Rozdział 14 - "- Pomogę Ci się ich pozbyć..."

41 3 0
                                    


Perspektywa Hazel


Shawn zatrzymał pojazd na parkingu, a ja spojrzałam w bok. Znajdowałam się centralnie przed moim dawnym miejscem zamieszkania. Przed blokiem, w którym planowałam moje samobójstwo, przed tym, w którym nie raz spędzałam czas z Shey'em... i z Ronnie... Z mojego oka wypłynęła łza...

Te wspomnienia najzwyczajniej w świecie bolały... Nie chciałam nagle przypomnieć sobie o Ronnie i o Shey'u... Shawn pozwolił mi o nich zapomnieć...

Ale idąc do mojego mieszkania... Po prostu nie dało się o nich nie myśleć...

Tak naprawdę to całe to miejsce zamieszkania jest przepełnione nimi...

Shawn wysiadł z auta i otworzył mi drzwi.

- Słoneczko, idzie... - przerwał.

Uklęknął przede mną i starł kciukiem moją łzę...

- Kochanie, damy radę, tak?

Wyciągnął przed siebie dłoń.

Ja bez wahania ją ujęłam i powoli wysiadłam z pojazdu...

- Dopóki jesteś ze mną wszystko będzie dobrze, tak? - mówił Mendes.

Pokiwałam smutno głową i wtuliłam się w jego ramię, chcąc by ochronił mnie przed tym wszystkim. Gdybym tylko mogła zmienić decyzję, to omijałabym ten blok szerokim łukiem...

Mijaliśmy klatki...

Zbliżając się do tej właściwej, moje serce zaczęło bić mocniej i mocniej...

W końcu nawet nie pamiętam jak stanęliśmy przed moją...

Spojrzałam miejsce, gdzie wchodziło się do bloku, a moje oczy zaszły łzami...

Aha, wspomnienie numer 1!


~Wspomnienie~


Ronnie znowu opowiedziała genialny żart i obydwie wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem...

- Gdzie Ty je wyszukujesz? - ledwie wypowiedziałam poprzez napady śmiechu.

- A ma się swoje sposoby, Kochana.

- Idziemy do mnie?

- No, moi rodzice dzisiaj są w domu, więc taaa.

Posłałam jej triumfalny uśmiech.

- Są jakieś plusy mieszkania samemu...

- Laska, są same plusy w czymś takim! No, Twój przypadek to co innego, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bynajmniej nie musisz się użerać z humorkami, karami i tymi innymi...

Uśmiechnęłam się... Wieczny optymizm mojej przyjaciółki jak zwykle poprawiał mi humor...

Od szkoły do mnie było zaledwie paredziesiąt metrów, więc już po chwili byłyśmy na miejscu.

Stanęłyśmy przed klatką, a na twarz Ronnie wkradł się łobuzerski uśmiech... O nie, to nigdy nie oznacza niczego dobrego...

- Co ty, na to żeby..

- Nie. - przerwałam jej.

- Ale nawet nie wiesz co...

- Ale wiem, że będzie głupie.

- Ale nie zaprzeczaj, jak nawet Ci nie powiedziałam tego genialnego planu...

- No to uracz mnie i mi go zdradź...

You made me a believer | S.M |Where stories live. Discover now