piętnaście

3.4K 305 9
                                    

Drapię się w czoło, stojąc na jednym ze skrzyżowań, jak mi się wydaje, na obrzeżach miasta. W oddali widzę niewielkie domki i dużo zieleni dlatego sądzę, że zaszłam dużo dalej niż miałam w zamiarze. Zagryzam dolną wargę, zastanawiając się przez chwilę w którą stronę iść. Bateria w telefonie ukazuje liczbę krytyczną- pięć procent. Nie poprawia to mojego humoru, zwłaszcza że nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem. Czuję ścisk w żołądku, gdy zauważam cień człowieka, majaczącego się za moimi plecami. Szybko odwracam się i dzięki temu mam pewność, że nic mi nie grozi, przynajmniej nie teraz.

Zwijam kabelek słuchawek i chowam go do kieszeni spodenek. Moje nogi są pokryte gęsią skórką, a niebo nade mną zakrywają czarne chmury, zwiastujące burzę. Cholernie boję się burzy. Co mi odbiło, żeby wyjść w wieczór, na który zapowiadali burzę? Nienawidzę burzy. Czy już mówiłam, że cholernie boję się burzy? Moje dłonie zaczynają się trząść, a oczy desperacko wyszukują czegokolwiek, co się rusza i ważniejsze, może mi pomóc.

Wzdycham cicho i wybieram jedną z ulic, mając nadzieję, że uda mi się dojść bliżej centrum. Nigdy nie zapuszczałam się tak daleko, nie miałam takiej potrzeby.

Mój oddech przyśpiesza, kiedy słyszę za sobą głęboki śmiech. Serce przewraca się kilka razy,gdy słyszę za sobą kroki. Przełykam cicho ślinę i wyjmuję telefon z kieszeni. Zaczynam przeszukiwać listę kontaktów, jednak nie odnajduję nikogo, do kogo mogłabym zadzwonić, nie wliczając Luke'a. Ale nie zadzwonię do niego, jestem w końcu zła, prawda?

-Hej, maleńka, poczekaj.- Ktoś za mną wybucha śmiechem. Czuję impuls, który nakazuje mi natychmiastowe naciśnięcie zielonej kropki. Czekam dwa sygnały, zanim odbiera.

-Rose, wszystko w porządku?- Pyta chłopak. Staram się zachować spokój.

-Zgubiłam się, nie wiem jak wrócić do domu.- Czuję się okropnie zażenowana, brzmię jak przerażone dziecko i nic nie potrafię z tym zrobić.

-Ktoś za mną idzie, boję się.- Dodaję ściszonym tonem. Słyszę, jak Luke zatrzaskuje za sobą drzwi frontowe.

-Opisz mi miejsce, w którym jesteś i gdzie chcesz teraz pójść. Postaraj się znaleźć jakieś miejsce, gdzie jest dużo ludzi. Nie panikuj, ani nie biegnij.

-Jestem chyba na obrzeżach, widzę małe domki i dużo drzew. Kilkanaście metrów ode mnie jest most...

-Chyba wiem, gdzie jesteś. Zaraz za mostem jest mała knajpka, idź do niej.

-Jest już po dwunastej, jest na pewno zamknięta.

-Rób co mówię i nie ruszaj się stamtąd. Będziemy rozmawiać, dopóki nie będę przy tobie.

-Nie wiem czy to długo potrwa, bateria zaraz mi się rozładuje.

-Nawet wtedy mów do telefonu, będziesz bezpieczniejsza. Jestem..- W momencie, kiedy słyszę melodyjkę, moje serce zamiera. Odciągam komórkę od ucha i przez chwilę wpatruję się w czarny ekran. Przypominam sobie słowa blondyna, dlatego klepię przez moment w telefon i zaczynam rozmowę sama ze sobą. Przysiadam na zniszczonym parapecie, jak się okazuje, dawno zamkniętego lokalu. Zabite deskami okna mówią same za siebie, jestem ciekawa kiedy ostatnio był tu Luke.

Z ciemności przede mną wyłania się mężczyzna w brudnym, poszarpanym ubraniu, długą brodą i workami pod oczami. Wzdrygam się dyskretnie, kiedy podchodzi bliżej mnie i lustruje moje ciało. Nie mogę się bać, a przynajmniej nie mogę mu tego pokazać. W głębi mam nadzieję, że to pijak, chcący poprosić mnie o dwa złote na alkohol, do czego oczywiście się nie przyzna.

-Jesteś tu sama?- Słyszę pytanie, na które nie mam najmniejszej ochoty odpowiadać. To chyba jasne, oprócz nas nie ma tu nikogo. Mówię do telefonu, aby mój "rozmówca" poczekał i obrzucam niechcianego gościa srogim spojrzeniem chcąc pokazać że w ogóle się nie boję.

-Mój chłopak będzie tu za chwilę.- Dlaczego powiedziałam "mój chłopak"?

-Wydaje mi się, że zdążę.- Uśmiecha się cwaniacko, a ja przełykam ślinę Zaczynam wcześniej rozpoczętą przez siebie rozmowę i staram się ignorować towarzysza. Kiedy podchodzi do mnie, mój mózg mówi "adios" i zostawia mnie samą. Moje oczy otwierają się szeroko, zaczynając szukać kogokolwiek, kto mógłby mi pomóc. Cholera, kto normalny zapuszcza się o tej porze na takie zadupie?

Mężczyzna gwałtownie szarpie moje ramię co sprawia, że upadam na spękany beton. Syczę pod nosem i zanim się orientuję, bezdomny przyciska mnie do twardego gruntu, przerzucając nogi po obu stronach mojego ciała. Chcę krzyknąć, ale uniemożliwia mi to, przykładając brudną dłoń do moich ust.

lifesaver ✔ || l.h.Where stories live. Discover now