24. To naprawdę ty

1.5K 50 4
                                    

Calum cicho zamknął za nami drzwi, a ja starałam się nie wydobyć z siebie okrzyku zachwytu, widząc rezydencję Irwina na żywo. Była znacznie ładniejsza i przestronniejsza, niż na ekranie. Hood na migi pokazał mi, gdzie mogę zostawić swoje trampki i już chciał mnie poprowadzić w głąb domu, gdy dotknęłam jego ramienia.

- Miałam ci oddać, gdy przylecę do Los Angeles - wyszeptałam, wciskając mu do ręki jego okulary. Brunet tylko cicho się zaśmiał, odsuwając od siebie moją dłoń.

- Daj spokój, mam w domu jeszcze dziesięć takich - złapał mnie za rękę i zanim ruszyliśmy dalej, odwrócił się w moją stronę, przykładając wskazujący palec do ust. W odpowiedzi przejechałam palcami po zaciśniętych wargach, następnie udając, że wyrzucam za siebie niewidzialny klucz. Calum uśmiechnął się, pokazując uniesiony w górę kciuk. Na palcach przeszliśmy białym korytarzykiem, który kończąc się, przechodził w sporych rozmiarów salon, połączony z kuchnią, które oddzielała jedynie marmurowa półścianka. Po przeciwnej stronie zauważyłam również jedne drzwi i schody, prowadzące na górę. Calum pociągnął mnie w stronę salonu, z którego dobiegał dźwięk rozmowy. Wstrzymałam powietrze i starałam się w myślach skarcić moje serce, które jak na alarm zaczęło mocno uderzać o klatkę piersiową. Pewniej chwyciłam dłoń Caluma, słysząc dochodzące z oddali brzdąkanie gitary.

- Mamy gościa - wyszeptał Hood, stawiając mnie przed sobą. Dopiero na dźwięk jego głosu dwie, siedzące na kanapie postacie uniosły na nas wzrok.

- Co ona tu robi? - pierwszy podniósł się Michael, gwałtownie odkładając na ziemię swojego akustyka, który przy zderzeniu z puchatym dywanem wydał z siebie stłumiony dźwięk. Podszedł bliżej, a jego wyraz twarzy dał mi do zrozumienia, że nie jestem tutaj mile widziana. Nie miałam pojęcia, dlaczego gitarzysta pałał do mnie aż taką niechęcią. Przecież nic mu nie zrobiłam.

- Mike - znacznie wyższy od niego blondyn odsunął chłopaka, pchając go z powrotem na kanapę - Pogadamy później - wycelował w niego palcem, na co otrzymał tylko głośne prychnięcie ze strony gitarzysty, który ponownie ulokował na kolanach swojego akustyka - Świetnie zobaczyć cię na żywo, Cath - uśmiechnął się do mnie, zgarniając w swoje szerokie ramiona. Poczułam się nieco niezręcznie, ponieważ sięgałam mu zaledwie pod pachę. Odwzajemniłam jednak krótki uścisk, obdarzając Hemmingsa szerokim uśmiechem.

- Pora, żebyś kogoś poznała - Calum pogłaskał moje włosy i ponownie złapał za rękę, ciągnąc mnie tym razem w kierunku schodów.

***

Ciotka Helen gwałtownie odstawiła swój kubek z meliską, słysząc dobiegający z zostawionego na kanapie w salonie telefonu dźwięk dzwonka. Skinęła siedzącemu na przeciwko niej Noah, odchodząc w stronę grającego urządzenia. W tym czasie ciemnowłosy chłopak wyjął z kieszeni swoją komórkę, szybko pisząc SMS-a do Grace. Powinna wiedzieć o tym, że jej przyjaciółka zniknęła. Może gdy przyjedzie pomóc, wyśpiewa parę ciekawych faktów, choć Noah wątpił w to, że Cath podzieliła się z nią wiadomością o jej niecodziennej znajomości.

- Halo? - Helen odebrała telefon, nie patrząc nawet na imię dzwoniącego - Ahh, to ty Dorothy - przejechała dłonią po zmęczonej twarzy - Oczywiście, że pamiętam o twoim spotkaniu z Cath. Tylko, że jest mały problem...

***

- Zostawię was samych - wyszeptał Calum, zostawiając mnie pod jednym z białych drzwi mieszczących się w długim, nieskazitelnie białym korytarzu. Na odchodne poklepał mnie pokrzepiająco po plecach i oddalił się, schodząc po schodach do dwójki swoich przyjaciół, których odbywana szeptem kłótnia dochodziła aż na piętro. Mulat najwyraźniej przemówił im do rozsądku, ponieważ nie minęła chwila, a agresywne szepty ucichły, a zamiast nich z dołu przebijał się dźwięk włączonego telewizora.

Uniosłam dłoń i zanim cicho zapukałam do drzwi, wzięłam głęboki oddech. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. Jeszcze parę godzin temu byłam w Glasgow - samotna, zagubiona - a teraz stoję przed drzwiami do pokoju osoby, która wywróciła moje życie do góry nogami. W tym pozytywnym sensie, oczywiście. Przez cały lot do LA mocno szczypałam się w ramię. Gdyby to wszystko okazało się być tylko snem, chciałam, aby skończył się jak najszybciej. Żebym nie zdążyła się do niego przyzwyczaić. Nie mogłabym znów obudzić się w swoim pokoju, w domu ciotki. Wszystko jednak działo się naprawdę, a ja za kilka chwil miałam zobaczyć Ashtona. Na żywo, a nie przez dzielący nas ekran i tysiące kilometrów. Mogłam go dotknąć i zobaczyć, że nie jest jedynie wytworem mojej chorej wyobraźni.

Wypuściłam powietrze z płuc, a moja zaciśnięta dłoń uderzyła delikatnie w białe drewno. Nasłuchiwałam odpowiedzi, jednak ta nie nadeszła. Wtedy ponowiłam czynność, pukając tym razem nieco głośniej. Gdy za drugim razem również nie otrzymałam odpowiedzi, zaczęłam się martwić. Przez myśl przeszło mi nawet, żeby zawołać Caluma... jednak od razu odrzuciłam ten pomysł. Chciałam przywitać się z Irwinem na osobności.

Chwyciłam za klamkę i subtelnie nacisnęłam ją do dołu. Drzwi puściły, lekko się uchylając. Pchnęłam je nieco mocniej, wchodząc do środka pomieszczenia.

Pokój, w którym się znajdowałam, był zapewne sypialnią Irwina. Panował w niej półmrok, oświetlony jedynie delikatnym światłem stojącej przy łóżku lampki nocnej. Pomieszczenie było nieduże. W kącie stało biurko, zawalone papierami, planami i różnorakimi arkuszami. Obok niego znajdowała się półka z ustawionymi w równym rządku segregatorami. Okna zasłonięte były grubymi zasłonami. Przy przeciwległej ścianie stała niewielka komoda, a zaraz obok niej szafa. W centrum pokoju znajdowało się łóżko. Wiele kolorowych poduszek w różnych formach i kształtach, puchaty, szary koc i śpiąca pod nim osoba.

Prawie bezszelestnie zamknęłam za sobą drzwi, a dobiegające z dołu odgłosy telewizji w momencie ucichły. Słyszałam tylko głośne bicie swojego serca i równomierny oddech leżącej na łóżku postaci. Podeszłam bliżej, a widok zwiniętego w kulkę mężczyzny chwycił mnie za serce. Delikatnie usiadłam na brzegu łóżka, dotykając jego ramienia.

Jednak nie zwariowałam.

Gdy mój dotyk nie spotkał się z żadną reakcją, powoli wspięłam się na łóżko. Wstrzymałam oddech, kładąc się na puchatym kocu i wtulając w ciepłe plecy śpiącego mężczyzny. Z trudem powstrzymywałam cisnące się do oczu łzy, gdy wtuliłam się w niego, zaciągając zapachem jego subtelnych, męskich perfum.

Byłam przy nim.

I już nigdy, ale to przenigdy nie chciałam go opuszczać.

Usłyszałam, jak jego równomierny oddech się zaburza. Obudził się. Westchnął przeciągle, a czując promieniujące na jego plecach ciepło, delikatnie się odwrócił.

- Cath? - usłyszałam łamliwy głos, przepełniony nadzieją. Podniosłam głowę, napotykając się z dużymi, świecącymi w słabym świetle oczami - To ty? - spytał, odwracając się przodem do mnie. Gdy zadał to proste pytanie, z jego oczu zaczęły płynąć łzy.

- Tak - wyszeptałam, czując piekło pod powiekami. Zagryzłam wargę, dotykając jego lekko zarośniętego policzka, wierzchem dłoni ocierając ciepłe łzy. Szatyn wtulił się w moją rękę. Uśmiechnął się, zakładając pasmo moich włosów za ucho.

- To naprawdę ty - powtórzył, jakby nie mógł uwierzyć. Bo nie mógł.

I ja też nie mogłam.







x x x x

Przepraszam, że dzisiaj tak późno :(

Tweetujcie pod #AloneTogetherFF ( będzie mi bardzo miło, bo ten # umiera )

Alone Together // Ashton IrwinWhere stories live. Discover now