Wracaliśmy okrężną drogą, a to wszystko przez jakąś wielką burzę między Krajem Ognia, Krajem Deszczu i Krajem Trawy. Podróżowaliśmy szybkim tempem przez Kraj Ziemi, co chwila napotykając kolejnych shinobi. Siedząc na jednym z postojów, Rai poruszył się niespokojnie.
- Akashi...
- Wiem – przerwałem. Zerknąłem na naszych sensei. Oni już wcześniej zaczęli się przygotowywać. Reszta geninów wstała. W końcu zrobiłem to samo.
- To nie są zwykli shinobi – powiedziała Anko-sensei, marszcząc brwi. - Ale nie jestem w stanie dokładnie określić, dlaczego.
Wiedziałem, że nie było sensu łudzić się nadzieją na szybką i łatwą akcję. Nie byłem do końca pewny, zdawałem się na intuicję, ale miałem wrażenie, że to się źle skończy.
Moje obawy okazały się być uzasadnione – około dwudziestu ludzi z dużą ilością chakry, dobrych w Fuinjutsu, jak później się zorientowałem, wychynęło zza skał i drzew. Zaatakowali zaplanowanie i bez elementu zaskoczenia, wiedząc, że ich nakryliśmy. Nie ułatwiała sprawy ich ilość i ta dziwna technika... nie widziałem jej wcześniej, więc zgadywałem, że z zakresu pieczęci. Za każdym razem, kiedy któryś z przeciwników miał zostać zraniony lub uderzony, przenosił się do swojego towarzysza i kontynuował walkę z tamtego miejsca. I tak cały czas, pojawiali się i znikali. W końcu się zdenerwowałem i użyłem Łańcuchów, by zaatakować wszystkich naraz. Ta... mój pierwszy, wielki błąd. Drugim było to, że nie miałem długich rękawów.
Zniknęli i pojawili się w jednym miejscu.
- No widzisz? Mówiłem, że namierzyłem Uzumaki.
- Aj tam. To nie jest Kongo Fusa, tylko jakaś podróbka. Różni się od reszty.
- A jego ręce? Ma całe pogryzione, czuję, że to ta technika. No nie możesz zaprzeczyć!
- Ta... w sumie, jak się teraz skupię, to też ma taką chakrę jak Uzumaki.
- No właśnie!
- To zwijamy tego dzieciaka, a resztę zostawiamy, narobią więcej kłopotów niż korzyści.
- Co!? Tylko młodego?!
- Za tego młodego dostaniesz miliony na czarnym rynku! Myśl trochę zanim coś powiesz!
- Cicho bądźcie i zostawcie to mnie. - stwierdził chyba ich przywódca, po czym przyklęknął i rozwinął jakiś zwój na ziemi.
Hatake zaatakowali ich od razu po tym. Najwyraźniej już się pozbierali po poprzedniej walce, a nie spodobała im się konwersacja naszych przeciwników.
Trzecim błędem było moje rozkojarzenie.
Włączyłem się do walki, na chwilę spuszczając z oczu przywódcę. Przez jakąś minutę było dobrze, nawet bardzo dobrze. Jakoś zaczęliśmy sobie radzić z tą przedziwną strategią. Później, krótko mówiąc, zaczęło się małe piekło.
Poczułem ostry ból w oczach, tak nagły, że aż krzyknąłem. Straciłem wzrok. Później coś mnie jakby ukłuło w szyję, później raz jeszcze, wyżej. Coś jakby zimna szpilka przebiegła z jednego ucha do drugiego, pozostawiając po sobie bolesne doznanie. Chyba znów krzyknąłem, ale już nie słyszałem. Poczułem jak ktoś mnie przerzuca przez ramię i zemdlałem.
...
Obudził mnie kobiecy śpiew. Otworzyłem oczy i z ulgą uświadomiłem sobie, że widzę. Przez chwilę prawie się uśmiechnąłem... a wtedy przypomniałem sobie, gdzie jestem. Siedziałem tu już długo. Pozbawiony zarówno słuchu, jak i wzroku, zdany tylko na odczuwanie czyiś chakr. Sam nie mogłem się poruszyć, będąc skuty łańcuchami, pieczęciami i jakimiś dziwnymi rurkami. Nie za wiele mogę powiedzieć o wcześniejszych etapach mojego pobytu... Gdzieś. Nie wiem, co ze mną zrobili, ale jak na razie jestem tutaj czyli... Gdzieś. No właśnie. Nawet nie jestem pewien, czy nadal znajduję się w Kraju Ziemi.
![](https://img.wattpad.com/cover/187162718-288-k398496.jpg)
YOU ARE READING
Pośród Chmur Czerwonych i Brzasku [ZAWIESZONE]
FanfictionCzłowiek w bólu zawsze czegoś szuka. Próbuje załatać dziury, powstałe na duszy, a w pogoni za wolnością i spokojem ducha ucieka przed dawnymi problemami. Jeśli od zawsze zna tylko ból i strach, niełatwo jest przystosować się do ulgi i bezpieczeństwa...