------------ ε ♢ з ------------
Kiedy chodziłem do szkoły, miałem wielu przyjaciół. Zawsze się śmiali, że uczęszczałem na dodatkowe lekcje z łaciny. Ale jak to rzekł Cyceron: Praeclarum est latinae scire. Nie mylił się, bo naprawdę:
— Chwalebne jest znać łacinę. —
------------ ε ♢ з ------------
4 grudnia
Łamiąc większość przepisów drogowych, wyprzedzał kolejne auta, co jakiś czas przyłapując się na wypowiadanym jak mantra imieniu Parka.
— Szybciej... Szybciej! — ryknął, uderzając dłonią o kierownicę, kiedy od szpitala dzieliło go ostatnie skrzyżowanie.
Czerwone światło paliło się wieczność.
Taeyong zadzwonił do niego niespełna godzinę wcześniej, informując z zadowoleniem, że Jimin się wybudził. Min mało nie upuścił zakupów, stojąc po środku marketu. Przestał myśleć; podbiegł do pracowniczki, która układała towar na półkach z nabiałem, wcisnął jej koszyk i oznajmił, że bardzo ją przeprasza, ale musi stąd iść, a nie zdąży odłożyć tego na miejsce.
Na parkingu się poślizgnął i przewrócił. Leżał przez chwilę nieruchomo, wpatrując się w czyste jak łza niebo. Pierwszy raz od dłuższego czasu było słonecznie, a iskrzący się na ziemi śnieg, niebywale oślepiał przechodniów. W końcu się zorientował — uśmiechał się. Czuł euforię.
Jimin wrócił.
— Gdzie on jest? — zapytał, wpadając z impetem do sali.
Łóżko było puste. Obok mebla stała starsza, wystraszona pielęgniarka, zmieniająca pościel.
Przenieśli go bez jego zgody? A może zabrali go ze szpitala? Może jego obawy się spełniły? Może oskarżą go o niedopilnowanie — zabiorą mu go.
— Park Jimin? — zapytała przyglądając się psychiatrze.
— Tak, tak. Leżał tu, ten blondyn. Gdzie on jest?
— A kim pan jest? — Zacisnęła palce na pościeli.
Yoongi widząc, że chyba naprawdę się go bała, pofolgował.
— Jego lekarzem. Jego psychiatrą. To mój pacjent, muszę go zobaczyć.
— Yoongi?
Odwrócił się gwałtownie, słysząc znajomy głos. Seokjin stał za nim, ubrany cywilnie, acz całkiem elegancko.
— Co ty tu... — Min ściągnął gniewnie brwi. — Jin, jeżeli ty...
— Przyjechałem odebrać kuzyna — powiedział, wkładając dłonie do kieszeni. — Trafił tutaj na pogotowie po tym nieszczęsnym karambolu. Ale robią mu jakieś badania, więc czekam, spaceruję, zwiedzam. A co ty tutaj robisz?
— Przyszedłem do Jimina.
— Jak to?
Seokjin był jego przyjacielem. Nie robiłby mu na złość. Przynajmniej nie umyślnie lub nie z własnej woli. Jednak Kim prowadził sprawę Jimina i jeżeli Yoongi powiedziałby za dużo, Jin byłby zobowiązany do podzielenia się tymi informacjami z innymi ludźmi, czuwającymi nad sytuacją.
— Trochę się uszkodził dwa dni temu i oddałem go znajomemu chirurgowi pod rękę. Przyszedłem sprawdzić, czy mogę go zabrać z powrotem do P4.
CZYTASZ
◦ Panic room ◦ [yoonmin]
FanfictionGdzie Park Jimin to morderca, a Min Yoongi jest święcie przekonany, że wszyscy się mylą. Inspiration: Au/Ra - Panic Room