dwadzieścia cztery

3.6K 322 19
                                    

Następnego dnia rano jestem już całkowicie przygotowana do opuszczenia tego miejsca. Wszystkie moje ubrania są w walizce, a wszelkie ślady mojej obecności tutaj zniszczone. Równo o godzinie piątej nad ranem budzę się, nie mogąc dłużej leżeć bezczynnie w łóżku. Po nieprzespanej nocy mój mózg nie funkcjonuje tak jak powinien. Szybko nakładam na siebie przygotowane wczoraj ciuchy, wiążę włosy w koka, z którego i tak po chwili wyplątują się pojedyncze pasma loków. Przemywam twarz, a mokry ręcznik wrzucam do kosza na pranie. Jeszcze przeszukuję go dokładnie aby mieć pewność, że nie zostawiłam tutaj niczego. Stwierdzam, że śniadanie zjem w którejś z knajpek, na pewno nie tutaj. Cicho zamykam za sobą drzwi i nie odwracam się, aby przypadkiem się nie rozpłakać. Taszczę za sobą walizkę i rozglądam się, poszukując jakiegoś miejsca, gdzie mogłabym nieco ulżyć mojemu żołądkowi. Nie rozumiem, jak w tak szybkim czasie można się domagać jedzenia. Co ze mną nie tak? Pytasz co nie tak z twoim żołądkiem, podczas gdy zniszczyłaś związek Luke'a i Bethany? Och, zamknij się, mózgu. Wiedziałam, że nie potrafi dobrze myśleć o godzinie szóstej rano.

Siadam na jednym z wolnych krzeseł i zamawiam jajka z bekonem. Natychmiast przypomina mi się sytuacja, kiedy po raz pierwszy spotkałam Luke'a. Był wtedy taki dziwny i myślałam, że nigdy go nie polubię, mimo jego błękitnych oczu. 

Kiedy wysoki mężczyzna podaje mi śniadanie, jednocześnie uśmiechając się lekko, zastanawiam się co by było, gdybym go tu nie spotkała. Zapewne nadal spałabym na ławce w parku, a poszukiwania pracy z pewnością byłyby moim priorytetem. W końcu musiałabym się jakoś utrzymywać. 

Kilkanaście minut później wstaję i płacę za jedzenie, po czym wychodzę. Droga na dworzec jest długa, ale nie przejmuję się bólem w stopach. Myślę o Luke'u i jego treningach na siłowni. O tym, ile cierpliwości i energii musi poświęcać. Przypomina mi się Zayn, które zapewne już szykuje się do ślubu. Przyłapuję się na tym, że chciałabym poznać jego wybrankę i zobaczyć, jaka jest. Czy jest tak samo miła, jeśli nie spoczywa na niej żaden ciężar wychowania kogoś?

Kilkoro ludzi plącze się po dużej hali, kiedy wchodzę do środka, przez szklane drzwi. Ani jedna osoba na mnie nie patrzy. Zerkam na tablicę przyjazdów i wyjazdów pociągów, po czym kieruję się do okienka, za którym siedzi blondynka w okularach, które ciągle poprawia.

-Bilet w jedną stronę do Cardiff poproszę.- Mówię.

-Jeden?- Unosi brwi, a mnie już teraz zaczyna irytować jej nachalność. Człowieku, zapytała tylko o ilość.

-Tak.- Odpowiadam, siląc się na spokój. 

-Pociąg będzie tu za dwadzieścia minut.- Podaje mi wszystkie papiery i posyła delikatny uśmiech. Odchodzę od niej, ponieważ za mną stoi jeszcze jedna osoba. Siadam na podłużnej ławce, a walizkę przyciągam do siebie. Pochylając głowę pozwalam, aby kilka łez opuściło moje oczy. 

Po wyznaczonym przez kobietę czasie wstaję, aby dostrzec zza szyby stojący na torach pojazd. Wzdycham cicho i ocieram policzki. Zaczynam wolnym krokiem iść w stronę drzwi, jednak krzycząca za mną osoba zwraca moją uwagę.

-Rose, poczekaj!- Odwracam się, a moim oczom ukazuje się biegnący ku mnie Luke. Czuję szczęście i już mam się uśmiechnąć, jednak po chwili dociera do mnie, że nie powinno go tu być. Gdy staje naprzeciwko mnie, nie pozwala odezwać mi się nawet słowem.

-Rose, tak bardzo cię przepraszam. Byłem wczoraj kompletnie rozkojarzony i nie wiedziałem co się dzieje. Bethany pojawiła się tak szybko i... nie wiem, ale sama jej obecność tak na mnie działa. Mówiłem wszystko to, co ona by chciała i oczekiwała. Przepraszam. Żałuję, że nie zatrzymałem cię wcześniej. Wybacz mi. Kocham cię.- Przyciąga mnie do siebie, a trzymana przeze mnie walizka upada na podłogę wyłożoną płytkami. Moje ręce automatycznie obejmują chłopaka w talii, a głowa chowa się w jego torsie.

-Proszę, bądź ze mną. 

lifesaver ✔ || l.h.Where stories live. Discover now