Rozdział 27

12.4K 447 65
                                    

- Nie dzwoń do mnie więcej! - powiedziałam podniesionym głosem. - Nie rozumiesz, że nie chcę Cię znać?

- Co innego mówiłaś - mruknął jakby smutny.

- Co? Niby kiedy? - wrzasnęłam.

- Dzwoniłem do ciebie, jak byłaś na tym obozie i powiedziałaś wtedy, że nic się między nami nie zmieniło.

Pamiętam, że dzwonił po tym, jak się upiłam ostatniego dnia, ale nie pamiętam naszej rozmowy. Czego ja mu nagadałam?

- Słuchaj, byłam pijana. Bredziłam - zaczęłam się tłumaczyć. - Co nie zmienia faktu, że nadal nie chcę Cię znać.

- Przepraszam Cię - mruknął.- Byłem pijany, kiedy Cię zdradziłem. Może po prostu o tym wszystkim zapomnimy?

Prychnęłam. Kretyn.

- Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj. Nie dzwoń i nie pisz - powiedziałam, po czym się rozłączyłam.

Schowałam telefon do kieszeni i wróciłam na oddział. Właśnie wypisywali Noah'a. Nie wchodziłam do sali, kiedy odbierał wypis. Poczekałam przed pomieszczeniem razem z Alice i Max'em, którzy właśnie przyjechali. Oboje widocznie czuli się lepiej niż wczoraj.

- W porządku, Cass? - spytała Alice.

Przytaknęłam.

Sama sobie zgotowałam. Gdybym się wtedy nie upiła, to nie miałabym teraz problemów z Rihanem, a Noah nie byłby w szpitalu. Gdybym w ogóle nie pojechała na ten obóz, teraz siedziałabym pod moim kocykiem w laptopem na kolanach i wszyscy by się czuli dobrze.

Moje rozmyślania przerwało wyjście lekarza, a zaraz potem Noah'a, ze szpitalnej sali. Chłopak szedł uśmiechnięty od ucha do ucha, chociaż z kulą w ręku. Skręcił kostkę, więc bardzo kulał, a na czole zamiast bandaża już miał tylko plaster. Poza tym jego ręce były całe w siniakach i małych zadrapaniach.

Doszliśmy do windy, a potem całą czwórką zjechaliśmy na parking. Wsiedliśmy do samochodu Max'a. Był mniejszy i o wiele bardziej ubrudzony niż Noah'a. Ja z Alice zajęłyśmy tylne miejsca i po cichu rozmawiałyśmy o jakichś głupotach. Chłopaki słuchali muzyki z radia i rozmawiali o składzie w najbliższym meczu. Kapitan drużyny tym razem nie zagra.

Dojechaliśmy do domu Noah'a, a ten zaprosił nas do środka. Telefon został gdzieś w resztkach jego samochodu, ale klucze na szczęście miał w kieszeni spodni.

Wszyscy byliśmy zmęczeni, po na wpół nieprzespanej nocy, więc usiedliśmy przed telewizorem i zamówiliśmy pizzę. Oglądnęliśmy jakiś film kryminalny, którego większość przespałam, leżąc głową na ramieniu Noah'a.

Później graliśmy w monopoly. Jak zwykle miałam najmniej pieniędzy i najmniej posiadłości. Nie wiem jak to możliwe, ale zawsze przegrywam tę grę. Chyba się jeszcze nie zdarzyło, żebym wygrała.

Kiedy zaczęliśmy drugą turę, zadzwonił mój telefon. Wyszłam na taras, żeby móc swobodnie porozmawiać, nie przeszkadzając reszcie. Na dworze od razu Bella zaczęła na mnie skakać. Odebrałam telefon. Dzwoniła mama.

- Gdzie ty się znowu podziewasz? Nie mam już do ciebie siły! - krzyczała. 

Ona nigdy nie robi niczego innego, jak tylko krzyczy.

- Mój... - zawiesiłam się na chwilę, ale zaraz poprawiłam. - Moja koleżanka miała wypadek i pojechałam do niej do szpitala. - Mruknęłam.

- Nieważne - warknęła i znając ją, machnęła ręką. - Masz jak najszybciej przyjechać do domu. Musimy porozmawiać.

- Mamo, będę jutro rano. Muszę zostać i pomóc mojej koleżance, bo...

- Dzisiaj wieczór. Masz być o dziewiątej - powiedziała i się rozłączyła.

Zajebiście.

Pogłaskałam Bellę, która nieustanie siedziała koło moich nóg i czekała na mizianie, po czym wróciłam do środka.

- Muszę wrócić do domu do wieczora - powiedziałam, biorąc swój plecak. - Będę już lecieć.

- Nie wolisz poczekać i wieczorem wrócić z nami? - spytał Max.

- Muszę wrócić teraz. Rodzice mają jakąś ważną sprawę. Pojadę autobusem, luzik.

Kiwnęli głowami, a Noah wstał i kulejąc, podszedł do mnie. Nachylił się i mnie pocałował. Odsunęliśmy się od siebie z uśmiechami na ustach.

- Zadzwoń, jak dotrzesz do domu, ok?

- Ok.

Pożegnałam się z resztą i wyszłam z domu, idąc na najbliższy przystanek. Autobus przyjechał kilka minut później.

***

- Usiądź - powiedziała mama, wskazując na kanapę, a sama usiadła na fotelu.

Tata właśnie wszedł do pomieszczenia i też usiadł. Poczułam skrępowanie, bo nie siedziałam z nimi razem w pokoju od dobrych kilku lat. Ich albo nie ma, albo pracują w swoich gabinetach. A teraz siedzieliśmy razem i to nie z wesołymi minami.

- Chcieliśmy Ci o czymś powiedzieć - zaczęli w tym samym czasie, ale tata pozwolił, aby mama zabrała głos.

- Dostaliśmy awans w pracy - powiedziała kobieta, na co tylko prychnęłam. Co mnie to obchodzi? - Tylko że będziemy musieli się wyprowadzić.

Uniosłam brwi.

Nie wiedziałam jak zareagować. Nie chciałam tu mieszkać, ale nie chciałam się wyprowadzać. Mam tu znajomych, przyjaciół.

- A co z moją szkołą?

- Pójdziesz do nowej - powiedział ojciec, dodając nazwę miasta, do którego się wyprowadzamy.

Przecież to jakieś trzy godziny od mojego teraźniejszego domu i pięć godzin od domu Noah'a. W końcu stracę kontakt i z nim i z Alice i ze wszystkimi innymi. To się nie może tak skończyć.

Zachowałam się jak rozwydrzony bachor i poszłam do swojego pokoju, tupiąc nogami. Nie mogli mi zrobić takiego świństwa. Nie mogli.

Wybrałam numer do Alice i od razu, kiedy odebrała, wypaliłam:

- Zapiszmy się do tamtej szkoły.

Looking for LoveWhere stories live. Discover now