Rozdział 20

13.8K 516 194
                                    

Podniosłam wzrok, szukając spokojnych oczu Noah'a. Znalazłam je, ale nie były spokojne, a raczej lekko zdenerwowane. Tkwimy w pociągu od pięciu godzin. Najpierw graliśmy w karty przez ponad godzinę, później znowu rozmawialiśmy o głupotach, później zaczęłam po raz trzeci czytać tę samą książkę. A teraz... teraz pociąg stanął i wydaje niepokojące odgłosy.

- Oddychajjj - przeciągnął Noah, widząc moją minę.

Znowu zaczęłam panikować. Zresztą nie tylko ja. W przedziale oprócz nas siedziała jeszcze kobieta z dwójką kilkuletnich dzieci, dwóch starszych ludzi i zakochana parka.

Schowałam twarz w dłoniach. Czy może się wydarzyć coś jeszcze gorszego? Czemu od kilku dni los postanowił mi zepsuć wakacje?

Noah podszedł do mnie i klęknął przede mną, zabierając mi ręce od twarzy.

- Jeżeli będziesz ciągle panikować, to ja też w końcu zacznę, a wtedy wrócimy do domów na koniec wakacji - powiedział, patrząc mi głęboko w oczy. - Pójdę się spytać kogoś, co się dzieje, ok?

- Ok - mruknęłam, zamykając oczy i opierając się o okno.

Noah wrócił dziesięć minut później z kilkoma banknotami w ręku.

- Wysiadka - powiedział równo z uderzeniem pioruna.

Aż poskoczyłam na siedzeniu. Miałam ochotę zacząć beczeć i nigdzie nie iść, ale nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam się poddać i pokazać słabości przy nim. Po raz kolejny.

Zabrałam swój plecak, wyjmując z niego bluzę i od razu zarzucając ją na siebie. Na dworze właśnie zaczęło padać.

- Chodź. - Szarpnął mnie za rękę Noah. - Musimy się wyrobić. Za piętnaście minut odjeżdża autobus, więc musimy dojść do przystanku.

Jęknęłam i dałam mu się prowadzić.

Odzyskał pieniądze za przejazd pociągiem, bo naprawa go potrwałaby kilka godzin, więc dostaliśmy zwrot. Tyle że teraz jesteśmy jeszcze dalej od domu, na jakimś totalnym zadupiu. W dodatku cali przemoczeni przez ciągle padający deszcz. Z bezsilności zaczęłam płakać.

- Cass. - Chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie. - Będzie dobrze.

- Czy ty nie widzisz, że wszystko jest przeciwko nam? Jakiś gówniany pech nad nami wisi! - zaczęłam rozpaczliwie wrzeszczeć.

Nie odpowiedział. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Trzymał mnie, dopóki mój oddech się nie uspokoił i nie przestałam płakać. Gładził mnie po plecach do czasu uderzenia kolejnego pioruna.

- Maszynista mówił, że trzeba skręcić trzy razy w lewo, a dojdziemy do przystanku. Czyli jeszcze jeden zakręt i powinniśmy być na miejscu.

- Dobra, chodźmy - mruknęłam i ruszyłam przed siebie.

Miał rację. Pięć minut później naszym oczom ukazał się podniszczony przystanek, a chwilkę potem nadjechał autobus. Jak najszybciej wbiegliśmy do środka, ale na naszych twarzach zamiast ulgi pojawiła się frustracja. W autobusie było tylko jedno wolne miejsce.

- Kiedy jedzie następny? - Noah spytał podsiwiałego kierowcy.

- Jutro po południu - odparł zachrypniętym głosem.

- A nie możemy jechać na stojąco? - spytałam, już opadając z sił.

- Pani, to jest jedenastogodzinna trasa.

Jęknęłam żałośnie.

- My musimy teraz pojechać. Musimy dotrzeć do domu. Rozumie pan? - podniosłam głos.

Nie miałam już cierpliwości. Opuściły mnie już resztki nadziei, kiedy jakaś kobieta powiedziała, że może wziąć dziecko na kolana. Podziękowałam chyba z dziesięć razy, po czym w końcu usiedliśmy.

- Chodź tu. - Noah położył mi rękę na ramieniu. - Zobaczysz, że niedługo dotrzemy do domu. - Szepnął, żeby nikomu nie przeszkadzać.

Powietrze było stęchłe i śmierdzące. Wiele ludzi było całkowicie przemokniętych. W dodatku jakiś mężczyzna na końcu autobusu palił papierosa. Noah okręcał sobie kosmyk moich wilgotnych włosów na palcu.

- Muszę być w domu w piątek - powiedział cicho. - Moi rodzice wylatują z kraju i chcieli, żebym przyjechał się z nimi pożegnać.

- Gdzie lecą? - spytałam równie cicho.

- Do Grecji. Moja siostra za pół roku bierze ślub i chcieli jej pomóc w przygotowaniach. A później planują zrobić sobie roczne wakacje. Obiecałem, że odwiozę ich na lotnisko.

- A ty polecisz na ślub siostry?

- Powiedziała, że bez partnerki mam nie przyjeżdżać. - Zaśmiał się. - Stwierdziła, że w końcu chce poznać jakąś moją dziewczynę.

Pokiwałam głową. Już z tej opowieści mogę wywnioskować, że jego rodzina jest całkiem inna niż moja. Moi rodzice powiedzieli, że mogę zapomnieć o chłopakach, dopóki nie skończę studiów. Poza tym moja mama i tata nigdy nie pojechaliby na roczne wakacje. Dla nich najbardziej się liczą praca i pieniądze.

- Czemu mi o tym mówisz? - spytałam, spoglądając na niego.

- Miałem... - Zamyślił się na chwilę. - Miałem nadzieję, że ty polecisz jako moja partnerka.

Zatkało mnie. Podniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka. Nie wyglądał, jakby żartował. Jego oczy były poważne i zniecierpliwione. Chyba czekał na odpowiedź, ale ja nie potrafiłam mu na to odpowiedzieć.

- Że... że ja? - wydukałam.

Brunet pokiwał głową.

- Znaczy.. Nie musisz się zgadzać. Tak tylko spytałem.

Wyglądał, jakbym już powiedziała "nie". Kąciki jego ust z uśmiechu opadły i wygięły się w zawiedzenie. Tak samo oczy posmutniały. Jego czekoladowe oczy. Nawet mi zrobiło się smutno.

- Nie odmówiłam - powiedziałam szybko, żeby przestał robić minę zbitego psa, bo ten widok kuł mnie w serce. - Ale nie wiem, czy rodzice pozwolą mi lecieć.

Momentalnie na jego twarzy pojawił się uśmiech, który ukazał urocze dołeczki. Jak ja ich mogłam wcześniej nie ubóstwiać?

- Ok - powiedział i podrapał się po karku, jakby zrobiło się strasznie niezręcznie.

Podniosłam się trochę na siedzeniu i złączyłam nasze usta. Nie wiem czemu. Nie mam pojęcia, czemu to zrobiłam. Może to przez jego cudowne oczy albo urocze dołeczki. Albo przez tę słodką nieśmiałość. Nie wiem, ale było mi z tym dobrze.

Wróciłam do poprzedniej pozycji i wtuliłam głowę w zagłębienie ramienia osłupiałego chłopaka. Od razu poczułam się lepiej. Zasnęłam. Nie przeszkadzały mi nawet rozmowy innych pasażerów ani wiszący nad nami smród, ani zmartwienie o to, co przyniesie następny dzień. W jego ramionach było mi lepiej niż w każdym innym miejscu na tym świecie. I wtedy już wiedziałam, że przepadłam. Przepadłam z kretesem.

Looking for LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz