IV- Chyba zaraz się potnę!

1.5K 64 3
                                    

Od dwóch godzin siedzę w Pokoju Wspólnym. Wspomnę tylko, że jest 06:26. Siedzę w jednym z foteli, z książką w ręce. Tym razem jest to "Sen nocy letniej". Czytałam sobie i nikomu nie przeszkadzałam, dopóki nie przyszedł duet Potter&Black.
- Co to?
- Nie wasz interes. Ej, oddaj to!
- To sobie to sięgnij.
- Black!
- Łapo, odłóż to, tam gdzie tego miejsce.
- Jasne. - powiedział i wrzucił książkę do kominka, gdzie się paliło.
- Nie!
- To teraz wolisz latać, czy się czołgać?
- Nic! Aaaaa!!!
- Poleżysz tu trochę. Lekcje dopiero na 11:00.- powiedzieli i wyszli, zostawiając mnie przywiązaną pod skos do stołu. Leżałam tak dopóki nie usłyszałam kroków. Niestety, nie była to żadna dziewczyna.
- Co się stało? Daj, pomogę.
- Zostaw mnie! Idź do swoich kumpli!
- Naprawdę pomogę.
- Nie!
- Ale...
- Idź stąd!- odszedł. Czekałam jeszcze dwadzieścia minut i zeszła Lilly.
- Kochana, co się stało?
- Oni mi to zrobili. Piekielny duet.
- Masz coś pod swetrem?
- Tak, bokserkę.
- Muszę Ci rozciąć ten sweter.
- A dasz radę go naprawić?
- To twój ulubiony?
- Tak.
- Postaram się. Mogę go przerobić.
- Jak?
- Na plecach zamiast dziury, będziesz miała serce.
- Dobrze. Pomóż mi.- Lilly szepnęła jakieś zaklęcie, czym mnie uwolniła.
- Nie ruszaj się.- powiedziała i odrysowała różdżką kształt serca, po czym wypowiedziała zaklęcie.
- Dziękuję. Muszę Ci coś powiedzieć... - powiedziałam jej o propozycji pomocy przez Lupina, na co tylko lekko skinęła głową.
- Dziewczyny są już na sali. Nie wiem jakim cudem one cię nie widziały.
- Lilly, mam pytanie.
- Słucham?
- Co byś zrobiła, gdybyś chciała powiedzieć coś przyjaciółce, ale wiesz, że ją zrani, to co powiesz?
- Próbowała bym jej to jakoś delikatnie powiedzieć. A co się stało?
- Nic, takiego.
- Tenia, widzę, że coś jest na rzeczy.
- To jeszcze nic pewnego, jak będę pewna, to ci powiem.
- Dobrze.
- Hej, Tenia. Hej, Lilly.
- Hej.
- Ale ładny sweterek.
- Lilly mi go przerobiła.
- Czemu?
- Piekielny duet przywiązał mnie do stołu. Tylko, że tymi specjalnymi linkami, które przyklejają jak się szarpniesz. Lilly odcięła kawałek swetra i uformowała serce.
- Ale to wygląda genialnie, bo widać logo Queen.
- Fajnie. Dzisiaj tylko Zaklęcia, OPCM i ONMS, a, ja mam jeszcze dwie godziny Zielarstwa.
- No tak. Możemy iść z tobą, prawda?
- Nie musicie, sama sobie daję radę.
- Jak uważasz. O nie!
- Jednak się uwolniłaś, łamago?
- Dajcie jej wreszcie spokój.
- Łapa, Evans na mnie krzyczy.
- Chyba się zaraz potnę! - prawie krzyknął teatralnie Black, a ja niewidocznie naciągnęłam rękawy swetra.
- Możecie chociaż nie śmiać się z poważnych tematów?
- Chodź, Łapa, zgarniemy Lunatyka i spadamy.
- Wiem, że za sobą nie przepadamy, ale poinformuję was o tym, że wiem skąd są wasze pseudonimy. Do kiedyś.- powiedziałam i poszłam do sali od Zaklęć, gdzie siedzę z Potterem. Tak, będę go ignorować, mam walkmana, więc przetrwam. Weszłam do sali i zajęłam miejsce w ostatniej ławce, w rzędzie od drzwi od zewnętrznej strony. Jeszcze przed dzwonkiem, kiedy przewijałam kasetę, do pomieszczenia przybył Piekielny duet.
- Shadow!- Black walnął dłonią o ławkę.
- Słucham?
- Jakim cudem wiesz o pseudonimach?!
- Domyśliłam się.
- To skąd się wzięły?
- Rogacz- postać animagiczna, jeleń.
- Dobrze. A pozostałe dwa?
- Łapa- postać animagiczna, pies, ponurak.
- A ostatni?
- Lunatyk- nazwany w ten sposób przez swoją likantropię.
- Powiesz komuś, a cię zabiję.
- Już mówiłam dwukrotnie, nie zamierzam was udupić. Mam swoje życie.
- Uczniowie! Proszę zająć swoje miejsca!- krzyknął profesor Flitwick, stojąc na stosie książek. Włączyłam sobie sprzęt już z kasetą w środku. Po około piętnastu minutach do sali weszła pielęgniarka.
- Przepraszam, profesorze, ale czy mogłabym zabrać pannę Shadow?
- Shadow, masz od kogo dowiedzieć się o pracy domowej?
- Tak, panie profesorze.
- Dobrze, niech idzie.
- Chodź, Shadow. - ruszyłam przez salę i wyszłam z zajęć razem z panią Pomfrey.
- O co chodzi?
- Potrzebuję pomocy. Jakieś dziesięć minut temu przyszły dwie dziewczyny. Jedna jest nieprzytomna.
- Aha. Ale profesor na pewno będzie chciał usprawiedliwienie.
- Wszyscy nauczyciele wiedzą, że szkolisz się na magomedyka.
- Oh.
- To są te dwie dziewczyny. - spojrzałam na dwa łóżka, jedno po prawej, drugie po lewej. Byłam zaskoczona. Leżały na nich Dorcas i Marlene.
- Tenia, hej.
- Co się stało?
- Chciałyśmy iść z Dor do toalety przed lekcją, ale jak szłyśmy już do sali to Malfoy i jego banda zaczęli rzucać w nas zaklęciami.
- Czym dostała?
- Drętwotą. Tylko, że odrzuciło ją tak, że uderzyła głową w ścianę.
- A, ty?
- Ja zdążyłam się obronić, później do niej podbiegłam i też dostałam Drętwotą.
- Idę do pani Pomfrey i przebrać się w kitel, zaraz wrócę.
- Przeprowadziłaś wywiad?
- Tak.
- Dobrze, zajmij się panną Meadows.
- Tak jest.
- Jak tam?
- Zajmuję się Doras, do ciebie zaraz przyjdzie pani Pomfrey.
- OK.
- Dorcas. Dorcas. Hej, Dor.- mówiłam i potrząsałam nią lekko. Nic się nie działo. Zajęłam się sprawdzeniem, czy wszystko inne jest w porządku. Dorcas miała tylko rozwalony łuk brwiowy i stłuczony nos. Podałam jej leki i opatrzyłam rany. Gdy skończyłam do skrzydła wpadł Piekielny duet.
- Pani Pomfrey!
- Tak, Amorku?
- Dorcas jest w dalszym ciągu nieprzytomna. Dostała eliksir przeciwbólowy, na zasklepienie się łuku brwiowego i maść z opatrunkiem na opuchliznę, na stłuczonym nosie.
- Bardzo dobrze. Co teraz zrobisz, wiedząc, że Dorcas nie kontaktuje?
- Dam jej eliksir pokrzywowy.
- Świetnie.
- Dorcas. Dor. Dorka.
- C-co?
- Byłaś nieprzytomna. Dostałaś Drętwotą i miałaś do naprawy łuk brwiowy, i nos. Wszystko już jest ok.
- Dzięki, Shadow i przepraszam za akcję na Wielkiej Sali. Pewnie huncwoci bardziej co dopiekają.
- Trochę, ale dobrze, że żyjesz.
- Wiesz, że już jutro jedziemy do domów?
- Wiem, ja jadę z ciocią, a 24 grudnia wpadnie Freddie.
- Świetnie. Hej, chłopcy, co was sprowadza?
- Dowiedzieliśmy się, z pewnych źródeł, że ty i Marlene tutaj jesteście.
- Czy te źródła nazywają się Remus Lupin?
- Skąd ty?
- Widziałam jak tędy przechodził. A teraz przepraszam, muszę iść na OPCM. - skomentowałam i poszłam się przebrać,  po czym szybkim krokiem ruszyłam na lekcje.
- Shadow!
- Czego, Snape?
- Mam dla ciebie propozycję.
- Jaką?
- No, bo ty i ja mamy na pieńku z huncwotami. Możemy się na nich zemścić.
- Może rok temu bym się zgodziła, ale nie pomagam się mścić osobom, które skrzywdziły moich bliskich. Poza tym, nie chcę mieć większych problemów. Narazie.- powiedziałam i poszłam do sali lekcyjnej. Weszłam równo z dzwonkiem i usiadłam na swoim stałym miejscu, obok Lilly.
- Co tak długo?
- Snape, chciał mnie wkręcić w zemstę na huncwotach.
- A, co mu powiedziałaś?
- Że się nie zgadzam. Nie chcę mieć jeszcze bardziej z nimi na pieńku.
- Dobrze zrobiłaś.
- Kochani! Dowiedziałam się, że dzisiaj nie miało być wogóle lekcji, więc idźcie do siebie!
- Biblioteka?
- Lilly! Tenia, co powiedz na błonia?
- Ummm.... Ok.
- No dobrze, chodźmy na błonia.
- Co cię gryzie, Tenia?
- Jeszcze nie wiem dokładnie. Co porabiacie w święta?
- Do mnie zjeżdża się cała rodzina.
- Jak spędzam święta z rodzicami u babci z Francji. Znowu będę musiała być służącą!
- Jak to, Alice?
- Moja babcia ma służące, ale na święta daje im wolne, a ja i moje kuzynki musimy charować jak woły.
- Współczuję. U mnie w domu każdy musi sprzątać w danym czasie, a że ja spędzam większość czasu w szkole, to muszę sprzątać na święta i w czerwcu.
- To też przekichane, wiesz, wracasz zmęczona do domu i sprzątanie.
- Chociaż mogę zapomnieć o huncwotach. Co tam, Lilly?
-  Potter mnie irytuje coraz bardziej. Dzisiaj to w ogóle przegiął. A kiedy nasza Alice idzie do wioski?
-  W pierwszą sobotę po świętach.
- Trzymam za was kciuki.
- Ja też. Ale, rozumiecie, że to już szósty rok, że za dwa lata już tutaj nie wrócimy?
- Wiem, Lilly. Ale i tak będziemy się spotykał po szkole. Musimy utrzymać kontakt.
- Masz rację, Alice. Po szkole będziemy nadal przyjaciółkami.
- A, kiedy wychodzą Marlene i Dorcas?
- Dzisiaj wieczorem. Idę się spakować. Widzimy się na obiedzie.
- Tenia?
- Spokojnie.
- O co chodzi?
- Lilly wie, że jestem totalną łamagą i mogę spaść ze schodów.
- To idź, tylko się nie potknij.
- Oczywiście. - odpowiedziałam i poszłam do pokoju, gdzie spakowałam teoretycznie wszystkie ubrania. Stwierdziłam, że podczas przerwy świątecznej napiszę trzy listy... W pewnym momencie, nie wiem jak, do pokoju weszli trzej idioci.
- O, czyżbyś była sama?
- Nigdy nie jestem sama.
- Jak to?
- Mercury! - mój gekon wszedł mi na ramię i tak siedział. Gdy huncwoci chcieli go tyknąć, Mercury ich ugryzł. Zaśmiałam się na to, chyba pierwszy raz przy huncwotach.
- Mamy do pogadania.
- O czym?
- Obiło nam się o uszy, że Snape ci coś proponował.
- I co w związku z tym? Raczej nie muszę się wam tłumaczyć.
- Chodzi o to, że chcemy wiedzieć co odpowiedziałaś.
- To nie jest wasza sprawa. Myślicie, że jak będziecie mnie prześladować i zastraszać, to będę jak wytresowany pies, jednak się mylicie. Freddie, co ty tutaj robisz?
- Co to?
- Nie interesujcie się. - otworzyłam kopertę i poznałam pismo Freddie'ego Mercury'ego. Pisał, że przyjedzie po mnie razem z ciocią.
- Ty umiesz się uśmiechać.
- Nie śmieszne.- wzięłam pióro i odpisałam na list. Napisałam tam, że do szkoły że mną chodzi dwóch chłopaków, którzy są jego fanami i czy zgodzi się z nimi pogadać i dać autograf.
- Więc, co tam słychać, Shadow?
- Czego chcecie? Spadać stąd.
- Spoko. Nara.
- Tenia! Widziałam huncwotów, czego chcieli?
- Nie wiem.
- Hejka!
- Miałyście wyjść na kolację!
- Tak, ale pani Pomfrey pozwoliła nam wyjść wcześniej.
- To dobrze, Marlene.
- Teńka, mam pytanie.
- Tak?
- Dlaczego nawet w wakacje nosisz długie rękawy i spodnie?
- Powinnam wam powiedzieć dużo wcześniej. Chodzi o to, że... - urwałam i spojrzałam na zmieszany wzrok Lilly.
- Że?
- Moja ciocia, ta od eliksirów jest...
- ?
- Wilkołakiem.
- Jak?
- Urodziła się już Wilkołakiem. Jak tylko u niej jestem i jest pełnia to idę z nią do lasu i zazwyczaj wchodzę na drzewo i czekam do świtu. Już kilka razy mnie podrapała, a nie chcę pokazywać blizn.
- Serio?
- No, tak. Moja ciocia ma siostrę, moją mamę. Moja babcia została ugryziona, już nie żyje. Urodziła się najpierw moja ciocia z wrodzoną likantropią, za to moja mama jest zwykłą czarownicą.
- Aha. Myślałam, że sobie coś robisz.
- Masz głupie pomysły. - powiedziałam i poszłyśmy na obiad. Wychodząc z pokoju zobaczyłam huncwotów, stojących obok naszych drzwi. Szlag, musieli wszystko słyszeć! Zjadłam razem z dziewczynami obiad i poszłam do biblioteki. Wróciłam na kolację, a później ruszyłam do dormitorium, gdzie przebrałam się i poszłam spać.

Hogwart, huncwoci i Shadow. Where stories live. Discover now