Rozdział 35

7.8K 310 51
                                    

Bardzo mi przykro. -odzywa się po chwilowej ciszy.

-O co chodzi? -pyta Lena, która kompletnie nie wie o co chodzi.

-Chyba będziesz musiała znaleźć sobie inną chrzestną. -mówię ze łzami w oczach.

-C-co? Wiktoria co ty w-wygadujesz... -mówi nerwowo.

-Dzień dobry doktorze.-słyszę głos mamy.

Spojrzałam w tamtą stronę, a mój wzrok skrzyżował się z jej spojrzeniem. Nagle cały uśmiech z jej twarzy znikł.

Ona już wiedziała.

-C-co wszyscy macie takie miny? -pyta chodź czuję, że spodziewa się najgorszego.

-Mamo.

-Tak?

-Przerywam chemioterapie.-mówię.

-Słucham!? nie możesz!!-krzyknęła.

-Wiktoria, co ty...-odezwała się Lena.

-Doktorze... mógłby. -mówię tamujac łzy.

-Umm organizm Pani córki... on nie przyjmuje Chemii. Jej organizm jest już wyniszczony... następna dawka może okazać się śmiertelna. -mówi, a wszyscy zakrywają usta dłonią popadając w szok.

-Jeśli przerwie to też umrze... -mówi cicho. -trzeba spróbować... ona musi wyzdrowieć. -zaczyna krzyczeć na lekarza mama.

-Mamo, proszę cię... -mówię cicho, bo głośniej nie dam rady.

-Proszę, nie przerywaj leczenia. -prosi mnie, mocno  trzymając teraz moją rękę.

-Nie mam zamiaru umierać w tym miejscu... poza tym mam coś do załatwienia.-powiedziałam.

I szczerze pogodziłam się ze śmiercią.

-Czy ty się słyszysz?! Do załatwienia?! To żart. Jesteś chora... masz raka kobieto!-krzyczy w moją stone.

-Mam raka barwo. Zgadza się. Zostało mi mało czasu!  wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale musisz. Przyjmij to do wiadomości! Kocham cię i nie chcę żebyś przychodziła przez to kolejny raz, ale nic nie mogę na to poradzić... Jeśli nie mogę być zdrowa to mam jedno marzenie. Które akurat mogę spełnić. Więc proszę cię mamo, nie utrudniaj tego... nie w tym momencie.

-Nie dam rady pogodzić się ze śmiercią córki. -mówi z wyrzutem.

-Wiem, ale zrobisz to, bo cię o to proszę.

-Lena. -zaczynam.-przepraszam, że musiałaś na to patrzeć. -zwracam się do niej i widzę jak przez ten cały czas płakała. -heej...Lena nie płacz... nie można ci się w takim stanie denerwować.

-Moja przyjaciółka umiera, więc nie pieprz mi tutaj.

- Zadzwoń do Oliviera niech po ciebie przyjedzie.

-Nie! Chcę być sama. -mówi i wstaję. -jesteś uparta i silna, cenie cię za to. Więc walcz do końca! -nie daję za wygraną.

-Lena, nie mam już szans.-mówię i nie wiem jak ja tu wytrzymuje bez płaczu.

-Nie nie nie, nie mów tak.-mówi nerwowo.

-Lena musimy wyjść... doktor chcę porozmawiać z Wiktorią. -mówi bardzo smutnym głosem mama.

Lena przed wyjściem przytula mnie i szepcze mi do ucha.

Best friends Forever

Zawsze tak mówiliśmy gdy byśmy małe.

To było... ach łezka zakręciła mi się w oku.

-Wiktoria... wiesz, że możemy spróbować jeszcze raz ale... jest wysokie ryzyko. -zaczyna doktor.

-Obydwoje wiemy, że mam minimalne szansę... nie chcę spędzić ostatnich chwil w szpitalu tak jak mój tata... będę tu leżeć i powoli zapominać twarze znajomych... rodziny. Nie chcę tak! I tak czuję, że druga chemia będzie za dużo jak na mój organizm. Ja już nic prawie nie jem. Tracę na wadze... nie mam siły. To koniec. Nie chcę tego leczenia! Bo już nic z tego nie będzie. Zwolnie miejsce dla kogoś, komu można jeszcze pomóc.

-Nigdy nie... ech staram się nie przywiązywać do pacjentów, ale sam teraz nie mogę uwierzyć, że taki jest tego finał. -mówi.

-Ja też nie.

Poprawione przez: @cvtiepie97

Wybrałam Ciebie ❤ W.HWhere stories live. Discover now