Rozdział 4 - "- Jestem tu. Prawdziwy, to nie sen. "

66 1 0
                                    

Perspektywa Shawn'a

Jechałem autem do LA. Cała trasa trwała 42 godziny dlatego ze dwa dni mi to zajęło.

Po drodze zatrzymałem się na postój, żeby się przespać, ale potem znów jechałem.

Do centrum miasta dojechałem o jakiejś 23.00, dlatego ten cały Shey mógł już spać.

Postanowiłem, że że zatrzymam się w jakimś hotelu i sobie odpocznę, żeby rano pójść do tego kolesia i ''zabrać go'' do Nowego Jorku.

Wszedłem do budynku jednego z miejscowych hoteli.

- Dobry wieczór. - przywitałem się z recepcjonistką.

Ona posłała mi uśmiech, który chyba miał być uroczy.

- Poproszę jeden pokój na jedną noc.

- Oczywiście, Panie Mendes. Tutaj są kluczyki. Pokój znajduje się na 19 piętrze. Życzę udanego pobytu.

Wziąłem od niej klucze i pojechałem windą na odpowiedni poziom. Wszedłem do środka i ujrzałem pokój, urządzony w nowoczesnym stylu.

Oczywiście był to pokój na dwie osoby, ale cóż takie życie gwiazdy.

Walnąłem się na wygodne łóżko i wyciągnąłem telefon.

Nieodebrane połączenie od Ashley...

Co do jasnej... Czemu ona chciałaby się ze mną kontaktować? Przecież dałem jej do zrozumienia, że to koniec... Przecież nie jesteśmy parą dwa lata...

Z czystej ciekawości oddzwoniłem...

- Halo?

- Cześć, Shawn.

- Dlaczego dzwoniłaś? Coś się stało?

- Przez te dwa lata myśłałąm bardzo dużo o nas... I stwierdziłam, że powinniśmy do siebie wrócić... I zanim zaprzeczysz albo się rozłączysz, posłuchaj... Czy nie było Ci ze mną dobrze? Czy nie byliśmy dla siebie stworzeni? Pasowaliśmy do siebie tak idealnie...

- Nie, dosyć tego Ashley... Zapomniałem o Tobie... Nie każ mi wracać do najgorszych chwil mojwgo życia...

Rozłączyłem się, ale nie mogłem już powstrzymać bolesnych wspomnień, które ponownie zagościły w mojej głowie...

~Wspomnienie~

Czekałem w samochodzie na moją dziewczynę Ashley przed jej szkołą, zastanawiając się nas moim życiem. Miałem 17 lat i byłem znany na całym świecie. Wydałem już swój pierwszy album i byłem na trasie koncertowej. Miałem dziewczynę, z którą świetnie spędzałem czas. Kochałem ją szczerze i nie wyobrażałem sobie rzeczywistości bez tej małej osóbki przy mnie. Ash była ode mnie o dwa lata młodsza i chodziła jeszcze do liceum. Wybiegła z budynku i od razu wpiła się w moje usta. - Jedziemy do mieszkania? - zapytała. - Okej... Twojego, czy mojego? - Twojego. - uśmiechnęła się uroczo. Podjechałem pod mój blok. Wysiadłem z auta i otworzyłem drzwi mojej dziewczynie. Weszliśmy na odpowiednie piętro, a potem do mojego miejsca zamieszkania. Gdy tylko zamknąłem drzwi, Ashley zaczęła mnie namiętnie całować. Z uśmiechem odwzajemniłem pocałunek. Leżeliśmy w łóżku, a ja pocałowałem moją księżniczkę w czoło. Nagle mój gest przerwał dźwięk telefonu Ash. Spojrzała na wyświetlacz. - Zaraz wrócę. - pocałowała mnie krótko w usta i wyszła z pokoju. Położyłem moje ręce pod głowę i wygodnie się ułożyłem. Po chwili leżenia, zachciało mi się pić. Wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do kuchni. Tam usłyszałem kawałek rozmowy Ashley z jakimś człowiekiem. -... Wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Mendes myśli, że go szczerze kocham. W tym miesiącu zdobyłam trzydzieści tysięcy. Spokojnie, Kochanie za dwa miesiące zdobędę na mieszkanie i będziemy mogli być razem. Kocham Cię, pa. Z mojego policzka spłynęła, jedna samotna łza. Dlaczego? To wydawało się takie prawdziwe. Wszedłem do kuchni. - O. co tu robisz Shawn? Myślałam, że leżysz?- Zachciało mi się pić... i przy okazji usłyszałem ciekawą rozmowę. - wycedziłem. - Ja to wytłumaczę... - Nie... Wyjdź z tego mieszkania, proszę. Ashley bez słowa, wykonała moje polecenie. Usiadłem na kanapie i ukryłem twarz w dłoniach. Mi naprawdę zależało na tej dziewczynie, a ona była ze mną dla pieniędzy... Tego nie dało się przejść na trzeźwo. Wyjąłem z szafki butelkę Jack'a Daniels'a i zacząłem pić z gwinta... Po czasie piłem, płacząc. Lecz nie musiałem czekać długo, bo zaledwie po piętnastu minutach straciłem przytomność...

~Koniec wspomnienia~

Moje ciało ogarnął ból. Minęły dwa lata... Zdążyłem się pozbierać... Choć było mi bardzo ciężko... Mój najlepszy przyjaciel mi pomagał... Ale cały rok chodziłem przybity... Potem kolejny rok, czułem pustkę, do czasu kiedy poznałem Hazel, która odmieniła moje życie.Znowu przypomniałem sobie, jak to było gdy kochałem i troszczyłem się o Ash... Zacząłem po prostu płakać...Po czasie się uspokoiłem i zasnąłem...

Obudziłem się następnego dnia i wstałem z łóżka. Poprzedniego dnia zasnąłem w ubraniach, więc musiałem się odświeżyć. Wszedłem do łazienki i ściągnąłem ubrania. Wziąłem zimny prysznic i się wytarłem. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze... Na pewno nie był to ten sam Shawn Mendes, którego znał cały świat. Przeczesałem ręką włosy, a potem ułożyłem je na żel. Okej, teraz już bardziej wyglądam na tego znanego Mendes'a. Przewiązując ręcznik w pasie, poszedłem do pokoju. Pościeliłem łóżko i się ubrałem. Włożyłem na siebie bluzkę z krótkim rękawem i czarne jeansy. Dzisiaj skupiłem się na pomocy Hazel, a nie na rozpamiętywaniu Ashley. Hazie mnie potrzebowała... A Ash i tak chyba nie potrafiłbym zaufać... To zamknięty rozdział mojego życia... Jeden telefon nie mógł zmienić całych dwóch lat zapominania... Zabrałem telefon i portfel, wkładając je do kieszeni i wyszedłem z budynku. Przed nim spotkałem paru fanów, więc oczywiście zrobiłem sobie z nimi zdjęcia i rozdałem autografy.

Już miałem odejść, gdy usłyszałem:

- Shawn, mogę sobie zrobić z Tobą zdjęcie?

Odwróciłem się i ujrzałem dziewczynę na oko mogła mieć szesnaście lat. BYła śliczna i słodka.

- Oczywiście.

Podszedłem do niej i ją przytuliłem.

Ona zaczęła płakać... Uścisnąłem ją i pogładziłem jej ramiona.

- Jestem tu. Prawdziwy, to nie sen. - zaśmiałem się. - Jak masz na imię?

- Sally.

- Uroczo.

Podpisałem się na jakiejś kartce, którą mi dała, a potem zrobiliśmy sobie dużo fajnych zdjęć.

Widziałem, że była bardzo wielką fanką, więc żeby uszczęśliwić ją, zrobiłem zdjęcie też moim telefonem i wstawiłem je na instagrama. Ona, zadowolona, że miała szansę mnie spotkać przytuliła mnie i wyznała, że jestem najlepszy.

Po czym odeszła. Ucieszyłem się, że mogłem poprawić humor tej nastolatce, bo wydawała się bardzo miła.

Oddaliłem się od hotelu i wyciągnąłem z kieszeni karteczkę z adresem tego całego Shey'a.

Happy Street 12... Spojrzałem na nazwę ulicy, na której się teraz znajdowałem i była to Olvera Street. Włączyłem nawigację w telefonie i zacząłem kierować się w stronę wskazanego adresu.

Gdy doszedłem na miejsce, ujrzałem jednopiętrowy dom.

Zapukałem dwa razy i usłyszałem donośne:

- Proszę!

Po chwili drzwi otworzył chłopak. Miał może metr osiemdziesiąt. Posiadał krótkie, blond włosy i niebieskie oczy. Ubrał białą bluzkę z krótkim rękawem i na to czarną kurtkę z kapturem.

Spojrzał na mnie zdziwiony:

- Przepraszam, znamy się? 

*** ***

Kolejna część <33

You made me a believer | S.M |Where stories live. Discover now