Rozdział 6

16.3K 653 50
                                    

W tych samych warkoczykach co zawsze wracała do domu tą samą drogą co każdego dnia. Brat tyle razy ją pouczał, żeby tędy nie szła, bo to niebezpieczna ulica. Jednak tak było szybciej, a ona chciała już tylko znaleźć się w swoim zacisznym pokoiku i zacząć czytać świeżo kupioną książkę. Jednak przeszkodziły jej w tym dwa, dobrze zbudowane cienie. Dwójka na oko trochę starszych chłopaków szło za nią. Szli coraz szybciej, aż w końcu dziecko poczuło okropny ból mniej więcej w połowie kręgosłupa. Chwilę później czuła go też na kostce, policzku, brzuchu i prawej ręce. Była cała w błocie. Krzyczała i jęczała, dopóki z bólu nie straciła przytomności. Potem były już tylko białe ściany i prześladujący ją dobrze znany rechot.

Nie mogłam złapać oddechu. Siedziałam na łóżku, opierając się plecami o zimną ścianę. Głęboko i łapczywie wciągałam powietrze i wypuszczałam je, nie mal się dławiąc.

Nie miałam koszmarów już od przynajmniej dwóch lat, a wystarczyło spotkanie jego i wszystko wróciło. Nie wytrzymam, jeżeli to będzie się powtarzało w każdą noc.

Wstałam, potrącając niechcący nogą, któregoś z chłopaków.

- Czemu nie śpisz? - spytał zaspanym głosem, podnosząc się do siadu.

To był on.

Nagle zapragnęłam wykrzyczeć mu w twarz, wszystko, co przez niego przeszłam. Każde moje wspomnienie, każdy ból i płacz. Żeby w końcu zrozumiał, co mi zrobił. A może mi zrobiłoby się trochę lepiej. Niech on stąd zniknie.

Zignorowałam jego pytanie i ruszyłam w stronę wyjścia z domku. Musiałam zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.

Na szczęście już nie padało. Niestety cały czas było jeszcze mokro, a ja wyszłam w samych skarpetkach, więc nie mogłam wyjść dalej niż za werandę, która była sucha i w miarę czysta. Usiadłam na jednym z krzeseł i zaciągnęłam się wilgotnym powietrzem. Przede mną rozciągały się drzewa, a gdzieś w nich, stała latarnia, która była jedynym źródłem światła.

- Czemu nie śpisz? - usłyszałam ciche skrzypienie drzwi i głos Noaha, który już po chwili usiadł na krześle obok. Znowu mu nie odpowiedziałam. Jedyny dźwięk, jaki się ze mnie wydobył to chamskie prychnięcie. Nie wiem, czemu to zrobiłam. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam nic tłumaczyć, ale nie zrozumiał niemego przekazu. Podszedł bliżej, zatrzymując się jakiś metr ode mnie.

- Masz prawo być na mnie wściekła.

Czy on serio wraca do tamtych czasów? Nie miałam innego powodu, żeby być na niego zła, więc chyba tylko o to mogło mu chodzić. Zmarszczyłam zdziwiona brwi, ale w końcu mu odpowiedziałam.

- Mam - mruknęłam, cały czas patrząc przed siebie.

- Przepraszam? - powiedział cicho i niepewnie.

Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. Nie wierzę. On naprawdę mnie przeprosił? Z jednej strony to miło, ale jedno przepraszam, nie wynagrodzi tych wszystkich lat.

- Za co? - spytałam.

Nie mogę pozwolić na to, żeby myślał, że ja ciągle to rozpamiętuję. Jestem silna i pewna siebie. Przecież nie myślę ciągle, od kiedy go zobaczyłam, o tym, co mi zrobił. Oboje wiemy, że tak jest, ale nie muszę mu tego uświadamiać.

Czemu ja jestem taka porąbana?

- Za te wszystkie lata. Za każdą przykrość, którą Ci sprawiłem - mówił to ze spuszczonym wzrokiem.

Chyba było mu za to wstyd. I dobrze. Wcale nie jest mi go szkoda.

- Już o tym zapomniałam - mruknęłam, ale chyba nie zabrzmiało przekonująco.

- Tak czy siak, przepraszam.

I w tym momencie zapadła cisza. Bardzo krępująca i nieprzyjemna cisza.

- To, czemu nie śpisz? - kiedy milczenie stało się wręcz nie do zniesienia, on się odezwał.

Po raz kolejny nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc najzwyczajniej na świecie poszłam się położyć. A on na szczęście już nie dopytywał.

Looking for LoveOnde histórias criam vida. Descubra agora