II

2.5K 324 220
                                    

 Dłonie Yuty zaczęły drżeć i pocić się, ale on próbował za wszelką cenę nie pokazać żadnych emocji i stać wyprostowany z wysoko uniesioną głową

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

 Dłonie Yuty zaczęły drżeć i pocić się, ale on próbował za wszelką cenę nie pokazać żadnych emocji i stać wyprostowany z wysoko uniesioną głową. W końcu to nie po niego tym razem przyszedł sąd ostateczny.

Zaś Taeil zamienił się w słup soli, szeroko otwartymi oczami błądząc po dziwnie spokojnych twarzach swoich przyszłych oprawców.

Oto stała przed nimi wielka czwórka, ubrana jak zawsze w czarne mundury, które były ich znakiem rozpoznawczym również poza murami tej szkoły. Nagle jakby wiejący przed chwilą delikatny wiatr ucichł całkowicie wraz z krzykami innych uczniów będących na zewnątrz. Ptaki także postanowiły na chwilę zamilknąć. Jakby wszyscy już wiedzieli, że zaraz ktoś niewinny wyda ostatnie tchnienie w murach budynku i tym kimś był właśnie Moon Taeil — największy przegryw, jakiego gościła szkoła od jej początków.

Yuta, oddychając głęboko, pozwolił sobie odważnie spojrzeć na chłopaków, mimo świadomości, iż może go to dużo kosztować.

Pierwszym, kogo napotkały jego oczy, był Kim Dongyoung — wysoki trzecioklasista o czarnych włosach odkrywających czoło i równie ciemnej osobowości. Był najstarszym z całej czwórki, dodatkowo pełnił funkcję przewodniczącego szkoły, co już niedługo miało się niestety, a może i stety, zmienić, gdyż właśnie zaczynał swój ostatni rok w szkole.

Drugą osobą był nieco niższy jego rówieśnik — Lee Taeyong, on również kończył tu naukę. Kapitan drużyny siatkarskiej oraz bezwzględny łamacz serc wielu dziewczyn. Yuta w głębi ducha nie miał pojęcia czy ma być przerażony chłodnym wyrazem twarzy chłopaka i oczami czasami ciskającymi błyskawice, czy śmiać się z ogniście czerwonego, nieznającego grzebienia koguta, którego gościł na głowie odkąd tylko nasz mały nerd pamiętał. Taeyong znany był również ze swojej wybuchowości i wiecznego niezadowolenia.

Jung Yoonoh to z nich wszystkich chyba najłagodniejsza i zarazem najbardziej tajemnicza, lecz nadal wzbudzająca jakieś zaufanie osoba. Różne pogłoski o nim odbijały się echem od ścian, ale w tej chwili Yuta nie potrafił przypomnieć sobie żadnej z nich. No może oprócz tego, że chłopak nienawidzi własnego imienia i woli jak ktoś zwraca się do niego per Jaehyun. Jasnobrązowe, wyglądające na miło puszyste niczym u owcy włosy opadały mu na oczy, przez co nikt nie wiedział, gdzie kieruje swoje spojrzenie. Jednak jemu nikt nie robił problemów o brak dobrej widoczności, tak jak w przypadku Yuty.

Ostatnim i najważniejszym z całej czwórki był Dong Sicheng — bardzo szczupły Chińczyk o blond kosmykach, który, ku zdziwieniu wszystkich, okazał się być przywódcą sławnej grupy. Pech chciał, żeby on i Yoonoh wylądowali w tej samej klasie co Yuta, nie dając mu żyć nawet na lekcjach. Biedny chłopak wolał nawet nie myśleć co by było, gdyby Dongyoung i Taeyong również byli w jego grupie. Musiałby sobie szukać ładnej trumny.

Yuta nie wiedział czemu, ale to właśnie Sicheng darzył go największą nienawiścią, mimo że nie zamienili ze sobą ani jednego słowa odkąd chodzą do tej szkoły. Zaś cała reszta na celowniku od już jakiegoś czasu miała Taeila.

Stali w tych swoich czarnych mundurach niczym modele na wybiegu, z rękami w kieszeniach, mierząc chłodnymi spojrzeniami dwóch niczemu winnych uczniów, którzy z każdą kolejną chwilą tylko kurczyli się w sobie bardziej.

— Nie mam pieniędzy — powiedział Taeil, przerywając ciszę.

Yuta popatrzył na kolegę, gratulując mu w duchu tak odważnego tonu, by zaraz znów odwrócić wzrok w kierunku nowo przybyłych. Taeil nie zdążył zdradzić kto dokładnie chce go pozostawić bez oszczędności.

Taeyong uśmiechnął się delikatnie i podszedł bliżej, aby stanąć naprzeciwko chłopaka i ująć dłonią jego podbródek. Chyba wszyscy będący w tym momencie w bibliotece mogli powiedzieć, że doskonale słyszeli czyjeś szybkie bicie serca.

— To daj mi coś innego — odparł, przeszywając go dobrze znanym chłodnym spojrzeniem. Yuta modlił się tylko cicho, żeby Taeil przeżył to bliskie spotkanie. Nagle przypomniał sobie o pewnej pogłosce, w której to dziewczyny miały tak wybujałą wyobraźnię, iż porównywały Taeyonga do bazyliszka, lecz jego wzrok zamiast zabijać, sprawiał, że potencjalna ofiara zakochiwała się. Aż poczuł głębokie zażenowanie na samą myśl, totalna głupota.

— Taeyong, nie strasz go — odezwał się Dongyoung, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Zaraz nam tu zemdleje.

— Ależ ja nie straszę. — Chłopak zrobił duży krok w tył. — Próbuję zrobić wszystko, byle tylko nie być nazywanym postrachem szkoły. Już ten łamacz serc jest lepszy.

— Zrobię wszystko — zapewnił Taeil pewnym tonem, sprawiając, że Taeyong uniósł brwi w lekkim zdziwieniu.

— Rób mi śniadania — wypalił nagle, całkowicie poważnie. — Jak się z tego nie wywiążesz, znajdę cię.


ach, dobrze, macie kolejny

❝bookworm❞ [1]Where stories live. Discover now