V- O mój Merlinie!

1.3K 55 1
                                    

Wstałam o 05:00 i od razu założyłam moje kochane czarne rurki z wysokim stanem, szarą koszulkę i baseball'ówkę, do tego glany. Włosy związałam w wysoką kitkę. Po wyjściu z łazienki była już 05:25, więc wzięłam książkę ("Otello") i walizkę, po czym zeszłam do Pokoju Wspólnego. Usiadłam razem z Mercurym na fotelu obok kominka. Próbowałam czytać, ale uniemożliwił mi to mój kochany gekonik. Była już 07:00, więc zaraz powinny przyjść dziewczyny. O wilkach mowa.
- Gotowe na powrót do domów?
- Jasne.
- Byli tu huncwoci?
- Nie, a siedzę tu od wpół do szóstej.
- Czyli jakiś spokój mamy.
- Tenia!
- Co je... Freddie! Co ty robisz?
- On jest wredny.
- Jest jeszcze wcześnie, nie gniewaj się na niego.
- No dobrze.
- List od Freddie'ego.
- Co pisze?
- Zgodził się na jedną rzecz. Nie ważne.
- Moi drodzy! Jako, że większość z was jedzie do domów, chciałbym ogłosić, że powrót jest trzydziestego grudnia. Pod koniec przerwy dostaniecie jeszcze informacje. Smacznego!
- Nie jest źle, w tamtym roku wracaliśmy 28.
- Wiem.
- Hej, kochanie.- powiedział Black i pocałował Dorcas, co spotkało się z moim zdziwionym spojrzeniem.
- Cześć, Syriusz.- odpowiedziała Dorka z uśmiechem.
- Możecie sobie iść?
- Evans, Black przyszedł do swojej dziewczyny, a my przyszliśmy dla towarzystwa.
- Dobra, Lilly, ja idę.
- Czemu?
- Jeszce muszę jakoś Mercury'ego wpędzić do terrarium, no i Freddie'ego do klatki. A, właśnie jeszcze muszę odpisać do cioci I Freddie'ego, żeby wiedzieli kiedy będę na stacji.
- Co?! Odbiera cię Freddie Mercury?!
- Nie wasz interes. Widzimy się o 09:00 w pociągu. Do widzenia, huncwoci.- powiedziałam i poszłam do dormitorium. Po dwudziestu minutach walki z Mercurym napisałam do cioci, że około 17:00-18:00 będę na peronie. Freddie poleciał do cioci, gdzie będzie około 12:00. Bagaże były już w pociągu. Jest 08:20, więc poszłam już zająć miejsca dla mnie i dziewczyn. Usiadłam po prawej stronie od okna i czekałam na moje towarzyszki. Przyszły o 08:55.
- Idealnie przed odjazdem.
- Milcz, Tenia.
- Dor, mam do ciebie pytanie.
- Nom?
- Czemu się z nim umówiłaś? Dobrze wiesz, że jest Casaanovą.
- Tenia, może to będzie coś innego. Może nie zawsze masz rację.
- Dobrze. Wiedz, że jeśli cię skrzywdzi możesz mi się wyżalić.
- Witamy, piękne panie i Shadow.
- Do widzenia, chłopcy i Syriusz.
- Zaczęła pyskować.
- Przepraszam, Łapo. - powiedział Lupin. - Możemy się dosiąść? Nigdzie nie ma miejsca.
- Hmmm... Jest warunek.
- Jaki?
- Ani ty, ani twoi kumple nie będziecie po mnie cisnąć, przez całą podróż.
- Łapa, Rogacz?
- Spoko.
- Przyjmuję warunki.
- Siadajcie, byle daleko ode mnie.- rzekłam i zagłębiłam się w lekturze, słuchając Queen. Nie mogłam się skupić, bo trzy pary oczu się we mnie wgapiały.
- Coś nie tak?
- Co czytasz?
- Otello autorstwa Williama Shakespeare'a.
- Czego słuchasz?
- Queen, Kind of Magic. Coś jeszcze?
- Poznaj nas Z Freddiem!?
- Lilly! Oddaj mi kosmetyczkę!
-  Nie.
- Ale, mi nie chodzi o mnie, tylko o nich.
- Dostaniesz ją, dziesięć minut przed końcem drogi.
- Lills.
- Nie.
- Lilciu.
- Nie.
- Liluń.
- Nie.
- Lillianno.
- Amortencjo Jane Shadow, nie oddam ci kosmetyczki.
- Shadow, wiesz, że Jane, może być damską wersją imienia James? - spytał Potter.
- Wiem, dlatego nie przyznaję się do drugiego imienia.
- Nie przyznajesz się do swojej ciotki.
- Zamilcz, Alice. Lilly, możemy pogadać, na osobności?
- Jasne... O co chodzi?
- Pamiętasz jak mówiłam ci, że jeśli powiem coś mojej przyjaciółce, to ją to zrani?
- Tak, powiedziałaś, że nie jesteś jeszcze pewna.
- Chodzi o to, że...
- O co chodzi?- spytała Lilly, a ja szepnęłam jej na ucho coś, czego by się nie spodziewała.- Jak to?
- Nie wiem. Ale nie mogę jej tego powiedzieć.
- Nie wiadomo jakby to przyjęła. Spokojnie, nic nie powiem. Tak jak o chorobie i skutkach.
- Dziękuję.
- Ile można gadać?
- Długo. Tak w ogóle, to co robiliście wczoraj pod drzwiami od naszego dormitorium? Słyszeliście wszystko. Mam rację?- milczeli.- Odpowiedzcie!
- Tak, masz rację.
- Jak ja was nienawidzę!- krzyknęłam, wzięłam torbę, w której miałam to samo co w kosmetyczce i uciekłam do łazienki. Siedziałam tam dziesięć minut i zrobiłam to co zazwyczaj. Potem owinęłam łydkę bandażem i wróciłam, ogarnięta, do przedziału. Spotkałam smutne spojrzenie Lilly.
- Oddaj mi swoją torbę.
- Masz, już mi nie potrzebna.
- Weź leki, uspokoisz się trochę.
- Dawaj je.
- Dwie.
- Dobrze.- szybko połknęłam dwie gorzkie tabletki i zamknęłam oczy czując jak świeże rany na łydce zaczynają piec. Nie przeszkadzało mi to. Do bólu można się przyzwyczaić. Siedziałam tak z zamkniętymi oczami, aż usłyszałam głos pani z wózkiem.
- Coś z wózka, kochaneczki?
- Tak, poproszę osiem czekoladowych żab.
- 98 sykli. Dziękuję.
- Do widzenia. Łapcie, mimo, że nie powinnam wam tego kupować.- powiedziałam i rzuciłam każdemu po czekoladowej żabie.
- Dzięki.- odpowiedzieli zaskoczeni huncwoci.
- Tenia, łap. Za sześć minut wysiadamy. Odpoczniesz od imbecyli.- pociąg się zatrzymał i wszyscy zaczęli wysiadać. Zrobiłam coś czego dziewczyny się nie spodziewały...
- Syriusz, James, za czekajcie chwilę. Chodźcie.
- Co ty wymyśliłaś?
- Zobaczycie.
- Dzień dobry.
- Mów mi po imieniu. - powiedział Freddie do Alice.
- Hej, Freddie. To są ci chłopcy, o których wczoraj pisałam. James i Syriusz.
- Witajcie, Freddie Mercury.
- O mój Merlinie! James Potter, mogę prosić o autograf?!- spytał i pokazał mu zdjęcie z jednego z koncertów. Freddie od razu je podpisał.
- Jestem Syriusz Black, czy mógłbym prosić o... -
- Autograf? Jasne. - Mercury podpisał również zdjęcie pokazane  przez Blacka.
- To co, Amortencja, teraz do twojej cioci i szykujemy dom na święta.
- No jasne, Freddie. Do widzenia w szkole. Idziecie dziewczyny?
- Na mnie czekają rodzice. Miło było cię poznać. - powiedziała Alice. Dorcas i Marlene już dawno poszły.
- Moi rodzice czekają przed stacją.
- Więc ruszmy na miasto. - rzekł jeden z moich idoli i objął mnie i Lilly ramionami. Mało obchodziło mnie to, że huncwoci to widzieli.
- Do widzenia. Pa, Tenia.
- Do widzenia.
- Do zobaczenia, Lilka. - uścisnęłam dziewczynę i ruszyłam za ciocią i wokalistą. Gdy weszliśmy do mieszkania od razu zobaczyłam pojemnik z lekami. Miałam mieć je u siebie w pokoju, więc wzięłam je i jak zwykle wyżuciłam je do kosza, a zastąpiłam je miętówkami. Później rozpakowałam rzeczy. Freddie śmiał się z tego jak nazwałam zwierzaki. Pomogliśmy cioci wszystko szykować. Wszystko skończyło się o 23:40.
- Ciociu, Freddie, idę już spać.
- Dobrze, tylko weź leki.
- Tak jest, dobranoc.-powiedziałam i poszłam do pokoju, gdzie przebrałam się i poszłam spać.

Hogwart, huncwoci i Shadow. Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora