--- ε 11 з ---

1.4K 248 77
                                    

------------ ε ♢ з ------------

Nie lubiłem nigdy mówić o sobie. Ale byłeś zawsze tak dobrym słuchaczem, że potrafiłem rozwiązać przy Tobie język. Nieważne co robiłeś; gotowałeś, sprzątałeś, wypełniałeś dokumenty do pracy czy grałeś na pianinie. Miałeś podzielną uwagę. Dzięki Tobie nauczyłem się mówić, oczyszczać ze złych myśli. Już zawsze będę Ci za to wdzięczny.

- Nie pomyślałeś, że mogłem Cię wtedy usłyszeć? -

------------ ε ♢ з ------------

2 grudnia

Yoongi przeklinał głośno śnieżne zaspy, przez które przekopywał się od parkingu. Zostawił auto pod P4 i udał się od razu na oddział, gdzie Taeyong trzymał Jimina. Zastanawiał się, czy Park odzyskał już przytomność i z trudem przyznał przed sobą, że trochę bał się konfrontacji.

Nocą dużo o nim rozmyślał, szczególnie po rozmowie z Jaehyunem. Próbował ułożyć jakiś plan działania, wypunktować ważne rzeczy, o których zapomnieć nie mógł; tematy rozmów, jakie chciał przeprowadzić z Jiminem, trudne pytania i badania. Wszystko to zaraz znikało, zastąpione zapamiętanym widokiem tych nieszczęsnych liter, które nic mu nie mówiły. Śniły mu się — pełzające po ścianach jego pustej sypialni, grupujące się na suficie, próbujące ułożyć w jakieś słowa, skróty. Nic jednak nie miało sensu. Yoongi za mało znał Jimina, by cokolwiek mogło mieć sens.

— Hej — mruknął, zaglądając do pokoju socjalnego. — Jest Taeyong?

— Kręci się gdzieś na ratunkowym — odparła młoda kobieta, nawet nie odrywając wzroku od telefonu. — Przywieźli kilka osób po karambolu z wjazdowej do Seulu. Cały autobus ludzi. Nie mieli miejsc w innych placówkach. Normalnie jakiś armagedon!

— A ty siedzisz w socjalu z komórką?

Kobieta przestała uderzać kciukami w ekran. Podniosła wzrok i rozpoznając sylwetkę znajomego ordynatora, prawie spadła z krzesełka.

— To nie tak! Taeyong wysłał mnie na przerwę! Jestem po nocce, przysięgam!

— Lepiej coś zjedz i się zdrzemnij, zamiast męczyć oczy.

Skierował się w stronę SOR-u, gdzie rzeczywiście zastał spory harmider. Personel deptał sobie po stopach, kilka fartuchów nosiło na sobie ślady krwi, krzyk bólu i płacz wisiały pod sufitem. Yoongiemu zrobiło się przykro, ale nic nie mógł zrobić. Znał jedynie podstawy pierwszej pomocy.

Nim odnalazł wzrokiem Taeyonga, chirurg zjawił się sam.

— Chodź. — Lee pchnął go z powrotem na korytarz. — I tak muszę iść na oddział i zaklepać salę. Jakiemuś facetowi praktycznie urwało rękę.

— Są jakieś ofiary? — Yoongi mu współczuł. Wyglądał na wykończonego.

— Daj spokój... — Mężczyzna westchnął. — Nie wiem, ile trupów zastali ratownicy, ale nad ranem zszedł mi facet, a z godzinę temu mały chłopiec. Obaj się wykrwawili.

Taeyong podrapał się po skroni, zamykając oczy. Min miał do czynienia z różnymi przypadkami. Blisko mu było także ze śmiercią, ale nigdy nie stracił pacjenta na stole, podczas walki o jego życie. Dlatego zawsze bardzo szanował Lee, bo na jego miejscu pewnie by zrezygnował.

— Ten twój chłopak — zaczął chirurg, umyślnie chcąc zmienić temat, kiedy tylko wyszli z windy. — Przeżył noc, więc myślę, że teraz może być tylko lepiej. Cały czas śpi, dostaje dożylnie kapkę morfiny i monitoruję jego serce.

◦ Panic room ◦ [yoonmin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz