VI

2.2K 119 21
                                    

Pociąg zwalniał coraz bardziej, a pogoda za oknem wzmogła się. Harry wyjrzał przez drzwi, aby zobaczyć co się dzieje. Nagle pociąg zatrzymał się gwałtownie. Bagaże spadły z półek, a światła zgasły. Na szczęście kocie oczy widziały lepiej w ciemności.

- Co się stało? - spytał Ron.

- Auuu! Ron to moja stopa! - krzyknęła wściekła Miona.

- Może się coś popsuło? - spytał Harry.

- Nie mam pojęcia...

Korzystając z kociej formy wskoczyłam na mały stolik pod oknem i spojrzałam przez nie.

- Coś weszło do pociągu - oznajmiłam.

Postanowiłam obudzić jedynego dorosłego w przedziale. Wskoczyłam na kolana profesora. Wspięłam się po jego szacie, po czym zamachnęłam puchatą łapką i podrapałam mężczyznę po policzku. Poczułam jak się podnosi gwałtownie. Szybko zeskoczyłam na siedzenie obok. Reszta wciąż się przepychała.

- Spokój! - zagrzmiał ochrypły głos profesora.

Wszyscy w jednej chwili zamilkli. Rozległ się cichy trzask i przedział zajaśniał słabym światłem. Odwróciłam się i zobaczyłam twarz profesora. Wyglądała na jeszcze bardziej szarą i zniszczoną. Jednak mężczyzna nie wyglądał słabo. Jego oczy błyszczały czujnie. Na policzku widziałam ślad po moim drapnięciu z którego leciała krew. Lupin trzymał w dłoni garść płomyków. Wszyscy w przedziale siedzieli.

- Mel - Hermiona spojrzała na mnie z wyrzutem widząc ranę na twarzy profesora.

- Musiałam go jakoś obudzić - uniosłam łapki do góry - Przepraszam - dodałam w stronę profesora, a kocie uszy opadły mi.

Ten spojrzał na mnie. Patrzył przez chwilę w ciszy w moje oczy, po czym spojrzał w stronę drzwi.

- Nie ruszajcie się z miejsc - polecił, po czym wstał i podszedł do drzwi.

Jednak te otworzyły się nim zdążył sięgnąć klamki. Słabe światło oświetliło wysoką postać w pelerynie. Wzięła ona głęboki wdech jakby chciała pochłonąć nie tylko powietrze. Wszędzie zrobiło się zimno. Nagle zobaczyłam jak nachyla się nad Harrym. Ten wyglądał na niesamowicie przerażonego. Nagle zaczął się trząść.

- Ej! - krzyknęłam niewiele myśląc.

Skoczyłam na stwora z pazurami. Ten odepchnął mnie tak, że upadłam na ziemię. Mimowolnie zmieniłam się w człowieka. Wstałam i nie zdążyłam nawet zrobić kroku, a ten już pojawił się naprzeciwko mnie. Postać złapała mnie za rękę. Patrzyłam na dłoń, która zdawała się należeć do jakiegoś topielca. Czułam przerażający ból, ale nie krzyczałam. Spojrzałam na postać. Czułam się jakby całe szczęście ze mnie uchodziło.

- Nikt tu nie ukrywa Blacka pod płaszczem. Odejdź - usłyszałam głos profesora.

Jednak stwór nie ruszył się z miejsca. Nagle błysnęło jasne światło. Zamknęłam oczy i cofnęłam się. Poczułam jak postać puszcza mój nadgarstek. Ja natomiast potknęłam się i już miałam upaść, gdy poczułam jak ktoś łapie mnie. Złapałam się kurczowo szaty człowieka na którego wpadłam. Gdy otworzyłam oczy nic już nie było. Światło wróciło, a ja spojrzałam po wszystkich. Profesor trzymał mnie jedną ręką w uścisku. Jednak nie na nim skupiłam swoją uwagę.

- Harry! - krzyknęłam i podbiegłam do nieprzytomnego chłopaka.

Usiadłam na siedzeniu obok niego, po czym wzięłam jego głowę na kolana. Odgarnęłam mu włosy.

- Harry! Harry! Co ci jest? - zaczęłam go budzić.

- C-cooo - jęknął, a ja odetchnęłam z ulgą.

- Żyjesz? - spytałam, a ten podniósł rękę i poprawił swoje okulary.

- Tak - odpowiedział i spojrzał w stronę drzwi od przedziału - Co się stało? Gdzie jest ten... to coś? Kto tak krzyczał?

- Ja krzyknęłam do postaci "Ej" - odpowiedziałam.

- Nie. To był okrzyk przerażenia - pokręcił głową i podniósł się z moich kolan.

Nagle coś chrupnęło. Wszyscy podskoczyliśmy i spojrzeliśmy na profesora Lupina, który łamał na kawałki ogromną tabliczkę czekolady.

- Proszę - podał Harry'emu duży kawałek - Zjedz. Dobrze ci zrobi.

Brunet wziął czekoladę, ale nie zaczął jej jeść.

- Co to było? - spytałam.

- Dementor - odpowiedział - Jeden z dementorów z Azkabanu.

Już miałam coś powiedzieć, ale w tym momencie rękaw mojej bluzki opadł, a ja i cała reszta zobaczyliśmy siny ślad po ręce dementora. 

- Daj - polecił profesor biorąc ją delikatnie w dłonie.

Owinął ją bandażem.

- Lepiej od razu udaj się do pielęgniarki - polecił, po czym spojrzał jeszcze na Harry'ego - Jedz. Poczujesz się lepiej - wskazał czekoladę - Przepraszam was, ale muszę porozmawiać z maszynistą... - skończył, po czym wyszedł z przedziału.

Po tym jak Ron i Hermiona wprowadzili Harry'ego w to co się stało, do przedziału wrócił profesor Lupin. 

- Za dziesięć minut będziemy w Hogwarcie - oznajmił - No jak, Harry, lepiej się czujesz?

- Doskonale - mruknął.

- Tamto coś nie jest zbyt przyjazne - zauważyłam.

- Dementorzy szybko się denerwują - wyjaśnił profesor.

- Ja też - stwierdziłam twardo.

- Widzę - przytaknął lekko rozbawiony.

Ponownie spojrzał mi w oczy. Ja natomiast mimowolnie spojrzałam na ranę na policzku, którą zadałam. Westchnęłam i sięgnęłam do kieszeni.

- Plastry na zadrapania - odparłam podając jeden mężczyźnie - Przyspieszają gojenie.

- Zupełnie zapomniałem - stwierdził, ale wziął plaster i przykleił sobie na ranę korzystając z okna jak z lustra.

Lupin po jakimś czasie zdjął plaster i po podrapaniu nie zostało śladu.

- Mel - usłyszałam głos Miony.

Spojrzałam na nią pytająco.

- Trzęsiesz się - zauważyła.

- Zimno mi - odparłam - Wam nie? - spytałam, a reszta pokręciła głową - Bardzo zimno - dodałam szczękając zębami.

Profesor nachylił się nade mną i potknął mojego czoła.

- Chłodne - zauważył, po chwili zdjął swój płaszcz i okrył mnie nim - Cieplej? - spytał, ale ja pokręciłam głową.

Zmieniłam się w kota, aby otulić się futrem. Nagle pociąg zatrzymał się. Spojrzałam za okno. Byliśmy na miejscu. Znak Hogsmeade był ostatnim co zobaczyłam. Zamknęłam oczy, a zimno ogarnęło mnie całkowicie.

Melody i Więzień AzkabanuWhere stories live. Discover now