11.

2.2K 223 147
                                    

hejka dzisiaj tak wcześnie bo tak

szczęśliwego pride month i w ogóle
btw pod koniec czerwca planuje wstawić nowa książeczkę mam już nawet kilka rozdziałów fajnie nie

dobra nikogo to nie obchodzi idżoj ten glupi rozdział

***
Prusy szedł powoli. Był zmęczony po całym dniu pracy. Miał ochotę położyć się, chociażby na ziemi i zasnąć na kilkanaście godzin. Czuł się załamany, gdy tylko pomyślał, że będzie musiał się jeszcze użerać z Polską, który będzie narzekał, że tak długo musiał zostać sam. Nieźle sobie wybrał tego ukochanego. Jakby nie mógł to być ktoś spokojniejszy. Cóż, serce nie sługa. Niestety.

Jak najciszej zamknął za sobą drzwi. W sypialni było ciemno, więc żywił nadzieję, że Feliks już zasnął.

Ostrożnie położył się na łóżku. Przymknął oczy i...

  – GILBERT!

...Nagle jego nadzieje na wyspanie się zostały mu odebrane brutalną siłą.

Feliks przeturlał się po posłaniu i zatrzymał się na brzuchu Prus. Niewyżyte dziecko.

  – Jezus Maria, Polen! Co to miało być? Mogę to zgłosić jako powstanie i będziesz miał problemy!

  – A możesz – powiedział blondyn z szerokim uśmiechem i podparł się na łokciach – ale tego nie zrobisz. Generalnie za bardzo mnie kochasz!

  – Uhm, czego jeszcze?

  – A poza tym – Feliks zignorował sarkastyczną uwagę – to twoja wina. Dzisiaj wyszedłeś tak jakby za wcześnie, więc jak się obudziłem po złym śnie, to ciebie już nie było! I musiałem się męczyć sam!

  – Nie moja wina, że śpisz do południa.

  – Wcale nieee! Jesteś totalnie beznadziejny, więc należy ci się kara.

Gilbert uśmiechnął się chytrze. Kara, tak?

Polska bez zrozumienia spojrzał na Prusa. Nie wiedział, czemu jego mina nagle z wymęczonej życiem zmieniła się w tak żywą i... właśnie, jaką? Nie umiał jej rozszyfrować, ale miał złe przeczucia.

  – Mi się należy kara, hm? A przypomnieć ci, kto ostatnio jakimś cudem wyszedł z pokoju bez mojej wiedzy oraz zgody i znacznie zmniejszył moje zapasy~?

Z przerażenia jak dotąd błyszczace rozbawieniem zielone oczy Feliksa nagle pociemniały i powiększyły się niemal dwukrotnie. Blondyn natychmiast zsunął się z Gilberta i stanął ma podłodze. Oparł się o ścianę, żeby się nie przewrócić na drżących nogach.

  – Przeproś – zarządził Prusy i usiadł.

  – Nie.

Albinos przyjął tę odpowiedź z zadowoleniem. Tego się spodziewał od upartego, uroczego Polski. Nawet zawzięcie w jego głosie wydało mu się w pewnym sensie pociągające.

Wstał. Feliks chciał się wycofać, ale przypomniał sobie, że nie za bardzo miał jak. Uniósł więc wzrok i z typową polską dumą jak zwykle spojrzał na straszny uśmiech Gilberta jakby z góry, mimo że był niższy. Po chwili zauważył dwie białe ręce, między którymi została uwięziona jego głowa. To się nazywa być przypartym do muru, tak? Dosłownie.

Feliksowe serce biło zdecydowanie szybciej niż zwykle. To pewnie strach. Może powinien przeprosić.

Potrząsnął głową. Nigdy by się nie zniżył do takiego poziomu. Czekał więc tylko na najgorsze.

Prusy z niemałą satysfakcją wpatrywał się w Polskę, który najwidoczniej gorączkowo rozmyślał. Widział jego zagubienie. Piękny widok.

Gdy już się wystarczająco tym nacieszył a Feliks zaczął się chyba niecierpliwić w bezczynności, Gilbert pochylił się nad jego prawym uchem. Polak widocznie się spiął.

Prus dmuchnął w skórę Feliksa, na co ten zapiszczał.

  – Jesteś totalnie okrutnyyy!

Albinos zaśmiał się z zadowoleniem. Cmoknął Polskę w czubek nosa i odsunął się.

  – Dzięki. Idźmy już spać. – Nie czekając na reakcję, Prusy się położył. – Dobranoc, mój kochany Polen.

Obrażony Feliks usiadł na brzegu łóżka. Bał się pomyśleć, czego on tak właśnie oczekiwał. Po chwili zwinął się w kulkę i wtulił się w Gilberta. Ten nijak nie zareagował. Pewnie już spał. Szybko mu poszło. Polska więc także zaczął próbować zasnąć.

*^*

Najpierw pół nocy Feliks przewracał się z boku na bok. Nie mógł przestać myśleć. Raz nawet spadł na podłogę, co niezbyt mu pomogło.

Potem został gwałtownie obudzony. Prusy już wstał i właśnie odsłonił okna. Blondyn otworzył i od razu zmrużył oczy w reakcji na ostre światło.

  – Gilbeeert – wymruczał z niezadowoleniem. – Czemu mnie raniiisz?

  – Co masz na myśli?

  – Totalnie brutalna pobudka...

  – Wczoraj marudziłeś, że wyszedłem przed twoim obudzeniem się, więc proszę. Mam dużo roboty ostatnio, więc muszę wyjść. Miłego dnia, czy cośtam.

Na pożegnanie Prusy dał Feliksowi buziaka w policzek. To mało, ale musiało mu wystarczyć.

Polska się skrzywił. O nie. Prusak obudził go tak wcześnie, znowu wychodził na cały dzień i żegnał go czymś takim?

Sam nie wiedział, co nim kierowało, kiedy przyciągnął zdziwionego Gilberta do siebie i zainicjował pocałunek. Chwilę później stracił prowadzenie i leżał pod chłopakiem. Całe zaspanie odeszło w niepamięć.

  – Feliś, ja muszę iść – Prusy powiedział w końcu słowa, których blondyn się obawiał. Nie chciał zostawać sam. A było już tak przyjemnie... – Chętnie bym został i wiesz, kontynuował – tu Gilbert dostał w twarz poduszką za nieprzywoitą minę – ale dostanę straszny opierdziel, jak znowu się spóźnię.

Prusy stwierdził, że wystarczająco uspokoił Polaka i wyszedł.

Feliks prychnął, obrócił się i wtulił zarumienioną twarz w poduszkę. Nie podobało mu się to, jak bardzo zawiedzony czuł się tym, że Gilbert przerwał im tamtą chwilę. Coraz mocniejsze uczucia, jakie żywił do Prus, były przerażające dla Polski.

Drugie rozbieranie Polski.Where stories live. Discover now