Rozdział 24

12.6K 449 48
                                    

Po kilkudziesięciu minutach szwendania się bez celu po galerii, kiedy upewniłam się, że nikt za mną nie poszedł, wyszłam na dwór. Ruszyłam w stronę szkoły, spod której wyjeżdżałam, licząc, że tam będzie moja walizka.

I miałam rację. Spytałam jakiejś sprzątaczki, która od razu przyniosła mi mój bagaż i jeszcze nakrzyczała, że powinniśmy pilnować swoich lumpów, a nie tylko się w te komórki gapić. Bo to, że wycieczka odjechała beze mnie, to akurat moja wina. Oczywiście.

Ciągnąc za sobą walizkę, skierowałam się do najbliższego parku. Telefon znalazłam niemal od razu, bo leżał na samym wierzchu. Miałam z tryliard powiadomień, ale najpierw przeczytałam wszystkie wiadomości. Ze sto od Alice z pytaniami, gdzie jestem. Dwie od rodziców, że mam natychmiast wrócić do domu, albo będziemy inaczej rozmawiać i kilka nieodebranych połączeń od przyjaciół i Nat'a.

Od razu zadzwoniłam do Noah'a, ale chłopak nie odebrał. Po moim policzku spłynęło kilka łez. Nienawidzę Rihana. Nienawidzę moich rodziców. Wybrałam numer do Alice.

- Halo!!! Cass gdzie ty byłaś? Wiesz, jak się martwiłam!? - zaczęła wydzierać się do słuchawki tak głośno, że musiałam na chwilę odsunąć telefon od ucha. - Jeszcze raz odstawisz taki numer, to mnie popamiętasz!

- Przyjdziesz na naszą ławkę? Teraz? - spytałam trzęsącym się głosem.

- Już lecę - mruknęła i słyszałam, jak podnosi się z łóżka.

Czekałam kilkanaście minut, aż dziewczyna podleciała do mnie i się przytuliła.

- Gdzieś ty była? Ze sto razy do ciebie dzwoniłam - powiedziała i już miała spytać o coś jeszcze, kiedy zobaczyła, że płaczę. - Co się stało?

- Wszystko mi się wali - powiedziałam, ścierając łzy dłonią.

Dziewczyna objęła mnie ramieniem i zachęciła, do powiedzenia co się stało. Opowiedziałam jej wszystko, co się działo przez ostatnie dni, a ona tylko uśmiechnęła się smutno.

- Noah jest spoko. Wytłumaczysz mu, co się stało i będzie w porządku.

- Nie sądzę - mruknęłam. - Nie odbiera ode mnie telefonu.

- Ale ode mnie odbierze. - Uśmiechnęła się przebiegle i wyjęła komórkę.

- Nie dzwoń na razie. - Nie wiedziałabym co mu powiedzieć. Wolałam najpierw sobie to przemyśleć. Wiem, że pewnie zabolało go to, co się stało i jest wściekły.

- Dobra, ale jak będziesz chciała zadzwonić, to powiedz.

Po chyba dwóch godzinach rozmowy wstałyśmy i rozdzieliłyśmy się. Mimo ogromnych niechęci wróciłam do domu i już od progu zaczęły się krzyki.

- Co miało znaczyć to przed domem? Mówiliśmy coś o chłopakach. Poza tym miałaś być w domu cztery dni temu! Gdzieś ty się szlajała?

Wzruszyłam tylko ramionami i ruszyłam w stronę schodów prowadzących do mojego pokoju.

- Jeszcze nie skończyłam! - krzyczała matka. - Masz mi odpowiedzieć.

- Chłopaka miałam już od roku, tylko że wy potraficie wydawać tylko rozkazy i zakazy. Nie zauważyliście nawet, że się z kimś spotykam! - wydarłam się. Miałam już dosyć traktowania mnie jak przedmiotu. - A cztery dni temu autobus odjechał beze mnie. I tego też pewnie nie wiedzieliście.

Moich rodziców zatkało. Nic mi na to nie odpowiedzieli, więc wzięłam walizkę i poszłam do swojego pokoju. Jeszcze raz zadzwoniłam do Noah'a. Wiedziałam, że nie odbierze, ale mimo to chciałam go przeprosić. Potrzebowałam usłyszeć jego głos. Potrzebowałam, żeby mnie uspokoił i powiedział, żebym nie panikowała.

Noah POV;

Chłopak przycisnął Cassie do ściany i zaczął ją nachalnie całować. Tego już było za wiele. Ruszyłem w stronę samochodu. Nie chciałem na to patrzyć. Oszukała mnie. Pozwoliła, żebyśmy się do siebie zbliżyli, a teraz okazuje się, że cały czas miała chłopaka.

Trzasnąłem drzwiami auta i odpaliłem silnik. Tak szybko, jak tylko się dało, wyjechałem z osiedla i wjechałem na autostradę.

Samotność jeszcze nigdy nie przeszkadzała mi tak, jak teraz. Przyzwyczaiłem się do jej głosu, do tego, że zawsze śmiała się z moich żartów. Do jej zapachu i dotyku. Przyzwyczaiłem się do tego, że się zakochałem. Pierwszy raz w życiu się zakochałem i jak widać, pierwszy raz ktoś musiał złamać mi serce.

Nie pojechałem od razu do domu. Nie chciałem, żeby mama widziała mnie w takim stanie. Ręce trzęsły mi się z wściekłości. Jeździłem w kółko, bez celu. Potrzebowałem trochę odreagować. Kiedy dojechałem do mojego miasta, wysiadłem przed pierwszym lepszym barem. W środku było ciemno i dość tłoczno jak na tak wczesną porę. Zamówiłem piwo i wypiłem je praktycznie na raz. Zamówiłem kolejne i gapiąc się w komórkę wydudniłem kolejne. I kolejne. I kolejne. Zapłaciłem i chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę samochodu.

Nie obchodziło mnie, że jestem pijany. Nie obchodziło mnie to, że w takim stanie coś mi się może stać. Obraz przed oczami raz po raz mi się rozmazywał. Odpaliłem silnik i ruszyłem. Usłyszałem, jak dzwoni mój telefon, ale zignorowałem to.

Nie zajechałem daleko.

Dwie minuty po ruszeniu uderzyłem w coś. Samochód odskoczył, a ja walnąłem z impetem głową w kierownicę. Słyszałem tylko trzask tłuczonego szkła i przerażone krzyki przechodniów. Nie widziałem nic. Nie podniosłem głowy z kierownicy.

Ból w nodze i głowie przeszywały całe moje ciało. Miałem ochotę krzyczeć, ale nie zrobiłem tego. Chłopakowi nie przystoi drzeć się z bólu. Poza tym już chwilę później straciłem przytomność.

Obudziłem się dopiero w szpitalu, z pulsującym bólem w skroniach. Do mojej ręki i klatki piersiowej przyczepiona była masa kabelków, a nad uchem pikała mi jakaś maszyna.

Rozejrzałem się. Moich rodziców na całe szczęście nigdzie nie było. Wściekliby się, jakby się dowiedzieli co narobiłem. Boję się nawet myśleć, jakby zareagowali. Poza tym powinni się teraz zająć pakowaniem i przygotowywaniem do wyjazdu, a nie mną.

- To żeś się załatwił. - Usłyszałem z rogu sali.

Looking for Loveحيث تعيش القصص. اكتشف الآن