19.

1.6K 190 83
                                    

eee... nie, nie będę się już tłumaczyć tylko przepraszam
za wczoraj wstawię... kiedyś

***

W pewnym momencie chodzenie w kółko stało się męczące. Feliks potknął się o swoją nogę i upadł na zimną podłogę. Jęknął boleśnie i rozłożył się wygodnie.

Zaraz potem coś trzasnęło. Nieco przestraszony, Polska podniósł głowę. Okazało się, że to Gilbert wszedł do pokoju.

Feliks przewrócił się na drugi bok. Miał wrażenie, że powinien coś powiedzieć... Tylko co?

Zanim zdążył w ogóle otworzyć usta, został uprzedzony.

  – Co ty znowu robisz, Feliś?

  – A... Emm... Dzień dobry?

Gilbert przeszedł pół pokoju i usiadł przed blondynem. Dźgnął go palcem w policzek.

  – Aha, dobry. Ponawiam, co odwalasz?

  – Turlam się, przecież totalnie widać. Ślepy się robisz? Och, przykro mi. Tak jakby.

Gilbert wywrócił oczami.

  – Nie. Zastanawiam się jedynie nad sensem tego zajęcia. Ciekawe chociaż?

  – Totalnie.

Feliks leniwie wyciągnął rękę do Prusaka, a ten pomógł mu wstać. Z żalem porzucił pomysł odepchnięcia go w ostatniej chwili i przewrócenia. Może kiedy indziej. Może jak Polak będzie w lepszym stanie... Co mogło nastąpić nawet i nie prędzej niż za trzysta lat. O ile w ogóle będzie wtedy żył.

  – Wieeesz? Spać mi się na jakoś nie chce. Bo generalnie to już wieczór, nie?

  – Tak. Było nie spać wczoraj kilkunastu godzin. Dobranoc.

Zanim Gilbert zdążył dojść do łóżka, Feliks dobiegł do niego i z uśmiechem zawisł na pruskich ramionach. Czasem różnica wzrostu mu przeszkadzała, ale teraz była idealna. Jeszcze kilka centymetrów i by dotykał stopami podłogi, a tak to mógł swobodnie uwieszać się na Gilbercie.

Dla jego osobistego wieszaka nie było to zbyt wygodne.

  – Co znowu? Zmęczony jestem, Feluś, daj mi spać. Złaź już, idioto.

  – Wyjdź ze mną – powiedział stanowczo Feliks. – Chcę na dwór.

  – Co? Wczoraj byłeś... – przypomniał Gilbert.

  – Ale to było, tak jakby, wczoraj! Ja totalnie muszę dzisiaj.

  – A co ty, pies? W sumie...

Feliks, niby przypadkiem, mocniej zacisnął ramiona wokół szyi swojego wieszaczka. Zaskoczony Prusy się zakrztusił swoją śliną i odruchowo spróbował zdjąć podduszający go obiekt.

  – Jak śmiesz tak traktować zagilbistego mnie?!

  – Ałałcia... Gilberrrt, moja rączka! Totalnie mnie zraniłeś, jak mogłeś?

  – Ja? Ja, ciebie?

  – Tak!

  – No dobra. – Gilbert posadził Feliksa na ich łóżku, ujął jego dłoń i ucałował ją, jakby to była ręka damy, a nie więzionego Polski. Pomijając fakt, że pewnie nigdy by się tak nie zachował w stosunku do kobiety. – Lepiej?

  – Tak jakby - stwierdził blondyn, machając nogami.

  – Niech ci będzie – westchnął Prusy.

Zaraz po tym, już na zewnątrz, Feliks zwisał na rękach Gilberta. Prusak nie trzymał go zbyt mocno, więc blondyn musiał mocno się wczepić w jego ubrania, aby nie spaść na ziemię. Jeszcze by się ubrudził! Albinosowi natomiast odpowiadała ta sytuacja.

  – No weź, chcę iść sam... Postaw mnieee – rozkazał Polak.

  – Teraz to spadaj. Sam chciałeś na mnie wisieć, proszę bardzo. Poza tym, nie masz na sobie butów.

  – Jakże uroczo. Ale to totalnie dziwne. Wielki i egoistyczny Gilbert martwi się o mnie? Skoro tak, to zrób coś, zimno mi.

  – Nie myślisz chyba, że oddam ci mój płaszcz?

  – A właśnie że tak.

Z każdym wypowiedzianym słowem w powietrzu pojawiała się mała chmurka. Rzeczywiście, chłodno... W końcu zaczynała się zima. Gilbert osobiście niespecjalnie przepadał za tą porą roku.

Przeszedł jeszcze kawałek ogrodu z kochanym ciężarem w ramionach i usiadł na ławce. Usadowił sobie Feliksa na kolanach. Zdjął kurtkę i położył ją tak, żeby przykrywała ich obu. Dobrze, że personifikacja Polski była tak niewielka, wbrew niedawnemu rozmiarowi tegoż państwa.

  – Gilbert, gdzie gwiazdy? Ja totalnie chcę gwiazdkę!

  – Najpierw kup sobie mózg. Chmury zasłaniają przecież.

  – Generalnie to się nie znasz, mam więcej mózgu niż ty. ŚNIEG!

  – Nie drzyj się, widzę. To chyba normalne, co? Zwykłe zjawisko atmosferyczne.

  – Od kiedy to ty jesteś, tak jakby, nudny? Śnieg jest totalnie zafelisty – oświadczył Feliks. Wykręcił się dziwnie, żeby móc spojrzeć Prusakowi w oczy. Były rozbawione, w przeciwieństwie do przesadnie poważnego głosu Gilberta.

  – Od kiedy muszę się opiekować pewną pchłą.

  – Kim?

  – Pchłą. Tobą.

  – Generalnie to wcale nie musisz! Idę sobie. – Feliks zaczął się podnosić, ale zaraz znowu usiadł. – ...Zimno. Nie ruszę się.

  – Co ty, mała dziewczynka? – Gilbert się zaśmiał.

  – A może tak! Skąd wiesz, że nie?!

Przestraszonemu albinosowi zabrakło tchu. Miał czasem wrażenie, że Feliks czuł się kobietą, ale... Miał nadzieję, iż to tylko obawy. Polska dziewczyną? Straszne.

  – Co za mina? Żartowałem przecież. Totalnie głupio teraz wyglądasz!

  – Taak. Ha, ha. Wyglądam zaglibiście przecież.

  – Jasne. Wróćmy juuuż, zaraz zamarznę – stwierdził Feliks. – Gilbert... Gilbert, rusz się...

Prusy mocno przytulił do siebie swoją pchełkę wraz z płaszczem i wstał, chwiejąc się. Feliks zaśmiał się, widząc, że przez coraz mocniej padający śnieg białe włosy jego zaborcy stapiały się z tłem.

  – Co znowu? – prychnął Gilbert. – Może jednak powinienem cię tu postawić, co? Jak ci się podoba wizja chodzenia po śniegu na boso? Zawsze możesz też zostać na tej ławce.

  – Eej, nie bądź taki! Podobno jesteś taki zagilbisty – zauważył Feliks – więc nie powinieneś się nade mną znęcać.

  – Gdzie ja niby się nad tobą znęcam? I to ty się ze mnie śmiejesz.

  – Wcale że nie! – zawołał oburzony Polak i ze zmarszczonymi brwiami wbił oskarżający wzrok w chłopaka. – Może ja się śmieję z radości, co? Generalnie pan z największym ego, jakie da się spotkać, a nie pomyślał, że może cieszę się, że tak totalnie przystojna osoba się mną zajmuje i opiekuje, kiedy zamarzam! Niewdzięcznik!

Gilbertowi zabrakło słów. Nawet zatrzymał się na chwilę. Przeurocza mina zezłoszczonego Feliksa, jego zarumienione policzki i do tego tak ciepłe słowa ponownie zaczęły roztapiać mu serce. Nawet zrobiło mu się trochę mniej zimno. Uśmiechnął się i mocniej przytulił blondyna.

  – Ty też wyglądasz całkiem, całkiem, Feliś.

Drugie rozbieranie Polski.Where stories live. Discover now