siedemnaście

3.6K 317 10
                                    

-Wyjeżdżam w ten weekend.- Mówi Bethany, schodząc ze schodów do salonu, gdzie siedzę wraz z blondynem. Widać, że jego słowa uspokoiły ją na tyle, że nie musi już dzwonić do swojej mamy, aby go sprawdzała. Nie udało nam się porozmawiać do tego czasu, więc wydaje mi się, że nadejdzie to w najbliższym czasie i tak cholernie się boję, że nie mogę powstrzymać drżenia rąk.

-Rosalie, dobrze się czujesz?- Rumieńce wychodzą na moją twarz równo ze słowami wypowiadanymi przez Bethany. 

-Um, tak. Wszystko okej...- Luke rzuca mi dziwne spojrzenie, którego nie potrafię odczytać. Zaraz odwracam od niego wzrok, zatrzymując go na podchodzącej do nas brunetce.

-Gdzie tym razem?- Pyta chłopak. Bethany zaczyna szukać jakiejś książki na półce obok telewizora.

-Do Warszawy. Nie będzie mnie kilka dni.

-Ile?

-Nie wiem, nie bądź upierdliwy.- Moje oczy otwierają się szeroko, kiedy słyszę jej słowa. Szybko opuszczam głowę, aby nikt nie widział mojej reakcji. Luke odchrząkuje cicho i zaczyna pocierać dłońmi o materiał jeansów na jego chudych, o wiele za chudych nogach.

-Przepraszam, że chcę wiedzieć coś na temat pracy mojej żony.- Akcentuje dwa ostatnie wyrazy, po czym wstaje i wychodzi z pomieszczenia. Dziewczyna wzdycha cicho i podnosi się, nawet na mnie nie patrząc. Idzie za blondynem, który zdąża w tym czasie zatrzasnąć z hukiem drzwi na piętrze. Zostaję sama i szczerze mówiąc, nawet mi się to podoba. Chwytam pilot od telewizora i zaczynam przeskakiwać z kanału na kanał, chcąc znaleźć coś, na czym będę mogła zawiesić oko. Z drugiej strony ciągle myślę o Luke'u, o tym co stało się teraz i kilka dni temu. Zaciskam usta w wąską linię, próbując odepchnąć od siebie te wspomnienia i skupić się na tym, co dzieje się teraz. Luke niemal zbiega ze schodów z torbą na ramieniu. Zaraz za nim idzie Bethany, a jej wyraz twarzy nie wróży niczego dobrego.

-Rose, idziesz ze mną.- Słyszę jego zacięty głos, kiedy z prędkością światła przechodzi obok mnie. Znika na chwilę w przedpokoju, a w tym samym czasie odzywam się równo z jego żoną.

-Co?

-Ona zostaje tutaj.- Kłóci się dziewczyna. Blondyn pojawia się w progu, a jego dłoń mocno zaciska się na pasku plecaka. 

-Idzie ze mną. Rose, ubieraj się.- Odkładam trzymane przez siebie urządzenie i posłusznie wstaję, przechodząc cicho po swoje buty. Jestem totalnie zdezorientowana i kompletnie nie wiem co się dzieje i co mam robić. Luke wygląda tak, jakby miał za moment wybuchnąć, a Bethany jakby miała mnie rozerwać na strzępy.

-Teraz ona jest ważniejsza ode mnie?- Słyszę jej donośny głos.

-Zajmij się, kurwa, swoją jebaną pracą.- Pierwszy raz słyszę tak ostre słowa z jego strony. Brunetka musiała dolać oliwy do ognia, kiedy zniknęli na jakiś czas na piętrze. Luke łapie moją bezwładnie zwisającą dłoń i siłą ciągnie w stronę swojego samochodu. 

-Wsiadaj.- Rozkazuje, po czym wrzuca torbę na tylne siedzenie. Wchodzę do środka i na wszelki wypadek zapinam się pasami. Nie pytam o nic, nie chcę żeby mnie zjadł. Cierpliwie czekam i po chwili dociera do mnie, że kierujemy się na siłownię. Pokonujemy ten odcinek dwa razy szybciej niż zazwyczaj. Chłopak, ze względu na swoją wściekłość, nie bawi się w szukanie klucza od szafki w szatni w swojej torbie. Zrzuca z siebie ubrania na środku pomieszczenia, co zwraca uwagę kilku osób, w większości kobiet. Szybko nakłada krótkie spodenki i wskakuje na ring. Wydaje się być w transie, gdy worek treningowy przyjmuje jego kolejne, coraz to mocniejsze ciosy. Z grobowym wyrazem twarzy zaczynam zbierać jego porozrzucane rzeczy, starając się jednocześnie ignorować ciekawskie spojrzenia reszty ludzi. Zajmuję miejsce na ławce, na której siedziałam ostatnim razem i opieram się plecami o zimną ścianę. Nic nie przychodzi mi do głowy, co mogłabym teraz zrobić, aby chłopak poczuł się lepiej. Pozwalam więc, aby jego mięśnie napinały się z każdym kolejnym ruchem, tym samym pozbywając się z siebie agresji.

lifesaver ✔ || l.h.Where stories live. Discover now