Rozdział 6 - "Shawn naprawdę go tu przyprowadził..."

72 2 0
                                    

Perspektywa Hazel

Shawn dalej nie wracał, a ja powoli wykańczałam się psychicznie. Myśli o związku moim i Shey'a nie dawały mi spokoju. Zastanawiałam się, czy to była moja wina, że zerwaliśmy, czy jego. Czy chciałam do niego wrócić? Sama tego nie wiedziałam. Byłam pewna, że część mojego serca wciąż należy do niego, ale na pewno już nie całe. Zranił mnie... I nie byłam pewna, czy coś takiego, co zrobił mi Shey dało się wybaczyć bez zastanowienia.

Ale wciąż z drugiej strony przypominałam sobie nasze cudne wspomnienia i chwile, które przeżyliśmy razem i coraz bardziej chciałam mieć z tym chłopakiem więcej takich chwil. Ułożyłam się wygodnie na łóżku szpitalnym i wzięłam kubek z wodą, który stał na szafce nocnej. Wypiłam połowę jego zawartości i odłożyłam z powrotem na miejsce... Moje myśli wróciły do osoby Shey'a...

Przypomniałam sobie dzień, w którym zapytał mnie o chodzenie. Na moje usta mimowolnie wkradł się uśmieszek...

~Wspomnienie~

Wbrew pozorom bal kończący liceum to ogromne przedsięwzięcie. Trzeba było kupić suknię, pójść do fryzjera, wybrać odpowiednie buty, zrobić śliczny makijaż, no i oczywiście znaleźć odpowiedniego partnera. Z tym ostatnim miałam dosyć duży problem, bo nie dało się tego załatwić samemu. Chłopacy musieli zapraszać dziewczyny, bo tak ustalił Pan Dyrektor.

Dzień przed balem nie miałam jeszcze nikogo, z kim mogłabym pójść, a wszystkie inne dziewczyny wokoło chwaliły się z kim to one nie pójdą na ten bal. Nie było to dla mnie niczym nowym, że nikt mnie nie zaprosił... Zawsze tak było... Nie miałam bogatych rodziców, nie miałam idealnej figury, nie ubierałam się w krótkie spódniczki i bluzki z dekoltem na pół metra... Czyli nie miałam niczego, co interesowało typowych chłopaków z naszego liceum...

Weszłam do szkoły, podchodząc do szafki. Wyjęłam z niej najbardziej potrzebne rzeczy, czyli podręczniki, zeszyty i książki, i zamknęłam drzwiczki z charakterystycznym dźwiękiem. Za nimi stała moja przyjaciółka Ronnie, która od razu się na mnie rzuciła z piskiem.

- Nie uwierzysz, Haz!

- Co się stało?

- Cameron zaprosił mnie na bal!

- Serio? Gratulacje, laska! - objęłam ją ramieniem.

Cameron był wysokim, umięśnionym brunetem z brązowymi oczami. Grał w szkolnej drużynie football'owej i od dwóch lat podobał się Ronnie. Była w nim zakochana do szaleństwa. Oczywiście wspierałam ją w ''zdobywaniu'' go. To, że zaprosił ją na bal było na pewno dużym krokiem w przód.

- A Ty? Masz już partnera? - zapytała.

- Nie, ale to żadna nowość. - uśmiechnęłam się smutno.

- Znajdziemy Ci kogoś, zobaczysz. - starała się mnie pocieszyć Ronnie.

Lecz Ronnie nigdy nie miała problemu ze znalezieniem kandydata. Była śliczną blondynką z idealną figurą, zawsze nosiła dopasowane sukienki i była z bogatej rodziny... Tadam! Idealna kandydatka... Jednak Veronica różniła się od pustych dziewczyn tym, że miała świetny charakter. Zawsze potrafiła mnie rozweselić i posłużyć dobrą radą. Kochałam ją całym swoim serduszkiem. Była najlepszą przyjaciółką, jaką można było sobie wymarzyć...

Nagle zadzwonił dzwonek i razem z moją przyjaciółką udałyśmy się do sali. Usiadłyśmy w przed ostatniej ławce.

Pierwszą lekcją była biologia. Wsłuchałam się w słowa nauczycielki, notując najważniejsze informacje. Z transu lekcji ''obudził'' mnie lekki ból w lewym ramieniu. Okazało się, że była to zgnieciona kulka papieru.

You made me a believer | S.M |Where stories live. Discover now