osiemnaście

3.6K 323 9
                                    

Kiedy Luke pada wyczerpany na matę, zeskakuję ze stolika i wolnym krokiem zmierzam w jego kierunku. Nie jestem pewna, czy mogę wejść na ring, dlatego zatrzymuję się przed nim. Chłopak otwiera oczy i przekręca głowę tak, aby na mnie popatrzeć.

-Chodź tu.- Nakazuje. Zaciskam usta i przechodzę przez linie, aby po chwili usiąść obok niego po turecku. Nie naciskam, nie chcę aby znów wybuchł. Cierpliwie czekam, aż sam będzie w stanie coś powiedzieć.

-Mam już tego dość.- Jego głos tak drastycznie różni się od tego, którym zwrócił sie do mnie kilka sekund temu, że czuję się kompletnie zbita z tropu. Mrugam szybko powiekami, od razu zapominam tego, co chciałam powiedzieć.

-To życie jest chujowe.- Mówi, a ja marszczę brwi.

-Nigdy tego nie zrozumiesz. Nie zrozumiesz jak to jest być od czterech lat w związku z osobą, która ma cię w dupie i robi tylko dobre wrażenie.

-Nie mów tak, Bethany cię kocha...

-Słyszałaś co dzisiaj powiedziała?!- Zrywa się, przez co automatycznie odsuwam się w tył. Luke zaciska usta w wąską linię.

-Tak nie mówi osoba, której może na mnie zależeć.

-Jest o ciebie zazdrosna, to widać. Nie byłaby, gdyby cię nie kochała.

-Zazdrość z miłości, a zazdrość ze strachu przed utratą doczesnego życia to dwie różne rzeczy.

***

Spędzamy na siłowni cały dzień. Nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona, jednak nie chcę nic mówić, aby nie zepsuć blondynowi humoru. Udało mi się zamienić parę słów z Zaynem i muszę przyznać, że poza ringiem jest bardzo miły i lubi się uśmiechać. Przyznał mi się, że za parę tygodni bierze ślub, co dość mocno mnie zaskoczyło. Cholerne stereotypy.

-Cześć, mała.- Odwracam głowę w kierunku, z którego słyszę te słowa i w duchu modlę się, aby nie był to ten spocony chłopak, który próbował mnie podrywać. Wzdycham z ulgą, gdy moje oczy napotykają uśmiechniętego Ashtona. Chłopak opiera się o ławkę, którą spokojnie mogę uznać za moją i zakłada ręce.

-Długo tu siedzicie?

-Kilka godzin.- Kiwam głową w stronę szalejącego na ringu blondyna. Ashton wznosi oczy ku niebu, po czym wsuwa się dalej, aby móc usiąść na mojej własności. Kurcze, nawet nie zapytał.

-Nudzisz się.- Stwierdza, poprawiając bandamkę na czole. Wzdycham cicho i opieram się o ścianę, wymachując kilkakrotnie nogami. 

-To nie tak, że się nudzę...- Próbuję załagodzić sytuację.

-Znów pokłócił się z tą jędzą?- Zmienia temat tak szybko, że mija kilka sekund, zanim zatrybiam.

-Jeśli chodzi ci o jego żonę, to tak. 

-Byłem u niego raz, w odwiedziny, kiedy się tu wprowadzili. Znaliśmy się wtedy kilka tygodni. Cały czas patrzyła na mnie jak na mordercę, do dzisiaj mi się odbija.- Chichoczę cicho.

-Przyrzekłem sobie, że moja stopa nie postanie w ich domu nigdy więcej, chyba że zołza jest za granicą. To strasznie trudny człowiek. Przy swojej pracy i trybie życia chce mieć Luke'a przy sobie i tylko dla siebie. Nie rozumie, że on też ma swoje życie.- Słucham jego słów i kiwam potakująco głową, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

-Zgadzasz się ze mną?- Unosi brwi i rzuca mi ciekawskie spojrzenie. Krzywię się lekko, ale nie odpowiadam. Ashton kiwa głową, zapewne zgadzając się ze swoimi myślami. Kilka minut siedzimy w ciszy, przyglądając się Luke'owi.

-Polubił cię.- Mówi nagle brunet, co wyrywa mnie z zamyślenia. Kurde, bo ja jego też...

-Lubi o tobie mówić. Gdy to robi, zachowuje się całkiem inaczej. Dzięki tobie, to zupełnie inny Luke. Uśmiechnięty i ciekawy kolejnego dnia.

lifesaver ✔ || l.h.Where stories live. Discover now