Rozdział 26

2 0 0
                                    

~12.6,sobota,24:30,przystanek na osiedlu Sue~

Sue weszła do autobusu i od razu zobaczyła Ver siedzącą na końcu.Podeszła do niej i usiadła obok.
-Cześć-przywitała się-powiesz mi co się dokładnie stało?Skąd wiesz gdzie jest Andre?
Nie odpowiedziała jej nadal przeglądając coś na telefonie.
-Ver?-Zasłoniła jej ekran ręką,a ona w końcu spojrzała na nią pytającym wzrokiem-powiesz mi skąd wiesz gdzie jest Andre?-Ponowiła pytanie.
-Później-odpowiedziała cicho-później.Gdy już będzie Tae.
-Dlaczego zadzwoniłaś akurat do mnie?-Zapytała.Nie żeby była zła,w głębi duszy cieszyła się,że to właśnie do niej zadzwoniła,ale chciała znać powód.Przecież chłopaków zna lepiej.Mogła zatelefonować na przykład do Namjoon'a,Jeongguk'a...
-Powiedziałaś,że mogę liczyć na twoją pomoc.Zawsze-uniosła głowę i popatrzyła na nią.Sue zobaczyła w jej niesamowicie niebieskich oczach wdzięczność, niepokój i determinację.
-To przecież oczywiste,że możesz liczyć na moją pomoc.A dlaczego Tae?
-Bo to on-odpowiedziała miękko i wyjrzała za okno-niedługo będziemy pod jego przystankiem-nie odezwała się już ani słowem.
Faktycznie,przez rozsuwane drzwi pojazdu wszedł Tae.Usiadł po drugiej stronie Ver.
-To co jest?-Zapytał.
-Już wam wyjaśniam-rozjerzała się,czy nikt ich nie obserwuje.W autobusie,oprócz nich był kierowca i dwóch zwykłych pasażerów siedzących na przodzie.-Więc...Od pewnego czasu...Śni mi się Potwór.
-Ja...-Zaczęła Sue,ale Ver jej przerwała.
-Pytania później.On zabija.Naprawdę.Ja to widzę w snach,a przeważnie następnego dnia,może trochę dłużej,ta osoba ginie naprawdę.On ma takie macki,które oplatają się wokół ofiary i wbijają w ją swoje kolce.Te kolce wysysają z człowieka całą krew.W każdym razie jak dzisiaj zasnęłam zobaczyłam we śnie Andre właśnie w tej elektrowni.Dlatego kazałam wam wziąć jakąś broń.Co macie?A z resztą-machnęła ręką lekceważąco-później mi pokażecie.Ale coś macie,prawda?
Pokiwali twierdząco głowami.
-Super.To teraz-jakieś pytania?
-Od kiedy widzisz tego Potwora?
-Od tej nocy filmowej u Namjoon'a.
-To długo.
-Tak-westchnęła-długo jeszcze będziemy jechać?
-Jeszcze trzy albo cztery przystanki.Dojdziemy na pętle i tam przesiądziemy się do drugiego autobusu.A tym drugim tylko sześć.
-Ok-znowu wsadziła nos w telefon.
Sue odwróciła głowę w stronę szyby i patrzyła na mijane przez nich miejsca.
Tae natomiast zastanawiał się nad postawą Ver.Gdy do niego dzwoniła jej głos przepełniony był nadzieją i radością,a teraz? Teraz siediała na siedzeniu,pochyliła się i patrzyła w telefon.Białe światło ekranu oświetlało jej zmęczoną,ponurą twarz.Smukły blady palec przesuwał tekst do dołu.Był ciekawy co czytała,ale gdy próbował zajrzeć jej przez ramię dźgnęła go łokciem w bok.Już więcej nie próbował.
Po czterech przystankach ciszy wysiedli.Nie było dziwnym,że nie rozmawiali.Nie mieli o czym.Żadnego planu,nic.
Szli we trójkę obok siebie,ramię w ramię.Drogę oświetlało kilka słabych ulicznych latarnii.Oprócz nich nie było nikogo,pusto.Doszli do pętli,na której stało kilka autobusów.Tae zaprowadził ich do właściwego,który zaraz zaczynał kurs.Gdy weszli kierowca spojrzał na nich dziwnie,ale nic nie powiedział.Zakupili bilety i znowu usiedli z tyłu.
Po kwadransie ruszyli.Na drugim przystanku wsiadł ktoś kto zmroził Ver krew w żyłach.To był on.Potwór,a przynajmniej tak sądziła.Mężczyzna ubrany był w czarny płaszcz do kostek i kapelusz nasunięty na twarz.Usiadł cztery siedzenia przed nimi.
Ver zesztywniała ze strachu,co od razu zauważył Tae.
-Ver,co jest? Co się stało?-Zapytał.
Nie odpwiedziała mu nadal wbijając wzrok w przybysza.
-Ver!-Chwycił ją za lodowatą rękę i mocno ścisnął-Ver,popatrz na mnie.
Powoli odwróciła głowę w jego stronę.
-Co się stało?-Ponowił pytanie.
-To On-wyszeptała drżącym głosem-to naprawdę On-wyciągnęła lekko drżącą dłoń i wskazała na siedzącego przed nimi mężczyznę.
-To nie może być On-uspokajał ją-myślisz,że mógłby tak po prostu wsiąść sobie do autobusu?
-To On-powtórzyła uparcie.
-Nie-zaprzeczyła Sue,chcąc wesprzeć Taehyung'a-to nie jest On.
-Jest!Czy wy tego nie widzicie?!
-To NIE On-powiedział chłopak z maciskiem.
-Odczepcie się ode mnie-burknęła na nich,objęła się ramionami i nadal patrzyła w,jak jej się wydawało-Potwora.
Pozostała dwójka dała jej spokój.
Po kilku minutach Ver znowu się odezwała.
-On na mnie spojrzał!-Wyszeptała,desperacko szarpiąc ramieniem Taehyung'a.
-Mówiłem ci,że to nie On.
-To On!Spojrzał na mnie!Jego czerwone oczy,On chciał wyssać mi duszę!
-To nie prawda.
-To najprawdziwsza prawda! Tae,ile jeszcze? Ja chcę stąd wyjść!
-Chodź tu-przytulił ją do siebie,a ona wtuliła się w jego pierś-już dobrze-głaskał jej włosy-jeszcze tylko cztery przystanki.Cztery długie przystanki.
Sue patrzyła na nich z zazdrością.To ONA chciała przytulić Ver,to ONA chciała głaskać ją po wlosach.Dlaczego Tae?!
-Ver-powiedział cicho-Ver,już jesteśmy.
-Już?-Przeciągnęła się-super.Wysiadajmy.
Gdy autobus stanął ich trójka wyszła,a w środku został tylko On z kierowcą.Zostali sami.
-No,to idziemy-zakomenderował Tae.
-Czekaj,jeszcze nie-zatrzymała go Sue-jaką macie broń?
-Nic wielkiego-chłopak wyjął z kieszeni nóż kuchenny,po czym go schował.
-Ja mam to-z najmniejszej kieszonki plecaka wyjęła kilka sztyletów do rzucania.
-A ty Ver?-Oboje popatrzyli na nią z wyczekiwaniem.
Różowo-włosa bez słowa wyjęła rewolwer.
-S-Skąd to masz?-Zapytał z niepokojem Tae.
Ona wzruszyła tylko ramionami i schowała go z powrotem do kurtki-chodźmy-powiedziała i zaczęła iść,jakby wcale nie pokazała im przed chwilą nielegalnej broni.
Po kilkudziesięciu minutach marszu Tae wysunął się na prowadzenie.
-Długo jeszcze?-Zapytała zniecierpliwiona Ver.
-Jeszcze tylko parę kilometrów.
-CO?!
Szli nadal.Kilka razy chowali się przed przejeżdżającymi patrolami policji.Nie chcieli być zauważeni.

Pink! Haried  //BTS Fanfiction\\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz