24

377 48 19
                                    

Minęły nam już trzy dni wycieczki, a my jeszcze nie oblaliśmy naszego przyjazdu. Tak nie mogło być, troje z naszej ekipy, którą się trzymaliśmy, zostało wyznaczonych do pójścia do sklepu, a reszta właściwie czekała na nich w pokoju, grając w wojnę. Idealna gra, gdy musisz na kogoś poczekać trochę dłużej. Niestety w trójce był także Taehyung, dlatego rozgrywka zapowiadała się na długą i żmudną. Właśnie wykładałem moje ostatnie karty, gdy do pomieszczenia z hukiem weszli nasi przyjaciele.

- Panowie, melanż uważam za otwarty - powiedział Tae w drzwiach z dwiema zgrzewkami pod pachą. Wszedł do pokoju, a za nim reszta, zostawiając ich łupy na podłodze pod moimi nogami.

- Stosunkowo szybko sobie poradziliście - spojrzałem na zegarek, będąc pełnym podziwu. Szczególnie z tego powodu, że zgodzili się wziąć Tae.

- Tak, bo Taehyung stał przed sklepem - odpowiedział dumnie jeden z dwójki, Yugyeom. - pytaliśmy go przez szybę sklepową i prawie na wszystko się zgadzał.

- Hm sprytnie... Może powinienem to opatentować...

- Spróbuj - niebieskowłosy przyłożył mi do gardła paluszka, który zapewne miał posłużyć jako śmiertelna broń. Uniosłem ręce w geście poddania i odgryzłem kawałek słonego przysmaku.

- No dobra, łapcie za alkohol i za nasze zdrowie – chłopak, który ze mną grał, wzniósł toast i zaczęliśmy męski wieczór. Brakowało nam telewizora, ale sytuację podratował Yug, wyjmując laptopa i włączając jakiś meczyk kosza.

- E, śmierdziele! - krzyknąłem na bandę, by zwrócili na mnie uwagę. Wszyscy jak jeden mąż skupili na mnie swój wzrok, nie obrażając się za przezwisko, którego często używam, gdy jesteśmy w takim składzie. - słuchajcie, jest sprawa. Jest taka osoba

- Jungkook się zakochał! - ktoś mi przerwał jeszcze zanim zacząłem, za co został zbesztany przez resztę towarzyszy. Odchrząknąłem i kontynuowałem.

- No, tak jak ktoś wspominał, podoba mi się. Ale może być tak, że ja jemu nie… Ale naprawdę się staram! - opowiedziałem im o pożegnaniu.

- Brakuje wam chwili samotności - wzrok wszystkich powędrował na chłopaka od kart. Nie ukrywałem zainteresowania, który we mnie wzbudził. - rozumiecie, separacja. A potem we dwoje sami, randka, cisza, wytwarza się napięcie między wami,  którego nie możecie znieść przez ten czas rozłąki.

- Shreka się naoglądałeś? Brzmisz jak ten rudy kocur - chłopak, który opowiadał, spojrzał ciężko  na tego, który się wyrwał i przerwał mi na początku. - Słuchaj, właściwie goryl ma rację, ale denerwowało mnie, jak mówi. Bez urazy, szanuję cię ziom - zwrócił się na chwilę do kumpla.

- No tak, ale spędzamy razem wieczory, znamy się już jakiś czas...

- To jest właśnie to! Ma cię cały czas przy sobie, teraz poczuje jak to jest nie być czyimś pępkiem świata.

- No nie wiem - mruknąłem nieprzekonany. Jimin był inny, przede wszystkim nie był człowiekiem. Inaczej odbiera uczucia, sytuację.

- Wiem! Niech tu przyjedzie, wyprawimy wam tak romantyczną kolację, że nie będzie w stanie cię odrzucić - patrzyłem zaskoczony na Yugyeoma, ale widać reszcie ekipy spodobał się ten pomysł - dzień przed wyjazdem mamy wolne popołudnie,  przygotujemy wszystko na wieczór dla was.

- Zadzwoń do Sekojina, on z chęcią przywiezie Jimina, tylko żeby nie mówił po co, a my wszystko ogarniemy.

- Co ogarniecie? - po pokoju rozszedł się głos jednego z opiekunów. - właściwie to nieistotne, teraz macie większy problem.

my Mermaid story || p.jm x j.jkOnde histórias criam vida. Descubra agora