Rozdział 7. Złamany człowiek

720 89 97
                                    

Minęło pięć dni od spotkania w kawiarni. Pogoda widocznie się pogorszyła, ciągle padało, a temperatura spadła o kilka stopni. Idealnie odzwierciedlała moje samopoczucie. Cieszyłem się, że chociaż Wiktor zachował optymistyczne nastawienie, które w minimalnym stopniu przechodziło na mnie. Widziałem, jak bardzo stara się być najlepszym chłopakiem pod słońcem — był czuły i kochany, przy czym nie zatracił swojego zwyczajnego charakteru.

— Kamil, ile można się szykować do wyjścia!

Uśmiechnąłem się, spoglądając po raz ostatni na swoje odbicie. Wyglądałem dobrze, matka nie powinna być niezadowolona.

— Dosyć długo, jeśli chce się być pięknym — odpowiedziałem, wychodząc z łazienki.

Wiktor stał już przy drzwiach, ubrany w płaszcz i gruby szal, trzymając w dłoni kluczyki od samochodu. Wyglądał na nieco zniecierpliwionego, ale uśmiechnął się, gdy podszedłem do niego i pocałowałem go długo. Kiedy się odsunąłem, by ubrać buty, rzucił:

— Zawsze wyglądasz pięknie.

Zaśmiałem się cicho. Chwyciłem Wiktora za dłoń i wyszliśmy z domu. Znów jechaliśmy do mojej matki, tym razem w dużo milszych okolicznościach — sam zaproponowałem ten wyjazd, aby przedstawić jej mojego nowego chłopaka, mimo że znała go już od dawna. Trzeba było zachować pozory. Tym razem nawet podróż była przyjemna — pozwoliłem Wiktorowi wybrać muzykę, przez co jechaliśmy przy akompaniamencie jakiegoś francuskiego muzyka. Dostałem nawet pozwolenie na śpiewanie, co nie było dobrym pomysłem przy mojej zerowej znajomości języka.

— Denerwuję się, wiesz? — zapytał mężczyzna, gdy wjeżdżaliśmy do miasteczka. — Stresuję się jak nastolatek, chociaż znam twoją matkę już jakiś czas.

— Może właściwe dlatego się boisz — zażartowałem. — Będzie dobrze. Sądzę, że nawet nie będzie zaskoczona. O, i na pewno będzie wdzięczna, że przedstawiam swojego chłopaka w jakichś normalnych warunkach.

Podjechaliśmy pod dom, a gdy Wiktor miał już wychodzić z samochodu, zatrzymałem go, całując powoli. Nie mogąc się powstrzymać, wplotłem palce w jego włosy, a drugą ręką odpiąłem jeden guzik jego koszuli. Nie przejmowałem się tym, że ktoś mógł nas zobaczyć. Jednak gdy próbowałem pójść o krok dalej, rozpinając swoją koszulę, Wiktor powstrzymał mnie, mówiąc, że chętnie dokończy później. Zażartował, że jeśli mam tak robić za każdym razem, gdy będziemy tu przyjeżdżać, zaczniemy robić to przynajmniej raz w tygodniu.

Wyszliśmy z auta, wcześniej zapinając koszule i starając się je wygładzić. Chwyciłem Wiktora za rękę i zapukałem do drzwi. Poczekaliśmy chwilę, po czym otworzyły się, a ja wytrzymałem oddech.

— O, dobrze was widzieć. Widzę, Kamil, że wziąłeś do siebie moje słowa i naprawdę będziesz odwiedzać starą matkę częściej. Bardzo dobrze. Wejdźcie, wejdźcie.

Nie skomentowała w żaden sposób naszych splecionych dłoni. Może ich nie zauważyła, więc niestety musieliśmy otwarcie poruszyć temat przy obiedzie. Usiedliśmy przy stole, a gdy matka na moment zniknęła w kuchni, spojrzałem na Wiktora z uśmiechem, chcąc podnieść go na duchu. Patrzyliśmy na siebie kilka chwil, nie zauważając, że nie jesteśmy już sami.

— No, jak chcecie się zachowywać jak ukrywający się nastolatkowie to proszę bardzo, ale ja głupia nie jestem — zażartowała, dając znać o swojej obecności. — Co u was słychać? Wiktor, jak na studiach? Dawno nie opowiadałeś o tym.

Pokręciłem tylko głową, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo zmieniła się moja matka, i dałem porwać się rozmowie. Kiedy akurat przeszliśmy do rozmowy o polityce — Wiktor nigdy nie przepuścił okazji, by wypowiedzieć się na ten temat — zadzwonił mój telefon. Przeprosiłem wszystkich i odszedłem od stołu. Spojrzałem na ekran i zobaczyłem, że to Antoni.

Czarna kawa ✔Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt