się. 

- Jest piękny, dziękuję. 

Według prawa logiki, dwa razy fałsz daje prawdę, więc z matematycznego punktu widzenia, nie skłamałam. 

Kobiety patrzą na mnie z uśmiechem. Dopiero teraz zauważam, że stoją bardzo blisko siebie i trzymają ręce na swoich taliach. Nie wiem, czy uda mi się do tego przyzwyczaić. Co ja mówię. Mam nadzieję, że nie będę musiała się do tego przyzwyczajać. 

- Co jest w tej walizce? - do moich uszu dochodzi wesoły głos Alejandry. - To jest ciężkie nawet dla mnie.

Wchodzi do pokoju i stawia ją obok mnie. Uśmiecham się delikatnie i mamroczę podziękowania. 

- To co, my pójdziemy zrobić kolację, a ty się rozpakuj - odzywa się Cassandra. 

- Dobrze - kiwam głową. 

- Jeśli chcesz to mogę ci pomóc - proponuje jej córka. 

- W porządku - wzruszam ramionami. 

Rozsuwam suwak i otwieram walizkę. Alejandra podchodzi i razem ze mną zaczyna wyciągać moje poskładane w kostkę ubrania. 

- Może chciałabyś jutro wybrać się ze mną na miasto? Poznasz moich znajomych i razem cię oprowadzimy - czarnowłosa przerywa milczenie. 

- Bardzo chętnie - uśmiechem się do niej. 

Dziewczyna wydaje się być bardzo miła. Mam nadzieję, że to nie są pozory i uda nam się zakolegować, a może nawet zaprzyjaźnić. Aktualnie jest jedyną osobą w wieku zbliżonym do mojego, którą znam w Colvester. Poza tym jesteśmy prawie rodziną. Można powiedzieć, że jest moją przybraną siostrą. Jest moim rodzeństwem, o którym zawsze marzyłam.

Kolorowe Ponieważ |Cole Sprouse|Où les histoires vivent. Découvrez maintenant