Rozdział 9. Mrozy i roztopy

543 85 71
                                    

Czułem się jak astronauta, dryfujący gdzieś z dala od całego świata, wszystkich ludzi, bezskutecznie próbujący zejść na Ziemię. Z jednej strony wszystko było mniej więcej w porządku — Antoni po ostatniej sytuacji wyciszył się, ale zaczął też w miarę normalne funkcjonować. Mało rozmawiał, ale nie snuł się po mieszkaniu; czytał, zaczął normalnie jeść. Z drugiej strony widziałem, że przede mną ucieka, tak samo jak Wiktor. Przez ostatnie kilka dni nie było sytuacji, by cała nasza trójka znalazła się w jednym pomieszczeniu przez więcej niż dwie minuty. Antoni zazwyczaj zaszywał się w swojej tymczasowej sypialni, rozmawiając od czasu do czasu z Wiktorem. Mój chłopak natomiast starał się zdystansować od całej tej sytuacji. Wciąż mówił mi, że mnie kocha, całował mnie i przytulał, ale czułem, że jest między nami jakaś przeszkoda. Nie chciałem nazywać jej po imieniu, ale obawiałem się, że dopóki Antoni będzie blisko nas, nic się nie zmieni. 

Nie mogłem skupić się ani na studiach, ani na odpoczynku. Będąc na uczelni zasypiałem, niewiele pamiętałem z wykładów, odpływałem, gdy ktoś do mnie mówił. Gdy wracałem do domu, chciałem odetchnąć, ale atmosfera na to nie pozwalała. Nie było tak, że chciałem wyrzucić Antoniego, oczywiście, że nie. Liczyłem po prostu na wyjaśnienie, dlaczego nic nie jest tak, jak powinno — dlaczego nie rozmawiamy, nie widzimy się, mieszkając pod jednym dachem.

Pogoda tego piątkowego wieczoru idealnie komponowała się z moim nastrojem. Czułem się jak Werter, brnąc przez zalegające na chodnikach mokre masy liści. Deszcz spływał po moich włosach, twarzy i płaszczu, sprawiając, że czułem się coraz gorzej. Zimny wiatr sprawiał, że zamarzałem. Moje myśli i uczucia zamieniały się w bryłę lodu, ale nie taką, którą łatwo można skruszyć. Byłem wieczną zmarzliną. Do domu wróciłem z jedną myślą, a była nią kawa. Mimo że przyzwyczaiłem się, że Wiktor przestał witać mnie czułym pocałunkiem, poczułem zawód i rozgoryczenie, gdy tylko lekko objął mnie w pasie.

— Jak na uczelni? — zapytał, odsuwając się i swobodnym krokiem przechodząc przez salon. — Wyglądasz na zmęczonego, kawę?

Kiwnąłem głową i ruszyłem za nim do kuchni. Obserwowałem ruchy Wiktora, doszukując się jakiejkolwiek odpowiedzi na pytanie, dlaczego coraz mniej czułości w jego czynach i coraz więcej dystansu między nami. Mężczyzna ze spokojem przygotowywał kawę, dodał do niej cynamonu, jakby domyślał się, w jakim stanie jestem. Może właśnie to był jego sposób okazania mi miłości? Wszyscy przechodziliśmy trudny okres, ale niemożliwym było, by przestał mnie kochać. Przynajmniej taką miałem nadzieję.

— Dlaczego nic nie mówisz? — zapytał, stawiając przede mną kubek.

Oboje usiedliśmy przy stole naprzeciwko siebie. Czułem, że Wiktor na mnie patrzy, prawdopodobnie miał zmartwiony wzrok. Ja natomiast nie odrywałem oczu od kawy, mieszając ją powoli łyżeczką. Dźwięk rozchodził się po całym pomieszczeniu i dudnił mi w uszach.

— Bo mam dosyć tego udawania, że problemu nie ma. — Mój głos był niemal szeptem, słuchać było w nim jednak chłód i ból. — Przestałeś mnie kochać, tak? Nie musisz się dłużej męczyć, jeśli nie chcesz.

Lód wewnątrz mnie pękał z każdym wypowiadanym słowem. Łamał się tak jak mój głos. Nie odważyłem się spojrzeć na Wiktora, ale słyszałem jego przyspieszony oddech. Nie chciałem, żeby wszystko tak się skończyło, żeby kolejna osoba ode mnie odeszła.

— Kamil…

Obserwowałem, jak mężczyzna powoli podchodzi do mnie i kuca, opierając zimne dłonie na moich kolanach. Może on też był lodowcem? Nie spojrzałem w jego oczy, dopóki nie chwycił mnie delikatnie za twarz. Wiktor był przerażony i smutny jednocześnie — zbladł i zmarszczył brwi, ale cały ogrom emocji skrył się w spojrzeniu.

Czarna kawa ✔Where stories live. Discover now