Rozdział 21

13.9K 472 68
                                    

Kiedy się obudziłam, autobus był już prawie pusty. Była w nim tylko jedna osoba, oprócz mnie i Noah'a, który cały czas trzymał mnie za rękę. Trzymał mnie za rękę przez całą drogę i nie puścił, nawet kiedy zasnął. Spojrzałam na niego. Miał roztrzepane włosy, a oczy zamknięte. Wyglądał tak... tak bezbronnie i słodko.

Po chwili otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie delikatnie. Jestem pewna, że gdybym teraz stała, to nogi by się pode mną ugięły.

- Dzień dobry - powiedział jeszcze zaspany, podczas kiedy ja ziewałam.

- Czy dobry to się zobaczy - odparłam z lekko skwaszonym uśmiechem.

W sumie jakby tak pomyśleć to pewnie teraz siedziałabym w domu z laptopem na kolanach i pisała jakieś opowiadania, albo chodziła po okolicy i cykała zdjęcia. To, co robimy teraz, to co robimy razem, jest o wiele przyjemniejsze od dni spędzonych samotnie w dużym, cichym domu.

- Dzień dobry - poprawiłam się po moich jaksze świetnych przemyśleniach.

Chłopak zaśmiał się. Zauważył, chyba że na chwilę się zamyśliłam i to było powodem poprawy mojego humoru. Ciekawe co sobie pomyślał.

- Ostatnia stacja - krzyknął kierowca, parkując autobus.

Oboje wstaliśmy i przeciągnęliśmy się. Kręgosłup i nogi odmawiały mi posłuszeństwa, po tylu godzinach bezruchu. Ale podejrzewam, że pod koniec dnia będą mi odmawiały posłuszeństwa z bólu.

Powietrze było parne, a ulice całe w kałużach. Słońce dopiero wzeszło, więc musiało być parę minut po piątej. To chyba mój pierwszy raz, kiedy wstałam w wakacje o tak wczesnej godzinie. To chyba mój pierwszy raz, kiedy wstałam w wakacje gdzie indziej niż łóżku. Te wakacje to ciąg rzeczy, które robię po raz pierwszy w moim życiu.

- Patrz, jesteśmy tu. - Noah pociągnął mnie za rękaw bluzy, zwracając na siebie moją uwagę.

Miał w rękach lekko mokrą, od wczorajszego deszczu mapę. Pokazał punkt oddalony zaledwie o dwie godziny od jego domu i o niecałe cztery od mojego. Odetchnęłam.

Poszliśmy w stronę centrum miasta, znaleźć coś, co przetransportuje nas do domu Noah,a. Natknęliśmy się jednak na coś innego. Przed nami był ogromny diabelski młyn. Tak wielki, jakiego w życiu jeszcze nie widziałam. Gdybym tylko miała aparat, to wjechałabym tam, mimo mojego lęku wysokości.

- Wjeżdżamy? - spytał brunet, patrząc na mnie z iskierkami w oczach.

Pokręciłam przecząco głową.

- Nie ma takiej opcji - powiedziałam. - Wolałabym iść coś zjeść.

- To pójdziemy coś zjeść, a potem się przejedziemy - stwierdził i zaczął iść w stronę jakiejś kawiarni, zanim zdążyłam coś wtrącić.

- Pod warunkiem, że będą to gofry - mruknęłam.

Od razu, kiedy poczułam zapach gorących gofrów, dobiegający z jakiejś restauracji, zapragnęłam zjeść te pyszności. Nie jadłam gofrów od kilku dobrych lat. Właściwie to od ostatnich kilkunastu godzin w ogóle nic nie jadłam.

- Będą gofry. - Zaśmiał się chłopak i otworzył mi drzwi do najbliższej kawiarni.

Prawie żadna restauracja niebyła otwarta o tej porze, więc nie mieliśmy dużego pola manewru. Weszliśmy do pierwszej lepszej i od razu zamówiliśmy podwójne gofry z bitą śmietaną i karmelem. Dostaliśmy je niemal od razu. Zajęliśmy miejsca pod oknem i podczas jedzenia śniadania oglądaliśmy przechodniów.

O dziwo nie wstydziłam się jeść przy Noah'u. A jeszcze wczoraj miałam przed tym opory. Ta krępująca ściana między nami jakby się rozpłynęła podczas ostatniej nocy.

- To, jak wrócimy do domu? - spytałam, ale tym razem nie było to pytanie histeryczne.

Nie bałam się już tak jak wcześniej. Noah dowiózł nas aż tutaj i wierzę, że z nim dotrę bezpiecznie do domu.

- Widziałem reklamę wypożyczalni pojazdów - odparł, wycierając twarz z resztek bitej śmietany. - Mam prawo jazdy na motor i samochód, więc z tym nie będzie problemu.

- Motorem nie jedziemy. Nie ma takiej opcji - powiedziałam gwałtownie, prawie potrącając solniczkę stojącą na stoliku.

- Nie musimy. - Uniósł ręce w geście obronnym. - Ale tak byłoby szybciej i myślę, że taniej.

Pokręciłam przecząco głową. Zdążyłam się już przekonać, że jest dobrym człowiekiem, ale nie zdążyłam się przekonać czy jest dobrym kierowcom. I nie chcę tego sprawdzać na przejażdżce motorem.

- To odpuścimy sobie diabelski młyn, ale pojedziemy jak cywilizowani ludzie.

- Ja już widzę, co ty kombinujesz. - Zaczął się śmiać. - Ty się po prostu boisz wsiąść na diabelski młyn.

- Może trochę, ale i tak wolę wrócić samochodem - mruknęłam, kończąc posiłek.

Wywrócił oczami. Wydało mi się to słodkie. Czy on też tak na to patrzył, kiedy ja to robiłam?

Tak czy siak, wyszło na jego i godzinę później siedzieliśmy na samej górze tej kręcącej się maszyny śmierci. Jednak nie było tak źle. Brunet cały czas trzymał moją dłoń, dopóki nie przestałam panikować. Później, kiedy już otworzyłam oczy, okazało się, że to świetna zabawa.

Z góry widać było całe miasto i jego obrzeża. Jakieś lasy, jeziorka i ogromne identyczne osiedla. Osiedla złożone z identycznych białych bloków, identycznie ustawionych. Ja mieszkam na takim osiedlu. Na osiedlu z idealnie identycznymi domami, wyglądającymi jak makiety. Z identycznie czystymi ogródkami i tak samo ustawionymi meblami wewnątrz. Jak w idealnym życiu. A jednak coś mnie tknęło. Życie powinno być nieoczywiste i szokujące, a nie idealne i nudne.

A takim właśnie sami uczyniamy swoje życia. Mamy czyste kartki i decydujemy się na idealne życie w idealnych domach, zamiast na masę przygód, kochanych przyjaciół i złe decyzje. Złą decyzją było to, że podobało mi się mieszkanie w identycznie idealnym domu, który tak naprawdę całe dnie stał cichy i pusty.

Potrzebowałam odskoczni, żeby zobaczyć, co to znaczy żyć. I jestem za to wdzięczna.

Looking for LoveWhere stories live. Discover now