dziewiętnaście

3.7K 326 24
                                    

Kiedy w końcu wracamy do domu, zastajemy go pustego. Na wyspie kuchennej leży kartka z informacją, że Bethany wyjechała wcześniej i nie będzie jej cały tydzień. Cień uśmiechu przebiega przez zmęczoną twarz Luke'a kiedy czyta zgrabnie napisane litery, po czym wyrzuca papier go kosza, wcześniej gniotąc go w dłoni. Odkłada pustą torbę do szafy przy wejściu głównym, a spocone ubrania wrzuca na stertę prania. Opuszczam go, kierując się w stronę swojej sypialni. Kiedy stoję na środku niej, z piżamą w dłoni, chłopak wchodzi do środka i marszczy brwi, patrząc na mnie.

-Chcę się wykąpać.- Informuję go, jak największego idiotę na ziemi.

-Wiem. Chciałem porozmawiać.- Przełykam ślinę, co niestety nie umyka jego uwadze. Zagryza dolną wargę, gdy cofam się nieznacznie i siadam na skraju łóżka. Po chwili robi to samo, przyjmując stałą dla siebie pozycję. Jeszcze trochę, i będzie chodził zgarbiony. Przez długi czas żadne z nas się nie odzywa. Nie mam zamiaru robić tego jako pierwsza, spaliłabym się ze wstydu.

-Rose...- Odzywa się, jednak nie patrzę w jego stronę. Podciągam nogi do siebie, siadając po turecku i zaczynam bawić się palcami.

-Czy ten pocałunek coś dla ciebie znaczył?- Mimowolnie na moje policzki wstępują rumieńce, co daje chłopakowi wystarczającą odpowiedź. Przeklinam się za to w myślach, ale przynajmniej nie muszę się odzywać. Aby nieco ukryć zażenowanie, opuszczam głowę, zasłaniając się włosami.

-Musisz wiedzieć, że dla mnie też.- Chowam twarz w dłoniach i biorę głęboki wdech.

-Nie mów tak.- Szepczę z trudem.

-Mówię to, co mam na myśli. Rose, nie wiem co mam myśleć, kiedy jesteś obok, rozmawiasz ze mną i sprawiasz, że mam ochotę zrobić coś, czego w życiu bym się nie odważył. Rose, spójrz na mnie.- Siłą odciąga moje ręce, zaciskając własne wokół moich nadgarstków. Zaciskam usta w wąską linię i obrzucam go groźnym spojrzeniem.

-O tym właśnie mówię. Raz jesteś miła i mi pomagasz, a za chwilę masz ochotę mnie zabić. Te wahania nastroju budzą we mnie...

-Nastolatka. To chciałeś powiedzieć.- Przerywam mu i mimo przyjemnego ciepła w dole brzucha, postanawiam przerwać nasz dotyk. Wyszarpuję się i wstaję, robiąc parę kroków w tył.

-Nie możesz w wieku dwudziestu czterech lat zachowywać się jak nastolatek. Człowieku, masz żonę, jesteś żonaty od czterech lat i mówisz mi takie rzeczy?- Mówię co mi ślina na język przyniesie i szczerze, nie obchodzi mnie, czy zrozumie czy nie.

-Rose, to dzięki tobie zacząłem myśleć i rozumieć jak człowiek, a nie jak maszyna.- Podnosi się z miejsca i wyciąga ręce, próbując wytłumaczyć to całe gówno, w które się wpakowaliśmy.

-To dzięki tobie ciągle chodzę uśmiechnięty i czasem nawet rozmyślam nad tym, co mogę jutro zrobić. 

-Tak powinien robić każdy, zdrowy człowiek.- Unoszę brew, wypowiadając ą kąśliwą uwagę. Luke krzywi się nieco, a moje serce wymierza sobie cios w policzek.

-Zrozum mnie, proszę.- Niemal błaga. Chcę odwrócić wzrok od jego cholernych, błękitnych tęczówek, ale nie potrafię. Jasna dupa.

-Skoro mówisz mi, że to nie ma sensu, co mają znaczyć te rumieńce na twojej twarzy? Albo te ukradkowe spojrzenia? Albo zazdrość, kiedy widzisz mnie, przytulającego się z Bethany?

-Bo, cholera, jestem nastolatką, i cholera, mogę mieć te pieprzone buzujące hormony, a ty nie!- Krzyczę, ale zanim zdążam cokolwiek jeszcze powiedzieć, co mogłoby pogorszyć naszą sytuację, Luke zdecydowanym ruchem przyciąga mnie do siebie i trzymając tak, abym się nie wyrwała, zaczyna namiętnie całować.

lifesaver ✔ || l.h.Where stories live. Discover now