22. Ostatnia nadzieja

1.4K 52 12
                                    

Nagle poczułam, jak grunt zawala mi się pod nogami. Złapałam się poręczy schodów, a gwałtowny ruch spowodował ostry ból w okolicy skroni. Krew uderzyła mi go głowy, zatykając uszy i szumiąc... jak leśny strumyk. Jedyne co słyszałam, to głośne, nierównomierne bicie swojego serca oraz jak przez mgłę głos ciotki, która próbowała mnie ocucić.

- P-przepraszam - wysapałam i ignorując pojawiające się przed oczami czarne plamy, wdrapałam się po schodach na górę, następnie chowając się w pokoju. Gdy upewniłam się, że drzwi są dobrze zamknięte, osunęłam się po nich na ziemię.

Nie płakałam. Nie miałam sił wylewać więcej łez. Nie było mi smutno. Byłam po prostu wściekła. Wściekła na to, że po czternastu latach kobieta, która śmie się nazywać moją matką, przypomniała sobie o mnie i ma ochotę znowu pobawić się w kochającą rodzinkę. Znów zabawić się moimi uczuciami i zachowywać się, jakby nic się nigdy nie stało. Jakby od tego dnia, w którym ciotka znalazła w swojej skrzynce pocztowej szybko naskrobany na kolanie list, minął dzień, a nie lata. Gardziłam nią. Nienawidziłam jej.

Bałam się.

Jedyne wspomnienia, które z nią miałam, dawno umarły. Chciałam się ich wyzbyć, udawać, że nigdy nie istniały. Po latach mi się udało, a gdy starałam się przywołać jej obraz - nie dawałam rady.

Podniosłam głowę, a obraz przestał wirować. Niewielkie czarne plamy byłam w stanie przeżyć, choć kłujący ból głowy nie pozwalał mi nawet dobrze otworzyć oczu. Jednak mimo to udało mi się skupić wzrok na pewnym przedmiocie, stojącym w rogu pokoju.

Koszu na śmieci.

Powoli podczołgałam się do niewielkiego, metalowego wiadra. Przysunęłam je do siebie i uprzednio podciągając rękawy, zaczęłam w nim grzebać. Pośród pogniecionych kartek, zużytych papierków, utemperowanych resztek ołówka oraz pustych opakowań po napojach znalazłam ją.

Prostokątną kopertę o lekko chropowatej strukturze.

Moją ostatnią nadzieję.
 

***
 

Poczekałam, aż ciotka zaśnie. Minęło sporo czasu, zanim kobieta zamknęła się w swojej sypialni i po jakimś czasie ucichły szmery i zgasła lampka.

Usiadłam do laptopa, podnosząc klapę. Moim oczom ukazała się krótka rozmowa, którą przeprowadziłam z Ashtonem parę minut wcześniej.

 
Catherine: Ash

Catherine: Potrzebuję cię

Ashton: Co się stało?

Catherine: Wyślij mi swój adres

Catherine: Szybko
 

Sięgnęłam po bloczek kolorowych karteczek i długopis, którym następnie zapisałam nazwę ulicy oraz numer domu wyświetlony na ekranie. Oderwałam żółtą karteczkę od reszty i wsadziłam ją do kieszeni swoich jeansów.

Zamknęłam urządzenie, jednak nie w pełni mnie to usatysfakcjonowało. Odsunęłam pierwszą szufladę w biurku i wyjęłam z niej nożyczki. Ostrożnie, żeby nie zrobić sobie krzywdy, przecięłam kabel od ładowarki. Bez niej nie wytrzyma zbyt długo, a sam stan baterii nie był wysoki, gdyż nie zdążyłam go w pełni podładować. Zamaskowałam wszelkie ślady zbrodni i podniosłam się z fotela.

Na łóżku leżał mój zapakowany plecak. Spakowałam do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Parę ubrań, zapasową bieliznę, szczoteczkę do zębów, odkładane od dłuższego czasu pieniądze i niezbędne dowody tożsamości. Na samą górę zapakowałam białą kopertę ze znajdującą się w środku przepustką do wolności.

Alone Together // Ashton IrwinWhere stories live. Discover now