Rozdział 4. Ktoś lepszy

828 105 68
                                    

Gdybyśmy potrafili zapomnieć każdą niewygodną chwilę, każdy nieudany związek i każdego nieprzyjemnego człowieka, którego poznaliśmy, może bylibyśmy szczęśliwsi, ale o wiele głupi. Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że całe zło, z którym mamy do czynienia, sprawia, że jesteśmy silniejsi, bardziej doświadczeni. Uczymy się na błędach, by nie ufać, ale także, by przebaczać. Niektóre sytuacje otwierają nam oczy na dobro czekające tuż obok, tak długo przez nas niezauważane.

Przebudziłem się rankiem, czując leżące przy mnie ciało. Nie byłem przyzwyczajony do tego uczucia, dlatego mój zaspany umysł nie mógł przypomnieć sobie, kto mógł obok mnie leżeć. Gdy jednak otworzyłem oczy i zobaczyłem rozłożonego Wiktora, którego długie nogi wystawały poza materac, uśmiechnąłem się lekko. Starając się go nie obudzić, podniosłem się i postanowiłem doprowadzić do porządku. Nie zamierzałem nigdzie wychodzić, więc wyciągnąłem z szafy dres i poszedłem wziąć ciepły prysznic. Cały czas starałem się odciąć myślenie, ale na próżno. Moje trzecie „transowe” urodziny mogę uznać na jeden z gorszych dni może nie mojego życia, ale na pewno tego roku. Nie umiałem uspokoić się po tym nieoczekiwanym spotkaniu. Myślałem, że mam już wszystko poukładane, ale jednak los postanowił mnie zaskoczyć. Poza tym zachowanie Antoniego nie było normalne.

Kiedy wyszedłem z łazienki, Wiktor był już na nogach, może obudził go szum wody. Wyglądał na zmęczonego, mimo to pierwszym, co powiedział, gdy mnie zobaczył, było:

— Jak się czujesz, Kamil?

Uniosłem kącik ust i wtuliłem się w niego. Nie zdążył zmienić ciuchów po imprezie, pachniał alkoholem, ale nie przeszkadzało mi to. Czułem znajome ciało obok mojego i to mi wystarczyło.

— Nie chcę o tym rozmawiać, dobrze? Idź się wykąpać, ja przygotuję śniadanie.

Spojrzałem mu w oczy. Te piękne, mądre oczy, które wiedziały, że nie jest idealnie, że w mojej głowie trwa sztorm. Ale Wiktor mnie znał, wiedział, że jeśli mówię, że nie potrzebuję pomocy, oznacza to, że dam radę sam. Niekiedy, gdy spoglądałem na mojego przyjaciela, odczuwałem smutek, że okoliczności nie pozwoliły, byśmy byli razem. Gdybym poznał go przed Antonim albo dopiero za kilka lat, gdy zdążyłbym całkowicie zapomnieć o fotografie, wszystko potoczyłoby się inaczej. Wydaje mi się, że oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Nie chciałem wiązać się z Wiktorem, jeśli jakaś część mnie wcale go nie pragnęła. Ta część należała do Antoniego, a ja nie znałem sposobu, bo go jej pozbawić. Ten brak możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu sprawiała ból nie tylko mnie, ale też Wiktorowi, który cierpliwie czekał, aż będę gotowy. A co, jeśli nigdy nie będę? Jeśli zmarnuję życie, czepiając się koniuszkami palców pierwszej miłości, myśląc, że nigdy nie będzie kolejnej?

— Widzę, że całkiem nieźle idzie ci przygotowywanie jedzenia.

Podskoczyłem nieco, wydając z siebie dziwny pisk, gdy Wiktor stanął obok mnie, śmiejąc się. Nie zauważyłem, kiedy podszedł. Byłem tak zajęty własnymi myślami, że zapomniałem o tym, co miałem zrobić. Już chciałem się jakoś wytłumaczyć, ale współlokator zdążył mnie wyprzedzić.

— Nie szkodzi, możemy przygotować coś razem. Na co masz ochotę?

Wiedziałem, że gotowanie „razem” z Wiktorem kończyło się na tym, że on gotował, a ja siedziałem obok i śpiewałem piosenki lecące z radia. Tłumaczył to tym, że bardziej mu przeszkadzam niż pomagam, a ja nie narzekałem.

— Jajecznica? — odpowiedziałem pierwszym daniem, które przyszło mi do głowy.

Mężczyzna kiwnął głową i zaczął wyciągać składniki z lodówki. Ja w tym czasie usiadłem na krześle przy stole i włączyłem radio. Ustawiłem kanał i z radością zauważyłem, że leciała akurat piosenka, którą ostatnio polubiłem.

Czarna kawa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz