Rozdział 11. Nie obiecuj, udowodnij

560 74 51
                                    

Czasem zastanawiałem się, czy gdybym dostał drugą szansę, czy pokierowałbym swoim życiem inaczej. Dokonałbym innych wyborów, przeżyłbym więcej czy może zostawił wszystko bez zmian? Szczerze mówiąc, uważam to za pytanie bez odpowiedzi — po jakimś czasie nauczyłem się pokory i przyjmowania tego, co zostało mi dane. Byłem wdzięczny za każdą dobrą i złą chwilę, zdając sobie sprawę, że czas może przeciekać przez palce. Ta wiedza przyszła jednak z wiekiem, dlatego wciąż miałem bolesną świadomość straconych szans i możliwości. 

Tego dnia stałem przed ciężkim zadaniem. Musiałem przekonać dwie kochane przeze mnie osoby, że wspólne życie nie przyniesie nam tylko bólu. Nie było to łatwe, gdyż Antoni przestał już dawno ufać ludziom, a Wiktor… Wiktor zrobiłby dla mnie wszystko, w tym był problem. Nawet, gdybym wbijał mu nóż na każdym kroku, poprosiłby mnie spokojnie, bym przestał. Nie było w nim nienawiści czy złości. Był lepszy ode mnie.

Gdy mężczyźni usiedli na kanapie, a ja stanąłem przed nimi, widziałem dwie osoby, których nie mogłem zawieść. Na swój sposób byli podobni — oboje podnieśli mnie, gdy upadłem; stanowili odbicie moich zwycięstw, będąc przy mnie, gdy dokonywałem zmian.

— Rozmawialiśmy już wczoraj. — Wiktor wyglądał na zrelaksowanego, ale nie uśmiechał się. Może nie chciał mnie rozpraszać, a może podchodził do tematu z dystansem. — Powiedziałem, że nie mam problemu z tym, by… Antoni został z tobą.

— A ja chcę, byście oboje byli wobec mnie szczerzy. Powiedzcie, co wam przeszkadza w tym układzie, co akceptujecie. Jestem gotowy na duże poświęcenia. Chcę uszczęśliwić was obu.

Czułem się, jakbym próbował zjeść ciastko i mieć ciastko. Co prawda mogłem cieszyć się pozostawionymi okruszkami, ale to wymagało ode mnie dużej zmiany charakteru. Musiałem zmienić podejście — do tej pory traktowałem siebie jak skrzywdzonego chłopca, który musi dostać wszystko, by zadośćuczynić sobie cały smutek świata. Teraz zgadzałem się na to, by każdy okruszek przekazać dalej, dzieląc go na dwoje. Czy byłem wystarczająco zdeterminowany, by dać radę? I czy oni byli wystarczająco silny, by przetrwać każde moje potknięcie?

Krótką ciszę przerwał Antoni, uśmiechając się w piękny sposób. Może był on tylko cieniem dawnych lat, ale miałem nadzieję, że niedługo to minie. Miałem nadzieję, że to ja mu z tym pomogę. Zastanawiałem się, czy po całym źle, wyrządzonym mu przez ludzi, nadal lubił ich fotografować.

— Będę szczęśliwy, jeśli będziesz koło mnie. Jeśli pozwolisz się fotografować, zabierać na spacery i kochać. Może wymagam wiele… ale… — przerwał, nie kończąc myśli, a ja nie miałem zamiaru zmuszać go do tego.

Pomyślałem, jak pięknie byłoby wrócić do modelingu. Byłem ciekaw, czy wciąż ma aparat, który ode mnie dostał. Jego album leżał w jakimś kartonie, ale nie szukałem go od dnia naszego rozstania. Wiedziałem natomiast, że miał jeszcze kilka niezapełnionych stron.

— A ty? — zwróciłem się do Wiktora, patrząc mu prosto w oczy. — Tylko proszę, słońce, pomyśl o sobie, o tym, czego ty potrzebujesz do szczęścia.

Mężczyzna wstał z kanapy i wolnym krokiem podszedł do mnie. Stanął naprzeciwko i położył delikatnie ciepłą dłoń na moim policzku. Czułem się przy nim bezpiecznie, jego widok i zapach przywoływał w większości same dobre wspomnienia. Miałem wrażenie, jakbym patrząc na niego, mógł poczuć każdy pocałunek, którym mnie obdarzył, i każdą kawę — słodką, gorzką, czarną lub z cynamonem — którą wspólnie wypiliśmy.

— Nie wiem, czy ten układ zadziała. Mógłbym więc teraz powiedzieć, że chcę cię całego, że nie mam zamiaru się dzielić. Ale nie zrobię tego, bo to zabiłoby część ciebie. Dlatego na razie niczego nam nie obiecuj. Udowodnij, że potrafisz poukładać swoje uczucia, udowodnij, że jesteśmy dla ciebie ważni.

Czarna kawa ✔Where stories live. Discover now