Rozdział 28

3 0 1
                                    

~14.6,poniedziałek,7:34,dom Ver,pokój Ver~

Ver już ogarnięta usiadła na łóżku i włączyła messenger'a.

Iron_Woman:Nie będzie mnie dzisiaj w szkole
Madman:Dlaczego?
Green_Tea:Zgadnij
Madman:A ok,sorry
Green_Tea:Spoko
Madman:Damy sobie bez ciebie radę
Iron_Woman:Nie dacie,będziecie ryczeć jak bobry.
Iron_Woman:Ale na szczęście macie jeszcze Sue,moją zastępczynię
Red_Princess:Miło mi
Iron_Woman:Zostawiam ich w twoich rękach
Red_Princess:Oczywiście.Zajmę się nimi
Madman:😏😏
Red_Princess:Nie myśl sobie!😬
Iron_Woman:Po prostu wyłącz mózg.
Iron_Woman:Dobrze radzę
Iron_Woman:Bardzo dobrze radzę

***

~14.6,poniedziałek,8:56,sala 58,szpital miejski w Seulu~

Ver weszła do sali i od razu skierowała swój wzrok na leżącego Andre.Widocznie czuł się lepiej,ponieważ ubrał swoje ubrania,które wczoraj razem z Taehyung'iem mu przyniosła.
-Cześć,jak tam?-Przywitała się siadając na brzegu łóżka.
-Dlaczego nie jesteś w szkole?
-Nie mogę spokojnie siedzieć w tej żałosnej budzie podczas gdy mój najlepszy przyjaciel jest w szpitalu.
-Powinnaś,w piątek masz przecież egzaminy!
-A ty co?
-Ja ich nie napiszę-uśmiechnął się wielce z siebie zadowolony.
-Zasrany szczęściaż-zaśmiała się-ale będziesz musiał pisać jak wyjdziesz!
-Tak,ale lekarz mówił,że to jeszcze trochę potrwa.
-Ile?
-Mówi,że około dwóch tygodni. Mam przecież poparzone ręce i w ogóle jestem cały poobijany i poraniony.No i ta szyja...
-Biedaczyna,ale nic więcej ci nie jest?
-Tylko jeszcze boli mnie serca,bo nie mogę uczestniczyć w lekcjach.
-To faktyznie bolesne-roześmiała się i właśnie wtedy zadzwonił telefon-przepraszam cię, ale muszę odebrać.To mama.
-No to powodzenia.
-Dzięki-opdowiedziała,odebrała i przyłożyła urządzenie do ucha-halo?
-Gdzie jesteś?!-Zapytała,a właściwie wrzasnęła zdenerwowana matka.
-Jestem u Andre-odpowiedziała spokojnie Ver-jest w szpitalu i postanowiłam go odwiedzić.
-Masz być w szkole!
-Doskonale wiem,że mam być w szkole,ale nie mogę opuścić swojego przyjaciela, gdy jest w potrzebie.Nie rozumiesz tego?
-Nie rozumiem.Kompletnie nie rozumiem,to nauka jest najważniejsza,a nie jacyś tam przyjaciele.Gdy ja byłam chora moi przyjaciele jakoś mnie nie odwiedzali.
-Widocznie nie byli prawdziwi.
-Wracaj do szkoły!-Rozkazała chyba urażona stwierdzeniem córki.
-NIE!-Wrzasnęła dziewczyna do słuchawki i rozłączyła się,nie chcąc prowadzić dalej tej absurdalnej rozmowy.
-Czego chciała?-Zapytał Andre,gdy tylko usiadła z powrotem na jego łóżku.
-Zgadnij-odburknęła.
-Nie przejmuj się.
-Jak mam się nie przejmować?!
W tym momencie do sali wszedł lekarz.
-Dzień dobry,jak się dziś czujemy?-Przywitał obojga,od razu zadając im pytanie.
-Chujowo-warknęła pod nosem Ver,ale lekarz chyba jej nie usłyszał.
-Nie słyszałem.
-Cudownie,znakomicie i kwitnąco.
-Cieszę się,a ty Andre?
-Nie jest źle.
-Wiesz...
-No chyba nie wie-wtrąciła mu się w zdanie Ver-zresztą nie ważne,zaraz wracam-szybko wyszła z pomieszczenia, przeczuwając co lekarz chce powiedzieć chłopakowi.Nie chciała przy tym być.
-A tej co?-Zdziwiony mężczyzna popatrzył za dziewczyną.
-Mama do niej niedawno zadzwoniła,wkurzyła się,bo nie było jej w szkole.
-Zawsze mogę wypisać jej chorobowe-uśmiechnął się szeroko i puścił oczko do swojego pacjenta-no a teraz dość żartów-od razu spoważniał,a jego oczy miały teraz wrażenie takich zimnych i nieczułych.
-Czego nie wiem?
-Twoi rodzice.
-Co moi rodzice?
-Twoi rodzice nie żyją.Zostali zabici.Ver i spółka znaleźli ich w opuszczonej elektrowni,gdy już byli trupami.
-Co? Dlaczego mi nie powiedziała?!
-Może się bała? Powiedzenie komuś o śmierci jego najbliższych,wcale nie jest prostym zadaniem.Nawet doświadczeni lekarze mają z tym problemy.
-Nie mogę w to uwierzyć...
-Muszę jeszcze tylko wiedzieć czy masz jeszcze jakąś rodzinę? Ktoś musi ich przecież pochwać i dopełnić formalności.
-Racja,mam siostrę i ciotkę...
Andre podał lekarzowi kontakt do swojej ciotki.Po kilku minutach wróciła Ver.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?!-Naskoczył na nią,gdy tylko zamknęła za sobą drzwi-dlaczego muszę dowiadywać się tego od lekarza?!
-Przepraszam cię...Ja-zacięła się na chwilę-ja po prostu nie potrafiłam ci tego powiedzieć-dokończyła z trudem przez ściśnięte z emocji gardło.
-A ja myślałem,że ty niczego się nie boisz! Że jesteś taka nieustraszona! Taka odważna!-Gniewnie wyrzucił ręce w górę,ale zaraz opuścił je z sykiem z powrotem.
-No to widocznie taka nie jestem!-Wrzasnęła,a w jej oczach zabłysły łzy.Z trzaskiem drzwi wybiegła z pomieszczenia.
-Ver! Czekaj Ver!-Krzyknął za nią,ale ona już go nie słyszała.

***

~14.6,poniedziałek, 9:58,Seul~

Ledwo powstrzymując się od płaczu wybiegła ze szpitala.Teraz,gdy szła pustymi uliczkami między blokami,a potem po parku między drzewami mogła spokojnie płakać.Usiadła na ławce pod wiśnią i ukryła twarz w dłoniach.Z jej oczu nadal wypływały łzy,których nie mogła powstrzymać.Płakała za te chwile,gdy nie mogła płakać.Płakała przez stan Andre,przez jego słowa i przez wyraz oczu lekarz,gdy spytała się o stan jej przyjaciela.Nie chciała,żeby on umarła.Wystarczyło,że stracił rodziców.Bała się powiedzieć mu o ich śmierci, nie chciała sprawić mu bólu,ale chyba sprawiła mu większy ból tym,że sama mu tego nie powiedziała.
Ktoś usiadł obok niej na ławce.
-Co się stało?-Zapytał przybysz.Ver nawet na niego nie spojrzała,ale znała ten głos.
-Nie dowiedział się tego ode mnie-odpowiedziała i w końcu uniosła wzrok na tę twarz.Na twarz która nie była nawet twarzą.W której widać było tylko czerwone groźne oczy i przerażający szeroki uśmiech-znowu ty?-Nie bała się, wiedziała,że może go pokonać-daj mi spokój-przyjrzała mu się-a gdzie twoje śliczne skrzydełka?-Skrzywiła się z obrzydzeniem na samą myśl o tej parodii skrzydeł motyla.
-Pokazać ci?
-Nie,błagam,oszczędź widoku.Moje oczy cierpiały już wystarczająco.
-Jeszcze będą cierpieć i to nie tylko oczy.Cała ty będziesz cierpiała.
-Co? O czym ty do cholery pieprzysz?
-Zobaczysz.Przekonasz się na własnej skórze jak słodka i tragiczna jest moja zemsta.
-To mnie dopiero kurwa uspokoiło.

***

~14.6,poniedziałek,14:13,sala 58,szpital miejski w Seulu~

Ver powoli weszła do sali i z niepokojem popatrzyła na Andre.
-Cześć Ver-przywitał ją,jakby nic się nie stało-usiądź.
Usiadła na brzegu łóżka i czekała w ciszy na jego słowa.
-Przepraszam.Za to co powiedziałem,nie powinem,naprawdę bardzo cię przepraszam.Wybaczysz mi?
-Tak.Ja też cię prze...
-Ty nie masz za co-przerwał jej szybko.
-Przepraszam-dokończyła z naciskiem swoje słowa-zapomnijmy o ty,dobra?-Zaproponowała.
-Jasne.
Obydwoje zgodnie skinęli sobie głowami.
-A jak to wyglądało? Widziałeś Potwora?
-Tak.Widziałem go.Jak zasypiam nadal mam go przed oczami.
Rozmawiali o Potworze, porwaniu i innych rzeczach.Chwilę po osiemnastej wyszła.Miała jeszcze przecież biegi z Sue.Musiała też wytłumaczyć się matce.
Jednak przeżyła kolejny dzień.

Pink! Haried  //BTS Fanfiction\\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz