十一

213 26 6
                                    

.......................

SHISUI UCHIHA

***************

Niełatwo było mi się przyzwyczaić do obecności Akatsuki (tak trochę... prawie się pozabijaliśmy na początku znajomości) ale powoli zaczynałem rozumieć, dlaczego mają taką siłę. Byli jak jedna, wielka rodzina, mająca przed sobą jasny, wspólny cel, który wszyscy chcieli osiągnąć. Nigdy bym się do tego nie przyznał przed innymi shinobi, ale zacząłem się dobrze czuć w ich towarzystwie. Zrozumiałem, że nie warto z nimi walczyć, a Ukryte Wioski najzwyczajniej w świecie nie mają pojęcia o planach Brzasku. A, jak powszechnie i od dawna wiadomo, ludzie boją się tego, czego nie znają. Muszę się przyznać, że z początku byłem bardziej nastawiony na ich szpiegowanie, ale doszliśmy do małego porozumienia; my nie mówimy nic oni też nic nie mówią. Proste, jasne, szybkie, łatwe.

Zerknąłem na Akashi'ego. Zdecydowanie czuł się tutaj dobrze. W Konoha nigdy nie uśmiechał się tak często; poczułem ukłucie bólu pomieszanego z niezrozumieniem. Tak łatwo się wpasował, że wyglądał jakby był tu od lat. Nie potrafiłbym tego powiedzieć na głos, ale po części chciałem, żeby tu został. Pokręciłem głową. Mimo wszystko, był jeszcze dzieckiem. A dziecko plus przestępstwa równa się masakra. Szczególnie tak silne dziecko.

Obok mnie, na gałęzi jednego z większych drzew w okolicy obozowiska pojawił się ten chłopak... Nagato. Popatrzyłem na niego pytająco.

- Mówiłeś, że jutro wyruszacie do Konoha? - zapytał łagodnym i spokojnym głosem. Mój wzrok stał się nieco zamglony, jak zawsze, kiedy się zamyślałem.

- Musimy. Jeśli nie wrócimy dostatecznie szybko... no, powiedzmy że jest jedna osoba, która z chęcią to wykorzysta - skrzywiłem się nieco, przypominjąc sobie ostatnie kilka prób Danzou atakowania Uchiha. Czerwonowłosy pokiwał głową i usiadł niepewnie obok i powiedział:

- Domyślasz się pewnie, że nie chcemy żadnych wycieków informacji o nas.

Przytaknąłem. To było raczej oczywiste, i tak samo oczywiste było, do czego zmierza chłopak.

- Chciałbym nałożyć na waszą grupę kilka pieczęci blokujących słowa. Nie będziesz miał nic przeciwko?

- Dlaczego pytasz się mnie? To Itachi jest kapitanem misji.

Czerwonowłosy pokręcił głową z uśmiechem.

- On też na tobie polega. Gdybym zapytał się jego, uzgodniłby to z tobą, prawda?

Zerknąłem na niego przelotnie. Był kompletnie rozluźniony i widziałem że jest tego pewny.

- Może masz rację...? - skrzywiłem się. - nie lubię decydować za większą grupę, ale i tak ktoś to musi zrobić. Kiedy chcesz to zacząć?

- Dzisiaj wieczorem. Będzie łatwiej wszystkich po kolei ogarnąć - powiedział. Przybliżył się do mnie tak, że nasze twarze dzieliły centymetry. - Zaczniemy od ciebie - uśmiechnął się i zeskoczył na ziemię, ruszając w stronę obozu. Prychnąłem na to cicho, rumieniąc się nieznacznie.

- Idiota - szepnąłem i przeczesałem palcami włosy.

^^^^^^^^

AKASHI

§§§§§§§§

- Koniec - rzekł Nagato, kiedy w końcu nałożył na nas wszystkich odpowiednie pieczęcie. Skierował swoje kroki do namiotu i po wyciszonej chakrze uznałem, że zasnął. Uśmiechnąłem się szeroko i poszedłem za nim, padając od razu na materac między czerwonowłosym a Shisuim. Wtuliłem się w nich, ciągle z uśmiechem. Czułem się, jakbym znów miał rodziców. Jedyne, co mogłem o tym powiedzieć, to to że było wspaniałe. Mieć kogoś, kto się troszczy. Mieć kogoś, kto przytuli. Kogoś, kto pocieszy. Kogoś, kto pomoże. Usnąłem szybko, ogarnięty ciepłym uczuciem szczęścia.

Obudziłem się jako pierwszy i wyszedłem na dwór. Chłód uderzył mnie wraz z rześkim powietrzem na co zadrżałem cicho. Asagiri już przyrządzała śniadanie, więc postanowiłem jej pomóc. Idąc w jej stronę, nagle sobie uświadomiłem, jak bardzo się przyzwyczaiłem do życia z nimi, mimo krótkiego czasu, jaki tu spędziłem. Ciemnowłosa przywołała mnie do siebie ruchem ręki. Wydała kilka prostych poleceń a sama zajęła się gotowaniem świetnie pachnącej potrawki (to mistrzyni kuchni, naprawdę. Jej dania są przepyszne). Nie musieliśmy długo czekać, aż reszta shinobi wstanie.

Po czasie i moi współlokatorzy wychynęli z mieszkanka, z... dziwnymi rumieńcami na twarzach. Zmrużyłem na to oczy, przyglądając się im dokładniej. Mimo to, nie potrafiłem wyczytać z ich mimiki, co dokładnie się stało, i zaczynałem podejrzewać, że wcale nie chcę wiedzieć.

Zaraz po posiłku zaczęliśmy się zbierać do podróży. Nie miałem ze sobą praktycznie nic oprócz kilku kunai od Asagiri, więc czekałem tylko na rozkazy. Shisui dziwnie unikał wszelkich rozmów dotyczących pewnego chłopaka o czerwonych włosach, co szybko zauważyłem, ale Uchiha zawsze wie, jak wybrnąć z każdej sytuacji. Nikt niczego nie podejrzewał... no może oprócz Asagiri, która zboczonym wzrokiem yaoistki zerkała na tę dwójkę. Yahiko pożegnał nas „oficjalnie" wymianą kilku zdań z Itachim i Shisuim. Niedługo potem ruszyliśmy w kierunku Ishi no satō, gdzie miał się znajdować Kakashi, Anko-sensei i reszta naszej drużyny. 

Pośród Chmur Czerwonych i Brzasku [ZAWIESZONE] Where stories live. Discover now