• twelve

3.6K 183 13
                                    

Grace odwiązała bandaż, który ją krępował, a potem wyrzuciła go do kosza. Kiedy spojrzała w swoje lustrzane odbicie, stwierdziła, że ostatecznie nie wyglądała, aż tak źle, jak się spodziewała. Bolała ją głowa i szyja, ale zażyła już środki przeciwbólowe i liczyła na to, że za niedługo jej dyskomfort minie. Kiedy dwa dni temu, Coulson zjawił się w wieży i przekazał im tablet z aktami, Grace nie sądziła, że znajdzie się w takiej sytuacji. Nawet kiedy znalazła się na statku, była pewna tego, że nie będzie musiała walczyć – nie chciała tego. Teraz, jednak czuła, że musiała to robić. Śmierć Phila nie mogła pójść na marne, a doskonale pamiętała, że to właśnie ten agent był jedną z tych osób, które najbardziej wierzyły w to, co potrafiła dokonać dzięki swoim mocom. Brunetka westchnęła bezgłośnie, wiedząc, że już wtedy w trakcie rozmowy z Tonym i Steve'em, podjęła decyzję w sprawie tego, czy poleci do Nowego Jorku i spróbuje powstrzymać Loki'ego razem z resztą.

Ciche pukanie, a potem wejście Tony'ego do pomieszczenia, oderwało ją od takich myśli i sprowadziło na ziemię.

— Zaraz wylatujemy — powiedział na wstępie, siadając obok niej. Grace dopiero wtedy zwróciła uwagę na to, że w rękach trzymał duże, szare pudełko. — Wiem, jaki masz stosunek do walki i nadal nie potrafię zrozumieć, czemu sama zaatakowałaś...

— Lecę z wami — przerwała mu szybko zdecydowanym tonem. Brunet spojrzał na nią, doskonale zdając sobie sprawę, że właśnie takiej odpowiedzi z jej strony oczekiwał. — Wieża to też mój dom. Nie pozwolę, by jakiś gnojek, tak po prostu bawił się naszym kosztem. Nie po to wydawaliśmy tyle pieniędzy, by teraz to wszystko poszło na marne.

— Spodziewałem się tego, że to powiesz — Grace uśmiechnęła się krótko. — Dlatego, mam coś dla ciebie. Zrobiłem to zaraz po akcji z Vanko, ale nie wiedziałem, kiedy mógłbym ci to dać, więc podejrzewam, że teraz nadszedł bardzo dobry moment.

— Co to jest? — Zapytała zaszokowana, kiedy Tony podał jej karton. Stark otworzyła pudełko, a w jej oczy rzucił się czarno-złoty materiał, który natychmiast wzięła do rąk i wyciągnęła. Z niedowierzeniem spoglądała ewidentnie na kostium, który Tony dla niej zrobił. Nie był to pancerz, tak jak w jego przypadku, ale gruby materiał, imitujący skórę, jednak to spostrzeżenie było dalekie od prawdy. Grace niemal natychmiast rozpoznała surowiec, z którego został wykonany. — To kevlar. Ale... Dlaczego?

— Znam cię, Gracie — wyjaśnił krótko, tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. — Prędzej, czy później, to by się stało. A tak, mając kostium, nie będziesz musiała narzekać na to, że tracisz swoje ulubione ubrania w trakcie walki.

— Jest jakiś plus — zgodziła się szybko. — Przynajmniej w końcu nie będę od ciebie gorsza i będę mieć swój własny strój, bo pseudonim już mam.

— Nieźle, nie? — Tony zaśmiał się krótko. — Co prawda to nie pancerz, ale wiem, że go nie potrzebujesz. Powalisz na ziemię każdego, kto spróbuje z tobą zadrzeć. Wierzę w ciebie, sis i ty powinnaś zrobić to samo.

— Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy...

— Przebierz się — poinstruował ją Tony, wstając z miejsca. — Powiem Rogersowi, że będziesz gotowa za dziesięć minut, wystarczy?

Grace skinęła głową, również podnosząc się na nogi, a potem szybko przytuliła swojego brata do siebie. W takich momentach jak ten zawsze uwielbiała to, że przez całe życie mieli ze sobą, tak świetny kontakt mimo sporej różnicy wieku. Ostatecznie mieli tylko siebie i tylko sobie mogli ufać.

— Bądź ostrożny, dobrze? — Poprosiła, spoglądając na niego z wypisaną obawą w oczach. Powtarzała to za każdym razem, kiedy Tony wpakował się w jakieś kłopoty, o których ona wcześniej wiedziała. Teraz wpakuję się razem z nim.

GRACE STARK: ADVISER [1], iron manOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz