Epilog

1.8K 46 21
                                    

Zima. Ta niezwykła pora co roku zamieniała niewielkie miasto położone w stanie Kentucky w niezwykłe miejsce. Temperatura spadająca poniżej zera malowała witryny sklepowe szronem, a delikatny, biały puch skrzypiał pod nogami mieszkańców śpieszących ulicami po ostatnie potrzebne im do przygotowania świąt produkty. Co rusz na ulicy pojawiali się mężczyźni, niosąc na ramionach świerkowe drzewka i posyłając serdeczne uśmiechy znajomym twarzom. Dzieci biegały od wystawy do wystawy, z przyciśniętymi do szyb noskami obserwując świąteczne dekoracje i żwawo tańczącego brodacza w czerwonym ubraniu oraz wielgachnym workiem na plecach. Śmiały się w głos, gdy figurka co jakiś czas wybuchała gromkim, gardłowym śmiechem i machała w ich stronę plastikową rączką. Kobiety natomiast dbały o stronę żywieniową. Stały w kolejkach po tradycyjne ryby, ciasta, wymieniając się sekretnymi przepisami oraz plotkami z sąsiedztwa. Niecierpliwe spoglądały na swoje zegarki oraz na niekończącą się kolejkę. Nikt nie zwrócił uwagi, że tuż nad ich głowami rozległ się głośny świst wywołany przez przelatujący na niebie samolot.

- Panie pilocie! Dziura w samolocie! - wykrzyknął chłopczyk, odrywając się na moment od wystawy. Skakał wysoko, żywo machając w kierunku zniżającej się do lądowania maszyny.

Samolot wylądował na płycie lotniska, a znajdujący się w nim pasażerowie zaczęli zbierać się do wyjścia. Panował zgiełk i co rusz można było usłyszeć podniesione głosy zdenerwowanych ludzi, którzy stali w kolejce do opuszczenia samolotu.

Tylko dwoje ludzi siedzących na szarym końcu nie ruszyło się ze swoich miejsc, zapatrując się w rozciągający za szybą widok pokrytego śniegiem Glasgow.

- Pięknie tu - jako pierwszy odezwał się mężczyzna. Ubrany w gruby, granatowy płaszcz oraz szykowny garnitur. Wyglądał przez okno, obejmując jednocześnie wtuloną w jego bok kobietę.

- Mówiłam ci - uśmiechnęła się ubrana w szary płaszcz oraz elegancką sukienkę.

Do dwójki pasażerów podeszła kobieta. Niewysoka stewardessa z serdecznym uśmiechem i nieco zbyt mocno wymalowanymi powiekami.

- Państwo Irwin - zagadnęła - Państwa bagaże już czekają przy wyjściu

- Dziękujemy - uśmiechnął się szatyn, zbierając w końcu do wyjścia, gdy kobieta oddaliła się.

- Dlaczego znowu to zrobiłeś? - spytała poważnie towarzysząca mu czarnowłosa.

- Niby co?- zagadnął.

- Państwo Irwin?

Szatyn uśmiechnął się, pomagając jej wysiąść z opustoszałego samolotu.

- Lubię, gdy tak mówią - szepnął jej do ucha, opiekuńczo poprawiając poły jej płaszcza - To brzmi tak uroczo - zaśmiał się, składając szybki pocałunek na jej zamarzających ustach. Odzwyczaiła się od tak niskich temperatur. Nie potrzebowała dużo czasu, by poczuć, jak powoli zamarzają jej wszystkie kości.

- Jesteś niemożliwy - pokręciła głową, chwytając za rączkę swojej niewielkiej walizki. Mężczyzna chwycił swoją.

Przy wyjściu z terenu lotniska oślepił ich blask fleszy oraz setki zlewających się ze sobą pytań.

- Co planujecie zrobić w te święta?

- Czy Ashton Irwin w końcu się oświadczy?

- Jak odczucia po zakończonej trasie? Kiedy następna?

- Dlaczego akurat Glasgow?

- Catherine, jesteś w ciąży? Krążą różne plotki, wszyscy chcą wiedzieć

- Jak zamierzacie spędzić sylwestra?

Ashton w końcu odsunął od siebie fotoreporterów, zasłaniając tym samym stojącą za nim Catherine, tak jakby chciał ją odgrodzić od natrętnych paparazzi, błysków aparatów i niewygodnych pytań. Odchrząknął, gdy grupka wreszcie zamilkła, a błyski powoli ustępowały.

Alone Together // Ashton IrwinWhere stories live. Discover now