XV

1.8K 110 18
                                    

Przyjaciele odwiedzali nas, aż nie zostaliśmy wypuszczeni. Dostaliśmy masę życzeń powrotu do zdrowia. Ja zostałam wypuszczona wcześniej. W niedziele Miona zabrała mnie do biblioteki, abyśmy razem odrobiły prace domowe. Uwielbiałam z nią to robić. Była genialna i zawsze mi pomagała. W końcu zajęłyśmy się wilkołakami. W większości pracowałyśmy w ciszy, ale nagle, gdy zaczęłam przyglądać się kalendarzu księżycowemu olśniło mnie.

- Lupin - szepnęłam.

- Co? - spytała mnie Miona, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.

- Już wiem dlaczego Snape tak chciał przerobić ten temat - stwierdziłam - Spójrz na kalendarz księżycowy - poprosiłam.

- No patrzę. 

 - A teraz przypomnij sobie kiedy Lupina nie było na zajęciach i jakie są objawy wilkołactwa.

- Myślisz, że...

- Nie wiem, ale muszę się dowiedzieć - stwierdziłam pewnie.

 W poniedziałek i Harry w końcu mógł wyjść ze Skrzydła. Wszyscy udaliśmy się na pierwsze zajęcia.

- Jeśli obronę przed czarną magią znowu prowadzi Snape, udam, że zachorowałem - oznajmił Ron.

- Spokojnie. Mam wrażenie, że już wyzdrowiał - stwierdziłam i spojrzałam na Mionę znacząco.

- Zajrzyj kto tam jest - poprosił rudzielec.

Wywróciłam oczami, ale spełniłam jego prośbę.

- Chodźcie - zwróciłam się do przyjaciół i reszty klasy.

Lupin wrócił do pracy i choć nie wyglądał najlepiej uśmiechał się widząc jak siadamy i słuchając naszych narzekań na Snape'a.

- To niesprawiedliwe, on miał z nami tylko zastępstwo, dlaczego zadał nam pracę domową?

- Nic nie wiemy o wilkołakach...

-... dwie rolki pergaminu!

- Czy powiedzieliście profesorowi Snape'owi, że jeszcze nie przerabialiśmy wilkołaków? - zapytał Lupin, marszcząc czoło.

Znów wybuchło zamieszanie.

- Tak, ale on powiedział, że mamy okropne zaległości...

- ...w ogóle nas nie słuchał...

- ...dwie rolki pergaminu!

Widziałam jak Lupin uśmiecha się na oburzenie uczniów. Samej chciało mi się śmiać. Jednak, gdy profesor spojrzał w moją stronę spuściłam wzrok.

- Nie przejmujcie się. Pomówię z profesorem Snape'em. Nie musicie pisać tego wypracowania - zapewnił nauczyciel.

- Och nie! - jęknęła Hermiona - Ja już swoje skończyłam.

- Ja też - przyznałam, na co chłopcy spojrzeli na mnie zaskoczeni - No co? To ciekawy temat.

- Kiedy? Nigdy nie widziałem, żebyś ślęczała nad książkami - zauważył Ron.

- Potrafię znaleźć czas na wszystko - wzruszyłam ramionami.

W końcu był koniec lekcji.

- Harry, Melody, zostańcie na chwilkę! - zawołał Lupin - Chciałbym zamienić z wami słówko.

Podeszliśmy bliżej, a ja usiadłam na jednej z pierwszych ławek.

- Słyszałem już o meczu i bardzo przykro mi z powodu miotły - zwrócił się do Harry'ego - Nie da się jej naprawić?

- Nie - odpowiedział Harry - To drzewo roztrzaskało ją w drzazgi.

Lupin westchnął.

- Wierzbę bijącą zasadzono w tym samym roku, w którym przybyłem do Hogwartu. Mieliśmy świetną zabawę polegającą na tym, żeby podejść tak blisko, by dotknąć pnia. W końcu jeden chłopak, Davey Gudgeon prawie stracił oko i zakazano nam zbliżać się do drzewa. Żadna miotła nie miała z nią szans.

- A słyszał pan też o dementorach? - spytałam.

- Słyszałem, że znów je rozwścieczyłaś - odpowiedział, patrząc na mnie karcąco - Odbić w upiora tłuczka - pokręcił głową - Jesteś najbardziej lekkomyślną osobą jaką poznałem.

- Może przestanę ich rozwścieczać, kiedy oni przestaną atakować mnie i moich przyjaciół - stwierdziłam na swoją obronę.

- Chyba nikt z nas nie widział profesora Dumbledore'a w takim stanie. Od jakiegoś czasu stawali się coraz bardziej niespokojni... wściekali się bo nie pozwolił im wchodzić na teren szkoły... Spadłeś, bo ich zobaczyłeś, Harry, tak?

- Tak - przyznał - Dlaczego, dlaczego oni tak na mnie działają? Czy jestem po prostu...

- To nie ma nic wspólnego ze słabością - przerwał mu ostro Lupin - Dementorzy działają na ciebie silniej, ponieważ przeżyłeś okropieństwa, których inni nie przeżyli.

- Spokojnie Harry, ty słabniesz, a ja dostaje ku... nerwicy - poprawiłam się.

- Kiedy się do mnie zbliżają słyszę jak Voldemort morduje moją matkę - wyjaśnił Harry.

Złapałam go za rękę, aby dodać mu otuchy. Lupin zrobił taki ruch jakby chciał złapać go za ramię, ale się rozmyślił. Na chwilę zapanowało milczenie.

- Dlaczego przyszli na mecz? - spytałam.

- Zgłodnieli - odpowiedział chłodno Lupin - Dumbledore nie pozwala im wchodzić na teren szkoły, więc brakuje im tego czym się żywią... Po prostu nie mogli się oprzeć czując taki tłum wokół boiska. To podniecenie... silne emocje... Dla nich to jak obietnica uczty.

- Azkaban musi być strasznym miejscem - zauważyłam, a Lupin ponuro pokiwał głową.

- Twierdza jest na maleńkiej wysepce z dala od lądu, ale i tak nie trzeba murów ani wody, żeby udaremnić więźniom ucieczkę, bo uwięzieni są we własnych głowach, niezdolni do żadnej myśli rodzącej otuchę. Większość popada w szaleństwo po paru tygodniach - odparł.

- To okrutne! Już śmierć byłaby łagodniejszym wyrokiem - stwierdziłam pewnie - Poza tym, Black zdołał się przed nimi obronić - zauważyłam zamyślona - Uciekł...

Nagle neseser spadł z biurka profesora. Lupin szybko go poniósł.

- Tak - odpowiedział prostując się - Black musiał znaleźć jakiś sposób, żeby nie wyssali z niego życia. Nie sądziłem, że to możliwe... Mówią, że dementorzy pozbawiają czarodzieja wszelkiej mocy, jeśli przebywa zbyt blisko nich...

- Ale pan sprawił, że dementor w pociągu wycofał się - zauważyłam - Dyrektor Dumbledore na meczu również.

- Istnieją pewne... pewne sposoby obrony - rzekł Lupin.

- Nauczy nas pan? - spytałam natychmiast.

- Nie zamierzam uchodzić za specjalistę od zwalczania dementorów, Melody... przeciwnie...

- A jeśli dementorzy jeszcze raz pojawią się na meczu, musimy się jakoś bronić - poparł mnie Harry.

Lupin przyglądał się to mi to Harry'emu.

- No dobrze - poddał się, a my z Harrym uśmiechnęliśmy się do siebie i przybiliśmy piątkę - Spróbuję wam pomóc, ale musicie poczekać do następnego semestru. Mam mnóstwo roboty przed feriami zimowymi. Wybrałem sobie najmniej sprzyjający okres na chorowanie - oznajmił.

Melody i Więzień AzkabanuWhere stories live. Discover now