Historia #10: Księżyc

36 1 0
                                    


Zawiłość mojego planu przyjazdu do Warszawy rozpoczęła się, gdy moja przyjaciółka Agnieszka podesłała mi link do szkolenia z metody "Out of kit" ze Stuartem Conranem (charakteryzatorem, który pracował m.in. przy "Z piekła rodem" z Johnnym Deppem czy "Wysyp żywych trupów". Do tego, jest nauczycielem w mojej wymarzonej szkole Neill Gorton Prosthetic Studio w Anglii). Szkolenie obejmowało 2 dni - piątek i niedzielę w Katowicach, na wydarzeniu zwanym "Serialis". Jeden dzień szkolenia kosztował tylko 150zł i nie było opcji, żebym przegapiła taką okazję. Żyłam tym wydarzeniem, oddychałam nim i w ogóle zrobiłam wszystko, żeby się tam znaleźć.

Oto jak wyglądał plan podróży.

W czwartek urwałam się z teledysku, żeby wsiąść w ostatni pociąg do Warszawy, przenocować u Karoliny i w piątek rano pojechać do Katowic. Z Katowic wieczorem pociągiem do Warszawy, przesiadka w ostatni pociąg do Olsztyna. W sobotę miałam klientki na makijaże ślubne w Olsztynie. Po tym ostatnim pociągiem do Warszawy, nocleg u Karoliny i rano w niedzielę pociąg do Katowic, aby wieczorem wsiąść w pociąg do Warszawy i przesiąść się w ten do Olsztyna. Ot, wyprawa życia, żałowałam, że nie potrafię się teleportować.

O 22:10 czasu polskiego wjechalam na peron w Warszawie Centralnej, skąd odebrała mnie Karolcia, jak zawsze zresztą, bo jak już wszystkim wiadomo, miewam problemy z poruszaniem się po Warszawie (i innych miastach, nawet Olsztynie). Wsiadłyśmy do odpowiedniego autobusu i ruszyłyśmy w kierunku domu Karolci. Po jakichś 30 minutach opowiadania sobie "Co się ostatnio u nas dzieje?" i innych babskich sprawach, Karolina zorientowała się, że autobus skręca nie w tym kierunku, w którym powinien i zwykle jeździ. Naprędce zeskoczyłyśmy z siedzeń naciskając czerwony przycisk otwierający drzwi. Karolina wyskoczyła pierwsza, a mnie....

Kierowca zamknął drzwi przed nosem.

Zaczęłam pospiesznie naciskać przycisk, w obawie, że autobus zaraz ruszy z przystanku. Miałam nadzieje, że wspomniane wyżej drzwi się uchylą. O jak bardzo się pomyliłam! Kierowca ruszył i odjechał. Ze mną i innymi zdziwionymi ludźmi.

Całej sytuacji przyglądał się jakiś pan. Wyglądał na człowieka wracającego z pracy i całkiem miło mu patrzyło z oczu, więc uprzejmie go zapytałam wskazując w stronę kierowcy:
-Daleko mnie TO wywiezie?
A pan równie zdziwiony odpowiedział:
-Nie mam pojęcia, też nie zdążyłem wysiąść.
-Matko kochana, jak zwykle. Oby mi tylko telefon nie padł, bo mam 5% baterii - dodałam na zakończenie konwersacji wpatrując się w ekran komórki.
W tym samym czasie próbowałam zapamiętać trasę, żeby moc się wrócić do Karoliny. Ale autobus jechał... I jechał. Może nie wcale tak daleko, ale w tym momencie wydawało mi się, ze jechał wieki. Wyskoczyłam z pojazdu jak oparzona, gdy zatrzymaliśmy się na kolejnym przystanku.... I mało nie umarłam ze śmiechu, gdy odebrałam dzwoniący telefon.
-Karolka, już się do Ciebie człapię, czekaj tam na mnie!
-Niee! Stój gdzie stoisz (Najpierw pomyślałam, ze dba o to żebym się jak zwykle nie zgubiła)! Idę!

Cóż.

Gdy zobaczyłam wielki drewniany krzyż stojący po drugiej stronie ulicy (kompletnie bez sensu postawiony, przed salonem dentystycznym 'Smile yourself'), to faktycznie roześmiałam się do łez. To chyba ze zmęczenia. Zobaczyłam też Karolinę. Okazało się, ze byłyśmy 5 minut drogi pieszo od domu, w miejscu, które już rozpoznawałam (byłyśmy na tyłach Biedronki, w której zwykle robiłyśmy zakupy). Karolina się rozejrzała, spojrzała na niebo i...

-Ty, Olka, patrz jaki śmieszny, mały księżyc!

-Gdzie? - spojrzałam na nieboskłon będąc jeszcze w trochę astronomicznym klimacie po ostatnim teledysku i już chciałam nawet wyciągać telefon, żeby zrobić zdjęcia temu zjawisku (co by nic nie dało z tak niskim poziomem baterii), gdy dostrzegłam, ze owych księżyców jest zdecydowanie więcej. Cała ścieżka zrobiona z malutkich księżyców.
-Ty, Karolka, ich jest więcej! - popatrzyłam na nie podejrzanie.
-Bo to nie są księżyce. To w ogóle nie jest zjawisko astronomiczne - powiedziała Karolina znosząc się śmiechem z własnej głupoty - to linia energetyczna, bo nam tu teraz nową pętlę tramwajową robią....
Blondynki.

EcholokacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz