15. Ufasz mi?

1.5K 54 36
                                    

Obudziłam się znacznie wcześniej, niż miałam w zwyczaju. Wszystko przez to, że długo w nocy nie mogłam zasnąć. Nie chodziło nawet o pulsujący ból głowy i promieniujący bark. Martwiłam się o Ashtona. Ciągle gdzieś w tyle głowy słyszałam huk tłukącego się szkła i przerażony krzyk Hemmingsa. Z wydarzeń tamtego nieszczęśliwego wieczoru w pamięci mocno wyryła mi się jedna chwila. Zaskoczony wzrok Michaela Clifforda, przyglądającego się nieświadomej tego mnie.

Ociężale podniosłam się na łokciach, napotykając się ze śpiącym na moim brzuchu Lukey'em. Psiak przyszedł do mnie wieczorem, chcąc poprawić mi humor i sprawić, że przestanę płakać. I choć Lukey zawsze był moim lekarstwem na smutki, tym razem nie udało mu się pomóc. Może dlatego, że w grę już nie wchodziła tylko moja osoba. Nie cierpiałam tylko ja. Cierpiał również Ashton. Psychicznie, no i również fizycznie. Ta myśl nie pozwoliła mi na poddanie się czarom psiaka.

Gdy Lukey usłyszał, że już nie śpię, podniósł się jak na sygnał i wesoło merdając ogonkiem, wspiął się po moim brzuchu, liżąc moje zaschnięte ślady łez.

- Już. Wystarczy - odsunęłam go, wycierając mokrą od śliny twarz - Dziękuję za życzenia, Lukey

Tak. Dzisiaj była sobota.

Dzień moich dziewiętnastych urodzin.

Odgrzebałam się spod kołdry i szybko wrzuciłam na siebie jakieś ubranie. Nie zależało mi, żeby się wystroić, skoro i tak miałam spędzić dzisiejszy dzień w kameralnym gronie ciotki i jej dwóch przyjaciółek. Wczoraj wieczorem napisałam do Grace, że się rozchorowałam i żeby lepiej mnie nie odwiedzała. O dziwo, dziewczyna uwierzyła w moje kłamstwa. Odpisała, że w takim razie prezent dostanę w szkole.

Opuściłam pokój razem z dreptającym obok moich nóg Lukey'em. Powoli zeszłam na dół, słysząc dochodzące z kuchni odgłosy krzątaniny.

- Wszystkiego najlepszego, kruszynko! - wykrzyknęła radośnie ciotka, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia. Kobieta przytuliła mnie do siebie, uważając na posiniaczone ramię - Jak się czujesz, gapo?

Nie chciałam martwić ciotki tym, że zostałam napadnięta przez Noah. Chłopaka, który przyszedł do mnie wtedy wieczorem i z którym to mocno się wtedy pokłóciłam. Kobieta zrobiłaby wtedy awanturę, chciałaby wyjaśnić z nim i z jego rodzicami tą sytuację. Poszłaby do szkoły, do dyrekcji, wszczęłaby niepotrzebne nieporozumienia. Nie byłam w nastroju na takie szopki. Miałam ważne egzaminy do napisania. Chciałabym się skupić na nich w stu procentach. A po nich już wszystko się skończy. Zniknie Noah, a wraz z nim - wszystkie problemy. No, przynajmniej większość.

- Lepiej - przytaknęłam, spoglądając na leżący na blasze spód od ciasta - Pieczesz dla mnie tort?

- No pewnie! - uśmiechnęła się, znikając na chwilę w salonie. Po chwili zwróciła z powrotem, dzierżąc pod pachą małe zawiniątko - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! - wepchnęła paczkę w moje ręce.

- Dziękuję - powiedziałam, odbierając prezent - Nie trzeba było

- Otwieraj, a nie marudź - machnęła ręką, bacznie obserwując, jak rozrywam papier.

- O jejku, dziękuję! - pisnęłam, rzucając się kobiecie na szyję. W zawiniątku znajdował się nowy zestaw profesjonalnych kredek, pluszowy pingwinek i duża czekolada. Tak niewiele, a jednak potrafiło wywołać uśmiech na mojej twarzy. To urocze z jej strony, że postanowiła kupić mi prezent. Doskonale wiedziałam, że nie było to dla niej łatwe zadanie. Sama nie wiedziałabym, co sobie kupić.

- Możesz pomóc mi wynieść przekąski na taras? Zaraz mają przyjść dziewczyny

- Pewnie

Ochoczo zabrałam się do pomocy. Może gdy czymś się zajmę, moje myśli również przestaną krążyć wokół dobijających mnie tematów?

Alone Together // Ashton IrwinWhere stories live. Discover now