21.

1.5K 165 130
                                    

dzień dobry wcale nie tak że pisane jak najszybciej i po nocy bo chcę już skończyć niee
przepraszam za jakość mój mózg nie żyje

***

Życie jest niesprawiedliwe. I w ogóle to głupie i bezsensowne.

- Och, dzień dobry, Feliksie. Co ty tu robisz?

Droga personifikacji Polski została przesłonięta postacią, która musiała być wcieleniem szatana, który chciał zepsuć mu plany i przyszłość.

Postać złapała go za ramiona. Koniec. Stracił tak piękną szansę.

- Czemu to się nie odzywasz? Wiesz, jak Gilbertowi musi być smutno?

- A wiesz, jak mi musi być generalnie smutno w niewoli? - odwarknął Feliks.

Mężczyzna się zamyślił.

- Chyba wiem, mogę zrozumieć. Jednakże, lepiej rozumiem miłość i wiem, że on jej potrzebuje. Od ciebie. Inaczej nie przeżyje. Ty też.

- Co ty tu w ogóle robisz, Francis, i czemu, tak jakby, prawisz mi kazania?

- Pogadamy, kiedy grzecznie wrócisz.

- I ty generalnie jesteś przeciwko mnie? Mówiłem, że szatan - powiedział niewyraźnie Feliks. - Nigdzie nie idę.

- Co?

- Co? Nic.

*^*

Zniknął.

Stracił go. Na chwilę spuścił z oczu i utracił swój najcenniejszy skarb, swoje kochanie. Nie interesowało go już nawet, że zostanie poniżony przez swojego władcę, Rosję, Austrię i pewnie jeszcze kilka innych osób za nieuważność i głupotę. Jak cokolwiek miało go obchodzić, skoro po raz pierwszy od dawna nie było z nim Feliksa? Nie wiedział, czy go jeszcze kiedyś zobaczy; czy on w ogóle nadal żył.

Zaczął wracać do domu, próbując przygotować się do przyznania się do porażki. Do straty...

Wcale przez większość drogi nie ocierał łez, nie, to przez słońce tylko mogło się tak wydawać. Nieważne, że przez chmury nie można było dojrzeć tejże gwiazdy. To tylko nieistotne szczegóły.

Niechętnie przekroczył próg swojego domu. Wydawał mu się taki pusty i nieprzyjemny, kiedy Gilbert miał świadomość, że nie było tam Feliksa. Może to dziwne i nienaturalne, ludzie mogli mówić, co sobie chcieli. Życie bez tego upartego blondynka przestało mieć sens dla personifikacji Prus i tyle. Co dalej?

- Dzień dobry - usłyszał znajomy, rozbawiony głos.

- Proszę, Francis, nie teraz.

- Nie interesuje cię, co ja tu robię? - zapytał Francja. - No dobrze, zrozumiem. Ale nie chcesz odzyskać swej zguby?

Gilbert niechętnie spojrzał w stronę niespodziewanego gościa. Przez dobre dziesięć sekund nie wiedział, na co patrzy.

Feliks zatupał głośno w zniecierpliwieniu, próbując się wydostać z uścisku Francuza. Serce Gilberta chyba się właśnie zatrzymało.

- Przeszkadzam wam? - W końcu cisza i walka na wzrok została przerwana przez Francisa. - Rozumiem, wrócę później~.

- No trochę przeszkadzasz - przyznał Prusy. - A ty, Feliks, chyba musisz ze mną porozmawiać i porządnie się wytłumaczyć.

- Co ty, tak jakby moja matka jesteś? Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć! Puścisz mnie w końcu?!

Francja oddał Polskę w ręce Gilberta i wycofał się z dziwnym uśmiechem.

Dopiero wtedy mina albinosa złagodniała. Prusy zignorował skrzyżowane ramiona Feliksa, jasno i wyraźnie oznaczające: nie. Przytulił go mocno.

- Głupi jesteś? Nie, to nie powinno być pytanie. Idioto, co ci w ogóle przyszło do głowy? Debil... Mój kochany, słodki, ulubiony debil...

- Generalnie to dobrze się czujesz, Gilbert? - spytał z troską Feliks. Trochę chciał zmienić temat. Miał świadomość, co czuł Prusak i jak musiała na niego oddziałać ta ucieczka. - Może masz gorączkę.

- Tak, pewnie tak. Przez ciebie. Ty mnie do tego doprowadzasz, Feliś - powiedział Gilbert.

Zaczynało do niego docierać, że naprawdę odzyskał Polskę, w miarę żywego. Serce zalewała mu coraz większa radość. Jego szczęście i irracjonalne rozbawienie znalazło sobie ujście w głupim chichocie.

- Mówiłem, że coś generalnie to z twoją głową nie tak. Kurczę, totalnie możesz mnie już puścić! Obrałeś za cel w życiu uduszenie mnie, czy co?

- To dobry pomysł - stwierdził Gilbert, nadal z idiotycznym uśmiechem na twarzy. Jakby do wczorajszego posiłku dodano mu nie te grzyby. Wypuścił Feliksa, a ten zmarszczył brwi, skupiony na utrzymaniu równowagi. Przemęczył się przez tę ucieczkę oraz bieg i samo stanie w miejscu było dla niego wyzwaniem. - Wracajmy, co? Nadal jedzenie czeka, moja głupia pchło.

Feliks zgrzytnął zębami.

- Chodzić nie mogę, idioto.

- Jak to? Co? Ksesese, sił zabrakło dziecince?

- Tak. Chciałbym, ale nie dam... Nie dam rady!

Strach i bezsilność w głosie Polski aż zakuły w serce Gilberta. Jak źle już musiało być, ile sił Feliks musiał stracić, aby się do tego przyznać?

Prusy westchnął.

- Nie chce mi się znowu ciebie nieść - stwierdził. Blondyn w odpowiedzi na to przewrócił oczami i zachwiał się. Gilbert odruchowo go złapał. - Jezu, dobra! Tylko nie umrzyj mi tu.

- Myślałem, że generalnie tylko o tym marzysz.

- Ale ty głupi jesteś - przypomniał po raz setny dzisiaj albinos. - Czasem aż mam cię dość. Chociaż nie na tyle, żebyś mi znikał, co pewnie z twoim rozmiarem nie jest tak trudne... Ej, ale masz sił na tyle, żeby mnie uderzyć?!

- Bardziej mam zmęczone nogi niż ręce. No i nadal nie mam za dużo, normalnie to bym ci chętnie wybił te wkurzające zęby.

- Wkurzające? - zdziwił się Gilbert. Zarzucił sobie Feliksa na ramię, jakby nie było lepszego i wygodniejszego sposobu na niesienie kogoś. Ruszył do sypialni. - Sam jesteś. Moje zęby są zagilbiste.

- A mam znowu generalnie uciec?

- A mam cię zostawić na środku podłogi i sam sobie iść?

- ...Cham.

Drugie rozbieranie Polski.Where stories live. Discover now