Historia #12: Konduktor

48 1 0
                                    

Gdyby to całkiem dobrze rozegrać, to byłaby to nawet ciekawa historia romantyczna. Ale zdecydowanie się taką nie stała.

Na 9 rano powinnam była być w Warszawie. Dojazd dzień wcześniej był niemożliwy, skończyliśmy nagrywać teledysk około godziny 20:00 czasu polskiego, a ostatni transport z Olsztyna do Warszawy miałam o 19:23, więc nawet teleportacja nie wchodziła w grę. Pierwsze połączenie było w piątek o 5:00 - Radex (planowo 8:25 w stolicy, plus należało doliczyć korki zawsze na wjeździe, wiec byłabym 8:40-9:00 - 2 lata jeździłam tym połączeniem, więc było sprawdzone i pewne) i pociąg o 5:20, planowo miałby być 8:11 w Warszawie. Tramwaj do przystanku przesiadkowego miałabym o 8:35 z Dworca Centralnego, 2 min na przesiadkę na autobus do Nadarzyna, planowy dojazd na targi 9:45.

OK. Taki plan mógł zostać zaakceptowany.

Kiedy już ogarnęłam wszystko logistycznie (rozpisując w notesie wszystkie godziny i trasy), wzięłam się za zakup biletu do Warszawy. Na stronie PKP miałam dwie opcje czasowe do wyboru - 4:46 i 5:20. Wybrałam 5:20. Wyświetliły mi się komunikaty na stronie, które głosiły o braku możliwości zakupu biletów na tenże pociąg, bo utrudnienia na trasie i że te potrwają do 15 października. Pojawiła się także informacja o podstawionym autobusie zastępczym o 4:46 z przesiadką do pociągu w Działdowie. Cofnęłam się więc do wyboru pierwszej opcji pociągu (tej o 4:46) po raz kolejny i...zadziałało.

Bilet został zakupiony.

Wykonałam wieczorem jeszcze telefon do informacji, ale nikt nie odbierał, bo była dość późna godzina.

Nim po powrocie z teledysku wyczyściłam pędzle, zrobiłam prasowanie ubrań na trzy dni, spakowałam się, ogarnęłam, pozmywałam naczynia i takie tam pierdoły związane z życiem (wyczyściłam, a raczej zamalowałam, plamę po podkładzie z najlepszej sukienki za pomocą szamponu do obuwia, bo odplamiacz, płyn do naczyń i pranie nie pomogło) nastała północ.

Po dwóch i pół godzinach snu i wyjściu z domu z walizką o 4:13, dotarłam na dworzec o 4:27. O 4:30 puścili komunikat. Coś o podstawionym autobusie, ale skąd ten autobus? - niestety nie można było zrozumieć. Na dworcu wszystkie kasy i informacje były zamknięte, ze trzy osoby czekające na pociąg kręciły się to tu, to tam. Była też pani z wielką machiną sprzątającą zagłuszającą wszystkie publikowane komunikaty. O 4:40, po przebiegnięciu przez dworzec PKS, przystanek autobusowy i peron 2 na dworcu PKP, udało mi się złapać jakiegoś konduktora z zupełnie innego pociągu. Gotowa w przypływie radości rzucić mu się na szyję, pokazałam mu bilet i opisałam sytuację.

- A nie, to Pani się pomyliła, jak jedzie Pani do Warszawy, to bez sensu tym autobusem, bo pociąg o 5:20 i tak odjeżdża, to sobie Pani pojedzie pociągiem bez przesiadek. On przez Iławę jedzie, bo ma trasę zmienioną, a ten autobus to dla osób, co chcą do Nidzicy albo Działdowa dojechać. Siądzie sobie Pani w tym ostatnim wagonie i tyle. Bilet kupiony, opłacony, do Warszawy, Pani tylko pogada z konduktorem.

Wskoczyłam do podstawionego pociągu, praktycznie pustego, zajęłam wygodne dla siebie miejsce, którego oczywiście nie miałam na bilecie i czekałam na cud.

Ruszyliśmy z 6 minutowym opóźnieniem.

I tu zacząć by się mogła całkiem przyjemna historia miłosna.

Przyszedł BARDZO przystojny młody Pan Konduktor, ale tak przystojny, że aż się zarumieniłam. Zostałam uderzona falą gorąca, dosłownie. A jako że byłam sama w przedziale, to rzucił takie nonszalanckie:

-Przygotuje Pani bilecik

Niewiele myśląc, bo piekły mnie oczy z niewyspania i byłam bardziej wściekła niż trzeźwa umysłowo, odparłam z wypiekami na twarzy:

-No i widzi Pan, tu pojawiają się schody...

Usiadł naprzeciwko mnie, uśmiechnął się od ucha do ucha prawie zwalając mnie z nóg.

-Już się boję - oparł rękę na kolanie, twarz na dłoni i z uwagą wpatrywał się w moje jestestwo.

Trzęsącym głosem opisałam mu mój biletowy problem, dałam do sprawdzenia bilet elektroniczny i moją legitymację szkolną.

-Faktycznie problem- powiedział bardzo poważnym tonem. Poważnie się przestraszyłam- Nie chce mi zczytac biletu - spojrzał się na mnie bardzo władczo - Nie wiem, co z Panią zrobię.

Zrobiłam wielkie oczy, a w jego tonie głosu raptem pojawiła się nutka rozbawienia. Śmiał się ze mnie i kontynuował swoją wypowiedź.

-Nikt nie powiedział, ze dojedzie Pani do Warszawy, najwyżej wysadzę Panią na kolejnej stacji i tam zostawię- patrzył na mnie przenikliwym spojrzeniem i obserwował reakcje. A ja robiłam się blada i czerwona na zmianę. Dobrze, że miałam wybitną tapetę na twarzy, chociaż nie było tego widać.

-Nie, z tym biletem, to się nic nie da zrobić, a tamten konduktor Panią oszukał - pokiwał głową na prawo i lewo, a potem lekko pochylił się w moim kierunku i dodał teatralnym szeptem - Nie można wierzyć przypadkowo spotykanym konduktorom - świdrował mnie tymi swoimi wielkimi, niebieskimi oczami

-Pan sobie ze mnie jaj nie robi, bo ja o 9:00 muszę być w Warszawie - wypuściłam powietrze z płuc orientując się, że wstrzymywałam oddech przez całą jego wypowiedź.

-No i po co? - spytał rozluźniony i poruszył się na fotelu

-Do pracy - odparłam

-to do 9:00 ma Pani kupę czasu - wstał ze swojego miejsca jakby przypominając sobie, że ma obowiązki

-Dokładniej, to o 9:00 w Nadarzynie mam być - spojrzałam na niego i skierowałam wskazujący palec w jego kierunku -Jak nie dojadę, to Pana wina będzie, zobaczy Pan - udałam oburzoną

-Hmm...Nadarzyn...No podobno coś takiego istnieje, ale nie zagwarantuje, ze Pani tam trafi - zaśmiał się, puścił mi oczko i wyszedł.

Bezczelny....

EcholokacjaWhere stories live. Discover now