7

756 88 17
                                    


- Hmm? Co mówiłeś? Zbyt cicho mówisz. - machnąłem reką. W końcu to, że mi się podoba to nie jest takie ważne. Poza tym mało romantycznie powiedzieć mu to w McDonaldzie.

- Nic ważnego, domówić ci coś jeszcze? Może coś słodkiego, hm? - chłopak się namyślił, a widząc jego niezdecydowanie zaproponowałem mu co mogę kupić. - Co powiesz na loda w kubeczku ze słodką polewą i pokruszonym batonem?

- Lody? Chętnie. - zostawiłem go z jego naklejkami, którymi obkleił sobie telefon i podszedłem do  kasy. Odebrałem zamówienie i prawie je upuściłem, gdy jakiś chłopak ewidentnie celowo pociągnął mnie z ramienia. Rzuciłem mu moje gniewne spojrzenie, jednak ten nawet się nie oglądał, z kapturem naciągniętym na głowę wyszedł z restauracji. 


- Nie uwierzysz na jakiego gbura przed chwilą trafiłem. - zagadnąłem siadając z powrotem przy stoliku i pozostawiając Jiminowi lody.

- Mówisz? - srebrnowłosy wyglądał przez okno będąc w innym świecie. Jeszcze chwilę temu zachowywał się jak dzieciak, a teraz melancholijnie patrzył w przestrzeń przed sobą. Przyłożyłem zimny kubeczek do jego policzka by zwrócić uwagę na siebie.

- Aish, zimne. - syknął łapiąc za mój nadgarstek by odsunąć kubeczek. - O, dla mnie? Dziękuję.



Sięgnął lody i w milczeniu, pomiędzy grzebaniem, wkładał łyżeczkę do buzi. 

- Jimin, coś się stało? - zapytałem gdy już nawet lodów nie nakładał na łyżkę, a ona i tak lądowała w buzi.

- Oczywiście, że nie. Coś się dzieje? Nie dzieje, która godzina? Wracajmy już, mam pracę w domu.

- Jaką pracę? Jesteś ratownikiem, coś jeszcze robisz? - nie chciałem dać mu tak szybko uciec. W końcu udało mi się jakoś do niego dotrzeć, a on próbuje mnie spławić. Spuścić go na chwilę z oczu....

- Ja... Oczywiście, że tak! Kto by wyżył z pensji ratownika, hm? Poza tym praca nie znaczy, że pracuje. Mam też hobby.

Reakcja starszego zaskoczyła mnie, ale nie było sensu ciągnąć tego, poprzedni Jimin wracał.

- Jasne, zbierajmy się, tylko zatrzymaj się przy stacji metra na chwilę, dobrze? - nie ukrywałem zawodu w głosie, ale chłopak nic sobie z tego nie robił. Zebrał rzeczy i wstał od stołu, ja przez ten czas wziąłem śmieci i wywaliłem je. Tak jak prosiłem, Jimin zatrzymał się przy metrze. Nie zdradzając po co idę wysiadłem,  a po 5 minutach wróciłem z małym pakunkiem. Bez słowa ruszył nawet nie pytając co mam w torebce. Stanęliśmy pod domem, nie miałem ochoty wysiadać, ale zniecierpliwione uderzenia palców o kierownicę mnie poganiały.

- To dla ciebie. - podałem mu małą torebkę. Srebrnowłosy zmieszany niespodziewanym prezentem  przyjął go bez słowa. Odstawił go na bok i cicho podziękował. Nie odjechał dopóki nie zamknęły się za mną drzwi od domu. Jednak ze mnie chytry królik, pożyczyłem rower stojący na klatce od sąsiada Timmyego. Nieraz pożyczałem od niego rower, całe szczęście jedyne czego chce w zamian to odrobione prace domowe.

Wskoczyłem na rower i popędziłem za samochodem, który się oddalał. Samochód sporo krążył, a w końcu złapany na parkingu pod osiedlowym sklepem, nie miał wewnątrz kierowcy.

- Ale z ciebie dzbaniur. - usłyszałem za plecami głos ratownika wychodzącego z siatką ze sklepu. -jeszcze złapać się dałeś.

- Wiedziałeś, że za tobą jadę? - spytałem, niezadowolony z tego faktu. 

- Tak i obstawiałem, że wymiękniesz po pierwszym kółko po osiedlu, a tu niespodzianka, do końca dojechałeś. 

- Czy to piwo? - wskazałem na siatkę zmieniając temat. Starszy podniósł ją lekko do góry chcąc mi ją pokazać i przytaknął. 

my Mermaid story || p.jm x j.jkWhere stories live. Discover now