Rozdział 12 - "- Niestety się nie udało..."

45 3 0
                                    

Perspektywa Hazel

Zapewniłam Panią w recepcji, że tym razem próba samobójcza nie będzie miała miejsca, że mam przy sobie bliską osobę i mam dla kogo żyć. Na początku nie chciała mi wierzyć, ale w końcu uległa. 

Podała mi papiery do ręki, a ja uśmiechnęłam się do niej i odeszłam kawałek, podchodząc do stojącego tam Shawn'a. 

- I co? - spytał. 

Postanowiłam trochę się z nim podroczyć, więc zrobiłam smutną minę.

- Niestety się nie udało...

- Co? Ale jak?! Ja już się pogadam! Przecież już nie jesteś... - krzyczał.

Zaczął wymachiwać rękami w powietrzu i ciągnąć się za włosy. Złość wręcz z niego buchała, emanowała.

Uroczo wyglądał,  jak się tak przejmował, ale postanowiłam się nad nim zlitować i oszczędzić mu tego nadmiaru emocji.

- Ej, Shawn. - przerwałam jego wychodzenie z siebie.

- Tak? - spojrzał na mnie, wyprowadzony z równowagi.

- Chciałam powiedzieć, że niestety nie udało się oswobodzić Ciebie od spędzania ze mną resztek swojego wolnego czasu...

Mina Shawn'a zezdenerwowanej na maksa w chwilę zmieniła się na rozpromienioną.

- Czyli to, co trzymasz w rękach to... wypis? 

- Dokładnie... - posłałam mu swój najpiękniejszy uśmiech.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, Skarbie. 

Shawn zaśmiał się i mocno we mnie wtulił.

No i jak tu nie cieszyć się razem z nim? 

Szczerze to nawet nie zdążyłam zarejestrować, kiedy przestałam nienawidzić Shawn'a, a zaczęłam go lubić, a potem kochać... Nie pamiętam jak to się stało, ale cieszę się, że się nam układa, bo Shawn jest chłopakiem, którego nawet nie mogłam sobie przyśnić. 

Troszczy się o mnie, traktuje jak księżniczkę, mogę z nim rozmawiać o wszystkim i o niczym, no i wspieramy się we wszystkim. 

A dzisiaj dostałam wypis i... pojadę z Shawn'em na trasę koncertową! 

Nic nie mogło opisać tego jak się czułam, gdy się o tym dowiedziałam... 

Nigdy nie chciałam, żeby przeze mnie mój chłopak przestał rozwijać swoją pasję, a jak jeszcze mogę go w niej wspierać,  to czemu nie?

W Nowym Jorku i tak nie mam niczego, ani nikogo, dla kogo mogłabym zostać.

A rozłąka z Mendes'em na prawie cały rok na pewno nie wpłynęłaby na mnie dobrze. 

Przy nim patrzałam na świat realistycznym okiem, a nie pesistycznym.

I bardzo mi to przypadło do gustu.

You made me a believer | S.M |Where stories live. Discover now