Rozdział 6. Powody do życia

618 97 35
                                    

Stałem przed moją ulubioną kawiarnią, trzymając Wiktora za rękę. Zgodziłem się na spotkanie w „Czekoladowej”, by być w komfortowym miejscu, ale jednocześnie obawiałem się, że zacznie mi się ono źle kojarzyć, tak jak zaczynamy nienawidzić piosenek, które ustawiamy na budzik. Spojrzałem na zegarek i wiedziałem, że czas wejść do środka. Miałem ochotę stchórzyć w ostatnim momencie, ale wiedziałem, że muszę załatwić tę sprawę raz na zawsze.

— Jak zacznie się chamsko zachowywać, mogę go uderzyć? — zapytał Wiktor, puszczając mi oczko.

Uśmiechąłem się, ale pozostawiłem go bez odpowiedzi. Otworzyłem drzwi i znalazłem się w środku. Jak zawsze było tu ciepło, pachniało czekoladą i kawą. Rozejrzałem się szybko i zlokalizowałem stolik, przy którym siedział Antoni wpatrzony w telefon. Już z daleka widziałem, że nie wygląda najlepiej. Jego włosy sporo urosły i wyglądały na zniszczone. Gdy podszedłem bliżej, zauważyłem też spore worki pod oczami, jak gdyby spał tylko trzy godziny. Mimo to był ubrany w czyste i schludne rzeczy, więc nie sądziłem, by miał problemy finansowe większe niż wcześniej.

— Hej — odezwałem się, chcąc zwrócić jego uwagę.

Uniósł głowę i spojrzał na mnie zupełnie inaczej niż wtedy w klubie. Nie byłem już jego celem, który osiągnie za wszelką cenę, a darem, czymś wyjątkowym. Stałem tak chwilę, pozwalając mu na obejrzenie całej mojej twarzy, zapamiętanie jej na nowo. Gdy już doszedł do siebie, odchrząknął i przywitał się.

— Hej. Cieszę się, że przyszedłeś… — Przeniósł wzrok na Wiktora, który wciąż trzymał mnie za rękę i dodał: — Ciebie też miło widzieć.

Usiedliśmy w końcu przy stoliku i złożyliśmy zamówienia. Przez ten czas Antoni milczał, cały czas się we mnie wpatrując, co sprawiało, że czułem się coraz bardziej niekomfortowo. Natomiast mój chłopak objął mnie ramieniem i patrzył na fotografa tak, jakby rzucał mu wyzwanie.

— Po co chciałeś się spotkać po takim czasie? — postanowiłem przejść do konkretów, by nie pomyślał sobie, że to przyjacielskie spotkanie. — Wydaje mi się, że nasze zerwanie było wystarczająco jasne.

Mężczyzna przede mną skrzywił się, ale odpowiedział bez dłuższego zastanowienia.

— Nie wiesz wszystkiego. I chciałem ci wyjaśnić pewne sprawy. Na tej imprezie… poniosło mnie, nie powinienem tak się zachowywać. Ale sam przyznasz, że nie spodziewałeś się spotkać mnie nigdy więcej. Ja również w to nie wierzyłem. Po naszym rozstaniu nie chciałem dzwonić, nachodzić cię w domu, gdyż cały czas liczyłem, że wrócisz.

— Naprawdę sądzisz, że Kamil jest na tyle głupi, by wrócić do kogoś, kto go zdradził? — zapytał zszokowany Wiktor, odzywając się po raz pierwszy na tym spotkaniu.

Zaśmiałem się cicho, chociaż nie było mi zbyt wesoło. Czułem spokój pomieszany z odrobiną smutku i zawodu, że Antoni zamiast przeprosić i spróbować odbudować naszą relację (o ile pozwoliłbym mu na to), usilnie próbuje mnie zmanipulować i pokazać, że jest bez winy.

— Nie, nie sądzę, by Kamil był głupi. — Głos fotografa, gdy zwracał się do Wiktora, był zimny i nieprzyjemny. — Ale wiedziałem, ile nasza miłość dla nas znaczyła.

— Dla mnie — poprawiłem go. — Ile znaczyła dla mnie. Bo ty nie miałeś skrupułów, by wyrzucić ją do śmieci. Ale dość. Nie przyszedłem tu, by wspominać twoją zdradę.

Antoni kiwnął głową i na chwilę zapanowała cisza. Rozejrzałem się po kawiarni. Nie było tu wielu osób, głównie samotnicy piszący coś na laptopach, może jedna czy dwie pary. Żadnych dzieci, żadnych hałasów. Dlatego lubiłem tu przychodzić. Czułem wtedy, jak wszystkie złe emocje ze mnie uchodzą. Nawet teraz zdawałem sobie sprawę, że jestem nadzwyczaj spokojny, a była to zasługa tego miejsca.

Czarna kawa ✔Where stories live. Discover now