22.

1.5K 155 150
                                    

ŁAA CZYZBYM W KOŃCU NAPISAŁA
ŻYCZĘ WAM DOBREGO ROKU SZKOLNEGO ŻEBY BYŁ LEPSZY NIŻ MOJE ROZPOCZĘCIE

***

Feliks wychylił się na tyle, na ile pozwalały mu białe ręce trzymające go w pasie. Wydał z siebie nieokreślony dźwięk bólu i smutku.

  – Gilbert, generalnie to śnieg już stopniał... Mooogę?

  – Chyba śnisz. Więcej cię nie wypuszczę.

  – Ale... Kwiatki.. Ja totalnie chcę kwiatka!

  – Po co? Kwiaty są po to, żeby ładnie rosnąć w ogrodzie. I żebym mógł nawet je przyćmiewać swoim blaskiem.

  – Twoim czym? – zapytał z ironią Polska.

Gilbert mocniej złapał nadal marudzącego Feliksa, przyciągnął go do siebie i wolną ręką zatrzasnął drzwi.

  –Nie mogę, jasne? Nawet jakbym chciał, to nie mogę. Pogódź się z tym, mały egoisto.

  – Sam jesteś mały i sam jesteś egoista. Jakbyś mnie naprawdę totalnie bardzo zafeliście kochał, tak jak mówisz, to byś mi pozwolił...

Gilbert przygryzł wargę. Kazał sobie się opanować. Czemu ta pchła musiała być tak uparta i urocza jednocześnie? Niebezpieczne połączenie. Tym bardziej dla Prus, który w tej chwili nie marzył o niczym innym, jak o uwolnieniu Polski, żeby był szczęśliwy. Co najwidoczniej nie było możliwe u boku Gilberta. Co go bardzo bolało.

  – ...Dobra, nie rób mi już takich min – powiedział, zirytowany. – Jak od tego zależy twoje życie, to dobra, załatwię ci jakieś. I nie szantażuj mnie czymś takim, bo się zawiedziesz. Jestem ważniejszy niż twoje zachcianki.

Feliks przewrócił oczami.

  – Chyba w snach. Chociaż nie, generalnie to sny masz pewnie ciekawsze... Ile razy tam już umarłem, co?

Gilbert udał, że coś liczy i pokręcił głową.

  – Za dużo.

*^*

Feliks nie sądził, że te kwiaty naprawdę dostanie. Nie widział w Gilbercie osoby, którą by było stać na takie gesty. Był zwyczajnie zbyt dumny (i egoistyczny) na takie gesty. Ach, i mentalnie ograniczony.

  – Dzięki. Niesamowite – pochwalił sarkastycznie albinosa. – Po tylu... tygodniach? Nie wiem, totalnie tracę poczucie czasu w zamknięciu. Generalnie to to jeszcze teraz rośnie? Nie wydaje mi się; może to sztuczne...?

  – No przepraszam bardzo, że zapomniało mi się wcześniej. A potem mi się nie chciało. Powinieneś się cieszyć, że w ogóle ci dałem.

Feliks prychnął pod nosem i wyrwał Gilbertowi kwiaty.

Prawda była taka, że wybranie najładniejszych zabrało Prusom aż za dużo czasu. Zniżył się nawet do pytania innych o pomoc. Francja bezczelnie go wyśmiał, że co, Gilbert i kwiatki?, a Hiszpania powiedział, żeby kupić mu pomidory, które o tej porze roku były trudne do znalezienia, ale on jakieś Gilbertowi by już wykombinował. Ten nie przyjął propozycji, chociaż była kusząca. A jakby tak dać Feliksowi ziemniaki? Dobry pomysł, tak na następny raz, jakby Polaczkowi się zachciało roślinek.

  – Dobrze przynajmniej, że ładne – ocenił Feliks. – Takie różowiutkie. Totalnie uwielbiam różowy, wiesz? Ech... Niech ci już będzie, Prusaku.

  – Co?

  – Dziękuję – powiedział Polska i ucałował Gilberta w policzek.

Prusy uśmiechnął się krzywo i spojrzał na papiery, które musiał wypełnić. Cóż... Nic się nie stanie, jeśli raz odłoży pracę na trochę później, prawda? Feliks przecież był ważniejszy, a ostatnio nie dostawał od Gilberta za dużo czasu i uwagi.

*^*

Ostatecznie - nie był to dobry pomysł. Czasami Gilbert zapominał, jaka odpowiedzialność ciąży na nim jako na państwie. Kilka dni odkładania swoich obowiązków bez powiedzenia tego ważniejszym osobom i zrzucenia ich na barki kogoś innego, a kraj mógł zacząć się rozpadać. Szczególnie w okresie, koedy wojny były tak blisko twojego terytorium. Szczególnie kiedy masz pod władaniem inne państwo. I kiedy dzielisz je z kimś innym.

I zapominasz temu komuś na czas odpowiedzieć na bardzo ważny list.

  – Słuchaj, Feliś – powiedział nerwowo Gilbert, łapiąc blondyna za ramię. – To ważne. Chodzi o moje życie... No dobrze, głównie twoje, ale pomyśl: moje życie! Zagilbistego Gilberta! Twojego najukochańszego!

  – Zrozumiałem – przerwał mu Feliks ze śmiechem. – Mogę totalnie umrzeć. Jak zwykle. Więc, co?

  – Bardziej niż zwykle. Wiesz, ja naprawdę chcę cię utrzymać przy życiu jak najdłużej, ale... No... Rosja troszkę się zdenerwował i...

  – Coś znowu zrobił?!

  – No już, spokojnie. Nie odpowiedziałem mu raz, więc, ehm. Aktualnie jest w drodze do mojego domu.

  – Nie bój się! Ja go totalnie skopię! Gnida nie zasługuje na życie! – zawołał wojowniczo Feliks, po czym gwałtownie ustawił się w pozę przygotowaną do ataku. Zakaszlał i na podłogę poleciało trochę krwi.

  – Powiedziałem, że masz się uspokoić. Mówię ci to tylko dlatego, żebyś zrozumiał sytuację. Proszę, bardzo proszę, żebyś ten raz mnie posłuchał i nie ruszał się z sypialni. Nawet po jedzenie. Nawet na korytarz. Nigdzie.

Polska się skrzywił. Dawno nie spędzał tyle czasu samemu. Ostatni prawie rok ciągle z kimś był - w nocy, w pracy i w wolnych chwilach z Gilbertem, a w ostateczności i ze służbą.

Rozległo się pukanie i ktoś zawołał zza drzwi, że przybyli goście zza granicy.

  – Skoro prosisz... – mruknął Feliks i odwrócił się plecami do Prus. – Ale generalnie to tego pożałujesz. Swojej głupoty. Czemu nie mogłeś, tak jakby, normalnie odpowiedzieć? Żeby się teraz użerać z tym idiotą?

  – Ja— Uch, powiem później. Do zobaczenia.

Drugie rozbieranie Polski.Where stories live. Discover now