XXII

1.7K 93 8
                                    

Nie mogłam się doczekać pierwszej lekcji walki z dementorami. Przed ósmą zeszłam do pokoju wspólnego, gdzie siedział Harry. Gdy tylko mnie zobaczył podszedł i razem ruszyliśmy na zajęcia. Gdy weszliśmy do sali Lupina jeszcze nie było. Nie czekaliśmy jednak długo, a pojawił się niosąc wielką skrzynię. Okazało się, że w środku był Bogin.

- No więc... - zaczął profesor wyjmując różdżkę i pokazując, abyśmy zrobili to samo - Zaklęcie, którego zamierzam was nauczyć, należy do bardzo zaawansowanych czarów... znacznie wykracza poza przeciętny zakres wiedzy czarodziejskiej. Nazywa się Zaklęciem Patronusa.

- Jak ono działa? - spytał niespokojnie Harry.

- Kiedy działa poprawnie, wyczarowuje patronusa, czyli coś w rodzaju antydementora, strażnika, który będzie tarczą między tobą, a dementorem. Patronus to rodzaj pozytywnej siły. Jest projekcją tego czym dementor się żywi... nadziei, szczęścia, woli przeżycia... ale nie może odczuwać rozpaczy jak prawdziwy człowiek, więc dementor nic mu nie może zrobić. Ale muszę was ostrzec, że to zaklęcie może okazać się dla was zbyt skomplikowane. Wielu wykwalifikowanych czarodziejów ma z nim trudności.

- Jak taki patronus wygląda? - spytałam, ani trochę nie zniechęcona słowami profesora.

- Każdy jest inny. Zależy od czarodzieja, który go wyczarowuje.

- To jak się go wyczarowuje?

- Specjalnym zaklęciem, które działa tylko wtedy, jeśli czarodziej skupi się całą siłą woli na jednym, bardzo szczęśliwym wspomnieniu. Zaklęcie brzmi expecto patronum. Harry, zaczniesz? - spojrzał na niego profesor.

Ten przytaknął. Ja natomiast siedziałam zamyślona. Bardzo szczęśliwe wspomnienie... Nagle światła zgasły. Już po chwili usłyszałam krzyk profesora.

- Harry!

Zmieniłam się w kota, aby mieć lepszy ogląd na sytuację. Natychmiast zobaczyłam chłopaka leżącego na ziemi. Podeszłam do niego. Już po chwili lampy ponownie się zapaliły, a Harry zaczął odzyskiwać przytomność.

- Przepraszam - odezwał się chłopak.

- Nic ci nie jest? - spytałam.

- Nie...

- Masz... - Lupin wręczył mu czekoladową żabę - Jak odpoczniesz pozwolimy spróbować, Mel.

- Nie mam wspomnienia - westchnęłam - Wiele jest dobrych, ale nie są silne.

- Zastanów się. Najczęściej największym wspomnieniem jest miłość - odparł profesor Lupin.

- Pan ma wspomnienie związane z miłością? - spytałam zerkając na niego, a ten minimalnie się zmieszał.

- Coś w tym stylu - przytaknął.

Zamyśliłam się. Miłość... Pierwsza miłość...

Nagle wstałam jak oparzona. Lupin i Harry spojrzeli na mnie.

- Mam pomysł. Dzisiaj nic nie zdziałam, ale w następnym tygodniu spróbuję - stwierdziłam pewna siebie.

- Mel... - zaczął profesor, ale mnie już nie było. 

Biegłam po korytarzu nie wiedząc zbytnio gdzie. Nagle mijając jeden z rogów wpadłam na kogoś. Postać wylądowała na podłodze, a ja na niej. Spojrzałam na kogoś kogo potrąciłam.

- Cedrik, przepraszam - odparłam i wstałam szybko z chłopaka.

Ten zaraz po mnie podniósł się i spojrzał na mnie.

- Nic nie szkodzi. Gdzie tak pędzisz? - spytał rozbawiony.

- Szukałam ciebie - odpowiedziałam z uśmiechem, ale po chwili zmieszałam się - Przepraszam, za to, że nie wyszło z Hogsmeade. Nie chciałam cię tak olać, po prostu...

- Miałaś inne plany - przytaknął.

- Tia - westchnęłam - Obraziłeś się?

- Na ciebie? Nie. Byłem trochę zły na siebie - przyznał, a ja spojrzałam na niego zaskoczona - No wiesz myślałem, że byłem zbyt nachalny.

- Nie! Skąd! Nawet tak nie myśl - spojrzałam na niego - Zaproszenie było naprawdę miłym gestem.

- Skoro nie byłem nachalny... To może dasz się zaprosić na spacer po Błonach. Teraz jest już zbyt późno, ale na przykład jutro po lekcjach, albo w weekend?

- A może i jutro i w weekend? - zaproponowałam.

- Całkowicie na tak - przytaknął.

Uśmiech sam wpłynął mi na usta.

- W takim razie jesteśmy umówieni - zauważyłam.

- Odprowadzić cię do Pokoju Wspólnego? - spytał.

- Jeśli tylko chcesz - przytaknęłam z uśmiechem.

Ruszyliśmy razem w stronę portretu. Rozmowa ani przez chwilę nie cichła. Puchon był niesamowicie miły i zabawny. Zatrzymałam się przed Pokojem Wspólnym i spojrzałam na chłopaka. 

- To... do zobaczenia - pożegnałam się.

- Do jutra - przytaknął i spojrzał na mnie niepewnie. 

 Po chwili podszedł i niepewnie mnie przytulił. Zaśmiałam się i odwzajemniłam gest. 

Melody i Więzień AzkabanuWhere stories live. Discover now