XIV

1.9K 112 7
                                    

 W końcu nadszedł czas meczu. W szatni było zadziwiająco cicho. Nawet Wood nie machnął przemowy. Spojrzałam na dziewczyny.

- Będzie nam ciężko się dogadać - zauważyłam.

- Pamiętaj, żeby tak jak na treningach mieć oczy dookoła głowy - poleciła Kate.

- Właśnie. Jesteś z nas najszybsza, ale nie pruj zbyt mocno do przodu - dodała Angelica.

Przytaknęłam. Wszyscy ruszyli w stronę wyjścia.

- Poczekajcie chwilę - odezwałam się - Dajcie mi swoje gogle - poprosiłam.

- Co? - spytał Wood.

- Szybko - dodałam.

W końcu wszyscy wystawili je w moją stronę.

- Impervius - szepnęłam i rzucałam zaklęcie po kolei na każde - Będą odpychać kroplę deszczu - wyjaśniłam.

- Jesteś genialna! - zawołał Oliver, po czym złapał mnie i przytulił.

Zaśmiałam się na tą reakcję.

- Okej, drużyno, do dzieła! - zawołał.

Wyszliśmy, po czym wystartowaliśmy. Zaczął się mecz. Graliśmy doskonale. Mimo deszczu znałam się z dziewczynami na tyle dobrze, żeby mimo słabej widoczności doskonale sobie radzić. Nagle na boisko wpadli dementorzy. Jeden z nich pojawił się przy Kate, która miała kafla.

- Fred! - krzyknęłam do chłopaka.

Ten rozumiejąc o co mi chodzi szybko podał mi kij. Często na meczach mi go "pożyczał". Zobaczyłam zbliżający się tłuczek i niewiele myśląc odbiłam go tak, aby trafić upiora.

- Piłka! - krzyknęłam do Kate.

Ta rzuciła ją w moją stronę. Ją również odbiłam prosto do jednego z okręgów. Oddałam Fredowi pałkę, po czym nagle zobaczyłam spadającego Harry'ego. Nie zwracając uwagi na nic ruszyłam do niego. W pewnym momencie przekręciłam się na miotle tak, że trzymałam się jej jedynie nogami. Dzięki temu udało mi się złapać nieprzytomnego przyjaciela zaledwie metr od ziemi. Słyszałam dzwonek kończący mecz, ale ani trochę się tym nie przejęłam. Moja miotła zaskoczona ciężarem gwałtownie nas opuściła. Na szczęście byliśmy blisko ziemi. Wraz z Potterem upadliśmy na mokrą trawę. Chłopak był nieprzytomny. Nagle zobaczyłam w oddali ponuraka. Szybko jednak mój wzrok przeniósł się na zgraję dementorów, którzy nas okrążyli. Czułam jak nadgarstek znów zaczyna mnie boleć.

Nagle pojawiło się jasne światło. Zakryłam ręką oczy, gdy je otworzyłam dementorów już nie było. Wokół mnie i Harry'ego zebrał się tłum. Oboje zostaliśmy zabrani do Skrzydła Szpitalnego. Mecz przegraliśmy. Gdybym była szybsza moglibyśmy zremisować, ale zabrakło dwóch bramek. Jednak nie tym najbardziej się przejmowałam, a Harrym. Mi nic nie było, ale on... Bałam się pomyśleć, co by się stało, gdybym go nie zauważyła...

Cała drużyna, oraz Ron i Hermiona przyszli do szpitala. Nawet Cedrik się pojawił.

- Hej - podszedł do mojego łóżka, a cała drużyna, która dotychczas dyskutowała, umilkła.

- Cześć. Gratuluję wygranej - odparłam.

- Dzięki. Próbowałem to odwołać, ale... - zaczął, ale przerwałam mu.

- Wygrałeś uczciwie - zapewniłam, ale po chwili dodałam - W następnym roku nie będziecie mieli tyle szczęścia.

Chłopak zaśmiał się.

- Muszę iść - odparł po chwili.

- Okej. Do zobaczenia.

- Zdrowiej - poprosił, po czym wyszedł.

- Ale on się podlizuje - usłyszałam głos Freda.

- Po prostu jest miły - zauważyłam, po czym spojrzałam na Pottera - Harry! - krzyknęłam szczęśliwa, gdy zobaczyłam, że się obudził - Jak się czujesz?

- Co się stało? - spytał, siadając gwałtownie.

- Spadłeś - powiedział Fred - Gdyby nie Mel, pewnie zostałaby z ciebie tylko plama.

- Złapałam cię, gdy zobaczyłam, że spadasz - wyjaśniłam.

- Znów mnie uratowałaś - zauważył, a ja wzruszyłam ramionami - Ale co z meczem? Co się stało? Będzie powtórka?

Nikt się nie odezwał, ale widziałam, że Harry zrozumiał.

- Ale... nie przegraliśmy?

- Diggory złapał znicz, zaraz po tym jak spadłeś. Nie wiedział, co się stało. Domagał się powtórki meczu, ale wygrali zgodnie z przepisami... Nawet Wood musiał to przyznać. Brakowało dwudziestu punktów do remisu - odpowiedział George.

- Gdzie jest Wood? - spytał, gdy zdał sobie sprawę, że kapitana tu nie ma.

- Wciąż pod prysznicem - odpowiedział Fred - Chyba chce się utopić.

Harry złapał się za głowę i pochylił twarz do kolan. Westchnęłam i wstałam ze swojego łóżka, po czym usiadłam obok niego.

- Daj spokój, Harry, to pierwszy raz gdy nie złapałeś znicza - zauważyłam obejmując go ramieniem.

- Zawsze musi być ten pierwszy raz - dodał George.

- Przecież to nie koniec - kontynuował Fred - Przegraliśmy małą różnicą punków. Jeszcze nie wszystko jest przesądzone.

Po chwili pojawiła się pani Pomfrey.

- Przyjdziemy jutro - powiedział Fred - Przestań się gryźć, Harry, wciąż jesteś najlepszym szukającym, jakiego dotąd mieliśmy. A ty księżniczko pilnuj go - spojrzał na mnie.

- Oczywiście - zapewniłam.

W końcu wyszli, a my położyliśmy się z powrotem. Jedynymi osobami, które zostały to Ron i Hermiona.

- Dumbledore naprawdę się wściekł - zaczęła roztrzęsiona Miona - Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Gdy wylądowaliście na boisku i zostaliście otoczeni przez dementorów wybiegł na boisko i wystrzelił czymś srebrnym z różdżki. Natychmiast opuścili stadion... Strasznie się wściekał, że weszli na teren szkoły, słyszeliśmy jak...

- Potem przeniósł was na niewidzialne nosze i szedł przy was, a wy unosiliście się w powietrzu... Wszyscy myśleli, że...

Głos ugrzązł mu w krtani.

- A gdzie mój Nimbus? No co? - spytał widząc wzrok przyjaciół.

- No więc... jak spadłeś to go zdmuchnęło - dukała Miona.

- No i?

- I... rąbnął... och, Harry... rąbną w bijącą wierzbę.

- I co?

- Możesz co najwyżej rozpalić jej resztkami w kominku - odpowiedziałam, po czym westchnęłam widząc jak się załamuje.

 Jedynie mocniej go do siebie przytuliłam.

Melody i Więzień AzkabanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz